Ruscy wykorzystali przyjemność, a wręcz rozkosz, jaką nosicielom i kolporterom operacji sprawiało dekorowanie się hasłem „Je…ć PiS” lub jego wykrzykiwanie.
10 czerwca 2017 r. znany „demokrata” Władysław Frasyniuk blokował przejście osobom chcącym upamiętnić 86. miesięcznicę katastrofy smoleńskiej. Awanturnictwo to typowe zachowanie „demokraty” Frasyniuka, lecz tym razem co innego zwracało uwagę. Otóż przyszedł on blokować przejście udekorowany znaczkiem z napisem „Je…ć PiS”. Po rosyjsku. Nie chodziło tylko o cyrylicę, bowiem czasownik w tym haśle znaczy po rosyjsku to samo, co po polsku. I w Rosji jest znacznie częściej używany niż w Polsce. Można powiedzieć, że jest w Rosji równie uniwersalny, jak w Polsce słowo na „k”. Co też dowodzi pochodzenia tego zwrotu wprost z Rosji, jak i rosyjskich korzeni całej operacji. A oryginalny znaczek u Frasyniuka można uznać za formę podpisu, autoryzacji.
W świetle tego, co już wiemy o tym, że to Rosjanie wymyślił akcję „Je…ć PiS” (także w wersji ośmiu gwiazdek) i ją w Polsce realizowali wciągając do niej dziesiątki tysięcy zwolenników i polityków ówczesnej opozycji, a obecnej koalicji rządzącej, znaczek przypięty przez Frasyniuka w czerwcu 2017 r. jest bardzo cennym dowodem. Frasyniuk był jednym z pierwszych (o ile nie pierwszym), który publicznie pojawił się z „oryginałem”, co wiele mówi o metodach działania ruskich i o dokonanej przez nich selekcji wykonawców operacji „Je…ć PiS”.
Frasyniuk nie należy do ludzi, którym nieświadomie można coś wcisnąć. On się przyozdobił ruskim oryginałem całkiem świadomie. I jeśli polski kontrwywiad choćby przez minutę potraktowałby serio ruską operację „Je…ć PiS”, a powinien, musi ustalić, skąd się wziął ruski oryginał znaczka w klapie marynarki Frasyniuka. Nie chodzi przecież o znaczek, tylko o to, jak operacja rosyjskich służb była w Polsce realizowana. Bo tymi samymi metodami i kanałami może być realizowana każda inna niebezpieczna dla Polski operacja, łącznie z terrorystycznymi. Ta z hasłem „Je…ć PiS” też była groźna, bo chodziło o ustawienie wyborów, co przynajmniej w październiku 2023 r. się udało.
W operacji „Je…ć PiS” nie ma nic do śmiechu, a raczej do rechotu, jaki demonstrowali i demonstrują zadowoleni z siebie kolporterzy tego hasła, np. poseł Witold Zembaczyński. To jest przecież rechot z samych siebie – jako kompletnie otumanionego narzędzia ruskiej operacji. Służby Rosji liczyły na ten rechot i na satysfakcję, jaką mieli jej uczestnicy, bo to przykrywało wszelkie pytania o jej inicjatorów i swego rodzaju menedżerów. Ruscy wykorzystali przyjemność, a wręcz rozkosz, jaką nosicielom i kolporterom operacji sprawiało dekorowanie się hasłem „Je…ć PiS” lub jego wykrzykiwanie.
Na bazie rozkoszy, jaką bardzo łatwo wywołać i nią zarządzać, można organizować kolejne operacje, w tym bardzo groźne dla Polski, a ich uczestnicy będą nie tylko bardzo z siebie zadowoleni, ale też bardzo gorliwi w ich realizacji. Żeby „do…bać” pisowcom. Okazuje się, że bardzo łatwo jest manipulować ludźmi wręcz opętanymi nienawiścią do Prawa i Sprawiedliwości, a najważniejszym czynnikiem jest tu jakaś wszeteczna przyjemność z pognębienia przeciwnika. To zresztą rosyjskie służby wykorzystują przeciwko Polsce i Polakom już od XVIII wieku.
Skoro istnieje wiele ruskich śladów operacji „Je…ć PiS” i mamy kolportera oryginalnego znaczka w osobie Władysława Frasyniuka, kontrwywiad, jeśli za rządów Tuska nie jest tylko atrapą, powinien znaleźć brakujące ogniwa i sprawę dogłębnie wyjaśnić. Oczywiście może nic nie robić, gdyż obecna władza na operacji „Je…ć PiS” bardzo skorzystała, ale generalnie polskie państwo nie może tej sprawy zaniechać. Jeśli obecnie zostanie ona skręcona, to powinno się do nie wrócić natychmiast po zakończeniu rządów Koalicji 13 Grudnia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/722426-skad-frasyniuk-wzial-oryginalny-znaczek-ruskiej-akcji