Orędzie Donalda Trumpa wygłoszone przed połączonymi izbami Kongresu już przeszło do historii. Reakcja Demokratów i ich mediów sprawia, że na trwale zapisze się w powszechnej historii nikczemności.
Orędzie Trumpa o stanie państwa pod wieloma względami było wyjątkowe. Po pierwsze trwało aż 99 minut i o 17 było dłuższe niż to, które w 2000 roku wygłosił Bill Clinton. Żadnemu też przemówieniu prezydenta w Kongresie nie towarzyszyły tak gwałtowne i zorganizowane protesty.
Owszem, wcześniej zdarzały się pojedyncze incydenty - w 2006 w czasie przemówienia George’a Busha zaproszona na galerię Cindy Sheehan, matka zabitego w Iraku żołnierza – rozwinęła koszulkę z napisem „2245 zabitych – ile jeszcze?”. W 2009 republikański kongresmen Joe Wilson z Karoliny Południowej krzyknął pod adresem Baracka Husseina Obamy: „Kłamiesz!”.
Zdarzało się buczenie jak po adresem Clintona po aferze z Moniką Levinski, ale powszechnie uznawano takie zachowania za naruszenie decorum, jako oznakę braku szacunku dla prezydenta, dla wyborców i demokratycznych instytucji państwa.
Nigdy jednak nie zdarzyło się tak, jak 4 marca 2005 roku, kiedy to pełniąca straż w Kongresie, Policja Kapitolu wyprowadziła teksańskiego kongresmena Alana Greena, który mimo wielokrotnych upomnień ze strony spikera Izby Reprezentantów Mike’a Johnsona stał i wydzierał się w czasie wystąpienia Trumpa.
Po prawej – patrząc od strony przemawiającego prezydenta siedzieli Demokraci. Większość pań na znak jakiegoś tam protestu przybrała różowe stroje, a niemal wszyscy mieli gotowe tabliczki z jakimiś tam hasłami i jak na komendę, jak na komunistycznych wiecach, jak na sowieckich, czy północnokoreańskich stadionach, jak wytresowana w fanatycznym posłuszeństwie sekta podnosili je na zmianę: Musk kradnie, Kłamiesz, Fałsz, ratujmy Medicaid etc.
Rzecz bezgustna, tandetna, sterowana błazenada, objaw całkowitej bezmyślności, zbiorowej psychozy i braku szacunku dla ponad połowy Amerykanów, którzy przecież głosowali na Trumpa, dla swojego państwa i instytucji.
W Polsce u prorządowych publicystów i zwolenników koalicji Tuska te łamiące obyczaj, normy przyzwoitości zachowania wywołały zachwyt. Zupełnie jak wtedy gdy Jachira rozrzucała z sejmowej galerii śmieci – pocięty papier.
Wszystko to było nędznym spektaklem, ale wydarzyło się jeszcze coś, co zapisze się w Powszechnej Historii Nikczemności. Wśród zaproszonych przez Trumpa gości na galerii był 13 letni Devarjaye „DJ” Daniel. W 2018 roku zdiagnozowano u niego nowotwór mózgu. Wyrok dla 7-latka brzmiał 5 miesięcy życia.
W ciągu 6 lat walki z chorobą i jej nawrotami chłopiec przeszedł 12 operacji. Jego wielkim marzeniem jest zostać stróżem prawa, więc zbiera odznaki policji, różnych służb i agencji. Blisko 1000 jednostek w całym kraju przyjęło go w swoje szeregi jako honorowego członka.
Z całej Ameryki policjanci i funkcjonariusze ślą wyrazy wsparcia, odznaki, legitymacje, proporce etc. pomagając mu budować swą kolekcję i realizować marzenie.
I oto taki chłopiec pojawia się w Kongresie, a prezydent Stanów zjednoczonych oddaje mu honory.
Dziś wieczorem dołączył do nas na galerii młody człowiek, który naprawdę kocha naszą policję. Lekarze dawali mu najwyżej pięć miesięcy życia. To było ponad sześć lat temu
— mówi prezydent.
Od tego czasu DJ (przydomek chłopca) i jego tata starają się wypełnić marzenia. DJ został zaprzysiężony jako honorowy członek wielu jednostek. Policjanci go kochają. A dziś uhonorujemy cię w najwyższy sposób. I dziś wieczorem, DJ, twoim udziałem stanie się największy zaszczyt ze wszystkich. Proszę naszego nowego dyrektora Secret Service Seana Currana, aby oficjalnie uczynił cię agentem Stanów Zjednoczonych.
Curran bierze chłopca w ramiona, ściska i wręcza mu legitymację tajnych służb, które zajmują się m.in. ochroną prezydenta Stanów Zjednoczonych. DJ z duma pokazuję ją światu.
Wszyscy goście na galerii i połowa kongresmenów wstają, oklaskują i wiwatują na cześć młodego wojownika, niezłomnego bohatera.
Ale jest druga strona sali. Tam siedzą Demokraci. Z założonymi rękami, bezduszni, wściekli, nadęci. Aż bije od nich zło. Wcześniej nie potrafili też wstać, okazać współczucia i oddać czci matce zamordowanej przez nielegalnego imigranta dziewczyny.
I znów siedzą – część jak nadęte kwoki, część z pogardliwymi uśmieszkami, część jak zastygnięte kamienie zła. Jedyną która wyrywa się z tego grupy nienawidzących, złych ludzi jest nowojorska kongresmenka Laura Gillen. Wstaje i wzruszona oklaskuje chłopca.
Potem jej towarzysze partyjni oskarżają ją w mediach społecznościowych o to, że uczestniczyła w wyreżyserowanym spektaklu współczucia.
Odpychające, obrzydliwe reakcje przetaczają się przez fanatycznie wspierające Demokratów media. Tam też jest sekta. Prawdziwy popis zła w postaci czystej, krystalicznej dała komentator MSNBC Nicolle Wallace. Niegdyś Republikanka w administracji Busha, dziś jak wielu gorliwie służących nowym panom (znamy takie postaci po przejściu z PiS do KO) fanatycznie wręcz ich zwalczająca.
Mam nadzieję, że (chłopiec) będzie miał długie życie jako stróż prawa.
komentuje na antenie MSNB C Wallace orędzie prezydenta i uhonorowanie chłopca.
Ale mam też nadzieję, że nie będzie musiał bronić Kapitolu przed zwolennikami Trumpa. A jeśli przyjdzie mu to robić to niech nie będzie jedną z sześciu osób, które popełnią samobójstwo. I mam nadzieję, że nie będzie musiał zeznawać przeciwko ludziom, którzy dopuścili się spisku, podżegania do buntu, a potem doczekali się ułaskawienia przez Donalda Trumpa
W jakiś sposób Wallace połączyła historię dzielnego chłopca z zamieszkami 6 stycznia 2021, kiedy to podejrzewający sfałszowanie wyborów zwolennicy Trumpa wdarli się na Kapitol i do budynków Kongresu.
Tak nędzne, że Wallace zawstydziłaby Zembaczyńskiego, który szydził z grymasów posła Ziobry wywołanych jego chorobą nowotworową i chemią, którą przyjmował..
Najbardziej znany brytyjski publicysta Pierce Morgan skomentował:
Podejmowanie historii tego chłopca i w dziwaczny, dystopijny i straszny sposób prowokowanie nas do myślenia, że mógłby się zabić było jedną z najbardziej odrażających i odpychających rzeczy jakie kiedykolwiek widziałem w amerykańskich mediach
A kolejna gwiazda MSNBC - Rachell Maddow:
Dla jasności, i to jest obrzydliwe — prezydent zrobił widowisko chwaląc młodego człowieka, który do tej pory przeżył nowotwór wieku dziecięcego, jakby prezydent miał z tym coś wspólnego
Podobnych wstrętnych komentarzy było ze strony Demokratów i pracujących dla nich mediów wiele.
Nawet na chwilę nie mogli zostawić chłopca w spokoju, nie dać mu nacieszyć się jedną z niewielu chwil radości w pełnym cierpienia życiu. Nie mogli nie splugawić inspiracji jaką niesie innym chorym dzieciom, a nawet wszystkim Amerykanom.
Niby współczują chłopcu, niby go podziwiają, ale tak naprawę ważniejsze jest by dać upust swej nienawiści do Trumpa, do przeciwników politycznych. Nawet przy takiej okazji – oddawania czci dzielnemu chłopcu muszą ulać zło.
Mamy do czynienia z ludźmi z jakiegoś odmiennego kręgu kulturowego. To nie pojedyncze przypadki kiedy nienawiść zżera komuś mózg, ale psychoza u całych grup. Na 265 członków Kongresu z Partii Demokratycznej znalazła się tylko jedna przyzwoita Laura Gillen.
Mamy do czynienia z patologiczną postawą całych społeczności. Jakby z innej planety przybyły, do innej cywilizacji należały. Nienawiść tak silna, że zabija nawet najprostsze odruchy przyzwoitości.
Profesorowie i wybitni aktorzy i w Polsce i w Ameryce, posłowie i członkowie Kongresu, politycy, dziennikarze publicznie bluzgający, odwołujący się do brudnej fizjologii, byle dać upust swej pogardzie wobec ludzi o innych poglądach niż oni. Rechocący z czyjegoś nieszczęścia, czy grzesznego upadku. Jakby padli ofiarą jakiejś zarazy, modyfikacji genów, zbiorowej destrukcji umysłów i serc. Jakby z jednej „hodowli” pochodzili
Przestaje chodzić o spory polityczne, gry interesów, czy walkę klasową jak prymitywnie złożoność postaw społecznych definiują marksiści. Mamy do czynienia z czymś znacznie gorszym - z epidemią zła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/723277-hodowani-by-nienawidzic