Od momentu kiedy zasiadł zasiadł w Gabinecie Owalnym Białego Domu Donald Trump prowadzi nieustające naloty dywanowe na pozycje Demokratów i dawnej administracji Bidena/Obamy. Ów gabinet to miejsce strategiczne, bo jest w nim wielkie biurko, na którym podpisał już kilkadziesiąt aktów wykonawczych – nie wszystkie, które w niecałe trzy tygodnie odmieniły Amerykę. Do tego decyzje podejmowane przez członków jego rządu.
Cała strategia Trumpa zasypania Demokratów rozporządzeniami i decyzjami była bardzo przemyślana. Jest ich taki gąszcz, że Demokraci nie wiedzą za co się najpierw łapać i działają w całkowitej panice i chaosie. Nie mają pojęcia jak reagować poza poddaniem się histerii swego skrajnie lewicowego skrzydła. A tam jak zawsze - jak i u nas: protesty, wiece, demonstracje i jazgot o upadku demokracji, konstytucji i czego tam jeszcze.
Najbardziej wymownym przykładem jest reakcja na likwidację USAID - Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, która miała nieść pomoc humanitarną na świecie, a zajmowała się głównie wpieraniem lewackich organizacji i budowaniem nowego wspaniałego, postępowego świata. Od 2008 roku wydala ponad bilion dolarów realizując najbardziej szaleńcze projekty.
Pieniądze zostały wstrzymane – budżet w roku rozliczeniowym 2023/2024 sięgał 70 mld dolarów, większość z 10-tysięcznej załogi zwolniona, a to co zostało z USAID zostało przeniesione do Departamentu Stanu. Wrzask się podniósł okropny, bo tysiące lewackich organizacji, setki mediów, ugrupowań politycznych etc. straciło finansowanie.
Muszą się pogodzić z tym, że Amerykanie nie akceptują idiotycznych, absurdalnych wydatków i nie bronić przegranej sprawy, Demokraci stanęli jak w okopach Świętej Trójcy, by nadal można było wydać z pieniędzy podatników 20 mln dolarów na szkolenia dziennikarzy ze Sri Lanki o tym jak unikać binarnego języka (chodzi o to, by nie określać płci bo w postępowym świecie może być ich wiele, a nie tylko jak u zacofanych kołtunów dwie – męska i żeńska).
Wedle badań AP-NORC już w 2023 roku 70% Amerykanów uznawało, że wydatki na pomoc zagraniczną są zbyt duże, a przecież nie wiedzieli jeszcze na jak idiotyczne programy są przeznaczane i jak wielka korupcja polityczna się z nimi wiąże.
Strateg Demokratów, politolog i publicysta Ruy Teixeira wskazuje, że sceptycyzm wobec pomocy zagranicznej jest jednym z najbardziej spójnych i trwałych badań opinii publicznej, a najbardziej jej przeciwni są ci, którzy w teorii powinni być wyborczą bazą Demokratów, a więc niebieskie kołnierzyki - klasa pracująca.
Amerykanie chcą mieć pewność, że najpierw zaspokajane są potrzeby kraju, a potem dopiero idzie pomoc za granicę. Np. 23 miliardy dolarów pokryłoby najbardziej potrzebne wydatki w parkach narodowych, a jeszcze prawie 50 mld by w budżecie USAID zostało. Tymczasem Demokraci nie potrafią odpuścić i bronią beznadziejnej sprawy.
W obłąkańczej tyradzie w CNN Senator Demokratów z Connecticut Chris Murphy obwieścił że Ameryka stanęła twarzą w twarz ze śmiercią demokracji.
To nie jest przesada, patrzymy śmierci demokracji prosto w oczy.
Senator Chris Van Hollen z Maryland jak zapiewajło skanduje na wiecach:
Hey, hey, ho, ho! Elon Musk has got to go! (Elon Musk musi odejść).
Dlaczego Demokraci nie potrafią odpuścić przegranej sprawy? Odpowiedź jest skomplikowana i prosta. Bo stali się zakładnikami swego skrajnego lewicowego skrzydła i ulegli histerii aktywistów i mediów działającym za publiczne pieniądze. Ogon macha psem.
Skrajna lewica wymusza na Demokratach, by we wszystkim przeciwstawiali się Trumpowi. Taka opozycja totalna, która broni nawet tego, by mężczyźni rywalizowali z kobietami w sporcie i pozbawiali je rekordów i medali, a nawet narażali ich zdrowie i życie. Tylko dlatego, że Trump chroni kobiecy sport.
David Axelrod, główny strateg prezydenta Baracka Husseina Obamy w wywiadzie dla Politico mówi, że Demokraci stali się w oczach wielu wyborców partią elitarną, a więc kompletnie nie zainteresowaną problemami przeciętnych obywateli. To akurat nie jest specjalnym odkryciem, bo Demokraci od dekad byli popierani przez świat akademicki, wielkie media, sławy estrady, filmu i telewizji i nieprzeliczone chmary biurokratów na publicznym żołdzie.
To partia chowu wsobnego, co uosabia m.in. była spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi – córka burmistrza Baltimore, a potem nawet siostra, gdy stanowisko objął jej brat. Całe życie w polityce i na salonach począwszy od stażu w Kongresie jeszcze w latach. 60-ych. Albo wspomniany już senator Van Hollen, który wiedzie aktywistyczny lud na barykady. Syn dyplomaty i ambasadora, który całe życie począwszy od stażu spędził pokojach i korytarzach Kongresu – czy to stanowego w Maryland, czy federalnego w Waszyngtonie.
Tysiące takich weteranów Partii Demokratycznej, czy to na szczeblu stanowym, czy federalnym są teraz zakładnikami najbardziej skrajnych, najbardziej agresywnych i prymitywnych aktywistów maści wszelakiej. Takich, których żywiołem są nieustanne protesty i darcie mordy.
Wśród Demokratów panuje strach, że odcięcie się od radykalnych band pozbawi ich partię energii, pasji, kontaktu z wielkim grupami młodych wyborców, a także obecności w mediach społecznościowych. Cała agresja tych fanatycznych grup zwróci się przeciwko nim. Stąd świat uniwersytecki, mediów i elit politycznych musi wciąż podlizywać się najbardziej prymitywnej, sfanatyzowanej frakcji Partii Demokratycznej, żyć z nią w zgodzie i symbiozie.
Komuś mogłoby się wydawać, że to jakaś poseł Jachira albo osoba Zembaczyńska mogą być prawdziwymi wzorami polityków i działaczy o odmiennej orientacji intelektualnej. Co w takim razie można pomyśleć o Laurie Pohutsky z Izby Reprezentantów w stanie Michigan. Na znak protestu przeciwko prezydenturze Trumpa ta wzmożona gniewem i oburzeniem kobieta postanowiła się wysterylizować.
Niecałe dwa tygodnie temu poddałam się operacji, aby mieć pewność, że nigdy nie będę musiała przechodzić ciąży w Ameryce Donalda Trumpa”
– obwieściła biseksualistka Pohutsky.
Nie pozwolę, aby rząd traktowała moje ciało jak walutę, widząc wartość tylko w mojej zdolności do prokreacji. Powtórzę: urzędująca przedstawicielka władzy zdecydowała się na dobrowolną sterylizację, ponieważ nie jest pewna, czy w przyszłości będzie miała dostęp do środków antykoncepcyjnych.
O swym brawurowym akcie poinformowała w przemówieniu do setek lewackich protestujących na trawniku Kapitolu Michigan. Akcja była zorganizowanych przez Ruch 50501, co oznacza 50 stanów, 50 protestów, jednego dnia. Tacy ludzie stanowią teraz o obliczu Partii Demokratycznej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/721232-ogon-macha-psem-amerykanscy-demokraci-w-opozycji-totalnej