Sędziowie, którzy dawali „rękojmię należytego wykonywania obowiązków sędziego w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” będą, jeśli prezydent Andrzej Duda się zawaha, rozstrzygać o ważności najbliższych wyborów kolejnego prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej.
Forsowana przez interesariusza wyborów, marszałka Szymona Hołownię, przyjęta przez Sejm i Senat głosami miłośników praworządności tzw. ustawa incydentalna, przewiduje chirurgiczną segregację sędziów.
Posłowie i senatorowie PO, PSL, Lewicy i partii marszałka nadzwyczajnym zaufaniem obdarzają tych sędziów Sądu Najwyższego, którzy mają najdłuższy staż orzekania. Czyli tych, którzy w latach osiemdziesiątych dawali „rękojmię” stania na „straży praworządności ludowej”.
Gdyby bowiem nie dawali, to Rada Państwa miała ustawowe uprawnienia, by na wniosek ministra sprawiedliwości odwołać sędziego „jeśli nie daje on rękojmi należytego wykonywania obowiązków sędziego”. Żeby było łatwiej oceniać, prezes sądu wojewódzkiego prowadził dla „każdego sędziego osobny wykaz służbowy zawierający istotne dane dotyczące jego stosunków osobistych i służbowych”. Na tej podstawie prezes co trzy lata sporządzał dla każdego sędziego opinię służbową, w którą wyposażał ministra sprawiedliwości.
Łatwo i poręcznie mógł więc minister ocenić, czy sędzia radzi sobie z obowiązkiem zapisanym w art. 67 prawa o ustroju sądów powszechnych:
Sędzia jest zobowiązany wiernie służyć Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, sumiennie wypełniać obowiązki wynikające ze ślubowania sędziowskiego oraz stale podnosić poziom swojej świadomości społecznej i wiedzy zawodowej(..)nie wolno mu brać udziału w takich wystąpieniach, które mogłyby osłabić zaufanie do jego bezstronności lub wierności PRL.
Rzeczowej podpowiedzi ministrowi i prezesowi mógł zawsze udzielić na zgromadzeniu ogólnym sędziów przedstawiciel wydziału administracyjnego Komitetu Wojewódzkiego PZPR, któremu politycznie wymiar sprawiedliwości podlegał, a ustawa dawała prawne możliwości uczestnictwa w pracy organu sądu.
Zanim aplikant zostawał sędzia przechodził 2.letnią aplikację, w której programie było kilkadziesiąt godzin zajęć ideowo-politycznych. Można było uzyskać z nich zwolnienie pod warunkiem uczestnictwa w kursach Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu. Nie dziwi nacisk na takie przygotowanie kadr, skoro pierwszym zadaniem sądów powszechnych była „ochrona politycznego i społeczno-gospodarczego ustroju PRL”, a też oddziaływanie wychowawcze „w zakresie przestrzegania zasad praworządności, sprawiedliwości społecznej, dyscypliny pracy, troski o mienie społeczne(…) zgodnie z zasadami i celami ustroju PRL”.
Prawo wstępu do wymiaru sprawiedliwości przyszli sędziowie potwierdzali rotą ślubowania zapisaną w art. 59. Przyrzekali więc: „przyczyniać się do wszechstronnego rozwoju PRL, stać na straży jej politycznego, społecznego i gospodarczego ustroju, ochraniać zdobycze ludu pracującego, własność społeczną(…)strzec praworządności ludowej i umacniać świadomość prawną obywateli(…)sprawiedliwość wymierzać bezstronnie, a w postępowaniu kierować się zasadami godności, uczciwości i sprawiedliwości społecznej”.
Nakładając na sędziów różnie komponowane obowiązki polityczne, liderzy koalicji Frontu Jedności Narodu zadbali zarazem o odrobinę dostatku dla pracowników ludowej Temidy. Po 10 latach pracy mieli prawo do 6 dodatkowych dni urlopu, a po 15 - do 12. Cennym przywilejem, którym koalicja FJN obdarowała środowisko było prawo do „dodatkowej powierzchni mieszkalnej w postaci oddzielnej izby”. Nadto jakiekolwiek wyższe opłaty z tego tytułu nie obowiązywałyby sędziego podczas zajmowania stanowiska.
„Wyrachowanie partyjne”
Zażenowanie budzą głosy za ustawą incydentalną polityków, którzy z przepisami ustawy z 1985 roku zmagali się bez względu na osobiste konsekwencje. Dziś wyłącznie z wyrachowania partyjnego, bez pożytku dla demokracji. Władza która dobiera sobie sędziów po uważaniu, a tym bardziej po takim uważaniu, groźna staje się dla obywateli myślących inaczej.
Bezprawne przy tym jest stygmatyzowanie sędziów powołanych w demokratycznych procedurach, etycznie zaś obrzydliwe, że czynią to politycy, którzy z praworządnością lat 80.tych czynnie walczyli. Wstyd dla senatorów Borusewicza, Rybickiego, Schetyny…
Stratą czasu prezydenta RP była rozmowa na temat rokoszu prawnego z panem marszałkiem Hołownią.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/721592-latarka-w-polmrok-rekojmia-wyborcza-z-muzeum-prl