Jeśli Sikorski tak reprezentuje polskie interesy za granicą, jak się wygłupia w sprawie szczytu pod przewodem Emmanuela Macrona w Paryżu, to jest gorzej niż źle.
Radosław Sikorski ściemnia, albo nic nie wie, albo próbuje kreować rzeczywistość. Tyle tylko, że nawet w tej kreacji wszystko jest nie tak. „Bardzo się cieszę, że prezydent Macron zaprosił naszych przywódców do Paryża” - oznajmił Sikorski na platformie X. „Nasi przywódcy” mieliby 17 lutego 2025 r. w Paryżu nagle debatować w sprawie Ukrainy. W BBC podano, iż „polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski poinformował, że Emmanuel Macron zwołał szczyt europejskich przywódców, choć prezydent Francji niczego takiego jeszcze nie ogłosił”. No i się zaczęło.
Gdyby prezydent Macron ogłosił zwołanie jakiegoś szczytu, powinni o tym wiedzieć Tusk i Sikorski, wszak trwa polska prezydencja w UE. A gdyby wiedzieli, nie powinni się tym cieszyć, bo ległaby w gruzach bajeczka opowiadana przez rządzących, że Tusk jest liderem Europy i bez niego nic się nie zdarza. Jeśli miałby być szczyt, powinien go ogłosić Tusk, a nie Macron. Inicjatywa Macrona nie byłaby kompromitująca dla Tuska i Sikorskiego tylko wtedy, gdyby nie chodziło o szczyt przywódców państw członkowskich UE, ale o coś w szerszej formule. Ale okazało się, że Sikorski zaczął albo piętrowo ściemniać, albo wszystko mu się pomieszało.
Na platformie X szef polskiego MSZ podał, że premier Donald Tusk pojedzie w poniedziałek 17 lutego 2025 r. do Paryża na zaproszenie Macrona, gdyż „musimy pokazać naszą siłę i jedność”. No, ale nic nie „pokazaliśmy”, bo wpis wkrótce zniknął z konta ministra. Jednak sprawa szczytu zaczęła żyć własnym życiem. Jacyś anonimowi „czterej dyplomaci” zapewniali, że „trwają dyskusje na temat tego, kto powinien zostać zaproszony na szczyt”. I w czasie owych dyskusji już się okazało, że „zaproszono Wielką Brytanię, która nie jest członkiem UE”. Zaproszono albo i nie, bo podobno wcale tego jeszcze nie przesądzono. Kto nie przesądził? Nie wiadomo. Ale przynajmniej media w Holandii poinformowały, że na szczyt uda się premier tego kraju Dick Schoof. Może się uda, choć nie wiadomo, czy został zaproszony.
Do gry wszedł portal Politico, na którym zaczęto marudzić, że jednak „nie podano informacji, czy w rozmowach w Paryżu wezmą udział wszyscy przywódcy UE czy tylko określona grupa”. No i nie wiadomo, co z tym premierem Wielkiej Brytanii Keirem Starmerem, choć on sam już zaczął się podobno pakować przed podróżą. Wyglądało na to, że Radosław Sikorski stał się bohaterem jakiejś odjechanej bądź zmistyfikowanej operacji. Przecież francuski minister spraw zagranicznych Jean-Noël Barrot nie miał nic do powiedzenia na temat tego, czy dojdzie do nadzwyczajnego szczytu w Paryżu. A szefowa europejskiej dyplomacji, Kaja Kallas, zwołała szczyt, ale na niedzielę 16 lutego i nie z przywódcami państw, tylko z ministrami spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej obecnych na konferencji w Monachium.
Jeśli Radosław Sikorski tak reprezentuje polskie interesy za granicą, jak się wygłupia w sprawie szczytu pod przewodem Emmanuela Macrona w Paryżu, to jest gorzej niż źle. Nic nie wie, ale jest źródłem informacji (?) dla polityków i mediów, a właściwie dezinformacji. Jeśli 16 lutego 2025 r. nic nie wiadomo na temat inicjatywy mającej się odbyć 17 lutego i miałaby być ona ważna, a wręcz przełomowa, to Sikorski żyje w świecie urojeń. Przecież na taki szczyt, gdyby faktycznie do niego doszło, nie jedzie się bez przygotowania, bez strategii, a nawet znajomości celów. To byłaby kompletna hucpa. A jeśli Sikorski (Tusk) mieliby improwizować czy coś tam deklarować „z głowy”, to katastrofa pewna, bo prędzej w głowach mają to, co wysypano przed głośną toaletą w Parku Skaryszewskim w Warszawie, niż jakieś istotne koncepcje. To tylko potwierdza, z jakim dziadostwem mamy do czynienia, gdy chodzi o rząd Donalda Tuska i jego czołowego ministra.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/721444-gdyby-macron-zwolal-szczyt-polska-prezydencja-bylaby-lipa