Trzaskowski przejął od Tuska sposób porozumiewania się z wyborcami w stylu Gierka z jego spotkań z robotnikami w styczniu 1971 r. w Szczecinie i Gdańsku.
To, co najbardziej rzuca się w oczy i uszy podczas kampanijnych wystąpień Rafała Trzaskowskiego jest prostactwo jego przekazu. Tak, jakby przemawiał do samych jełopów. Niektórzy komentatorzy złośliwie twierdzą, że tak właśnie jest, choć logicznego związku między treścią pogadanek Trzaskowskiego a tym, kim są jego słuchacze, raczej nie da się udowodnić. Choćby dlatego, że prezydent Warszawy tak mówi od lat, niezależnie od audytorium, bo przecież także w telewizyjnych, radiowych, prasowych i portalowych wywiadach. Można powiedzieć, że to jest cały Rafał.
Spośród tzw. poważnych kandydatów na prezydenta RP Rafał Trzaskowski jest tym, który w kampanii opowiada największe trywializmy, a to sprowadzanie kontaktów z Polakami do nadętych bzdur negatywnie wpływa na innych kandydatów. Szymon Hołownia stosuje inną retorykę, ale jego pogadanki są tak samo puste, choć - to może się wydawać nieprawdopodobne – bywają mniej żenujące. Choć polityczna psychoanaliza w wydaniu Hołowni to „dzieło” samo w sobie, jednak wydaje się znacznie mniej tępa od wystąpień Trzaskowskiego w stylu lektora komitetu wojewódzkiego PZPR w czasach PRL.
Analizując wystąpienia Trzaskowskiego mamy zestaw bardzo trywialnych stwierdzeń (często też infantylnych) na tematy bezpieczeństwa, Unii Europejskiej, NATO, polityki zagranicznej, relacji z USA, Rosją i Chinami, na temat kobiet (tu pojawia się najwięcej pretensjonalnych głupot), edukacji etc. Stawiając na żałosną łopatologię Trzaskowski traci wszelkie intelektualne pretensje, bowiem na takim poziomie nie sposób się wykazać intelektualną sprawnością.
Trzaskowski przejął od Donalda Tuska sposób porozumiewania się z wyborcami w stylu Edwarda Gierka z jego spotkań z robotnikami 24 stycznia 1971 r. w Szczecinie i dzień później w Gdańsku. Ale jeśli metody Tuska uznać za prymitywne, to są one angażujące emocjonalnie, zaś metody i język Trzaskowskiego są toporne, a przez to są przyjmowane obojętnie lub całkiem chłodno. Nie zmienia tego sztuczne zagrzewanie uczestników przez partyjnych wodzirejów (szczególnie zabawny i nieporadny jest w tym Patryk Jaskulski).
Właściwie treść kampanii i wystąpień Trzaskowskiego nie ma żadnego znaczenia, gdyż przez swoją miałkość mało kogo on obchodzi. Liczy się tylko osoba Trzaskowskiego jako wzorzec z Sevres przedstawiciela współczesnych elit liberalno-lewicowych. A to oznacza, że Trzaskowski może liczyć na mocne poparcie zwolenników Koalicji Obywatelskiej, ale nie pozyskuje poparcia z zewnątrz, co ma zasadnicze znaczenie w drugiej turze wyborów.
Prymitywizm kampanijnych wystąpień Trzaskowskiego wynika też z tego, że mocno przeceniane jest jego wykształcenie (doktorat, języki obce), bo nijak się ono ma do jego sprawności intelektualnej czy kulturowych kompetencji. Prymitywizm nie przeszkadza wiernym zwolennikom Trzaskowskiego, bo oni są i tak nakręceni, ale budzi wątpliwości tych, którzy w wyborach parlamentarnych nie głosują na Koalicję Obywatelską. Dla nich Trzaskowski nie ma żadnej oferty atrakcyjnej intelektualnie, więc nie mają powodu, by w ogóle traktować go jako osobę ponadprzeciętnie inteligentną. Tym bardziej, gdy wziąć pod uwagę toporność jego wystąpień.
Trzaskowski jest na siłę lansowany jako prymus i intelektualista pełną gębą, ale tego kompletnie nie widać ani w argumentacji, ani w głębi (a właściwie jej braku) wywodów, ani w logice (po prostu jej nie ma), ani w kulturowym bagażu, który zwykle odciska się na używanym języku. Trzaskowski operuje językiem prostym jak trzonek od szpadla, jego ironia jest równie żałosna jak „twórczość” współczesnych polskich kabaretów, a mania związana ze znajomością francuskiego wskazuje na głębokie kompleksy, głównie intelektualne.
Trzaskowski chce być równiachą i kokietuje Polaków tym, że chociaż jest taki wykształcony, potrafi nawiązać kontakt z każdym. I tu jest pies pogrzebany: w ogóle nie widać tego jego wykształcenia. A podlizywanie się ludowi jest jeszcze bardziej pretensjonalne i sztuczne, jak umizgi młodopolskich artystów do chłopstwa. Trzaskowski jest potwornie kanciasty, a retorycznie wręcz żałosny. Ale to przecież crème de la crème Koalicji Obywatelskiej, a lepszych egzemplarzy nie posiadają.
Tłucze się finalista wyborów prezydenckich w 2020 r. po kraju i robi, co może, a ponieważ jest jak jest, może niewiele. Wciska legendę o swojej wyjątkowości, tylko jej wcale nie widać. A im bliżej 18 maja 2025 r. (pierwszej tury wyborów), tym nie będzie widać jeszcze bardziej. Natomiast cały czas widać nadętego prymusika, któremu przez całe życie wszystko podsuwano i za niego robiono, a najusilniej robiono z niego kogoś wyjątkowego. I to się udało, bo Trzaskowski jest wyjątkowo trywialny, sztuczny i zakochany w sobie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/724667-trzaskowski-wyjatkowy-w-marnosci-i-trywialnosci-pogladow