Buty takich jaśniepanów jak Rafał Trzaskowski mogą się zmieniać na coraz wytworniejsze, ale słoma w nich jest nadal słomą.
Zajechał Rafał Trzaskowski na Kociewie i zaraz wziął się do demonstrowania, że choć on wielki pan z samej Warszawy, to już się nauczył, co znaczy w tym regionie „jo” (tak), tudzież „doch jo” (ależ tak) na sąsiednich Kaszubach. To bardzo znamienne nie tylko dla kampanii prezydenta Warszawy, ale dla jego osobowości i odgrywanych ról. Pomińmy to, że owe „jo” i „doch jo” były wyjątkowo infantylne, bo dużo więcej mogą się nauczyć „ptaki mimetyczne”, czyli np. papuga żako, papużka falista (potrafi wypowiedzieć ponad 1,5 tys. słów), gwarek czy lirogon.
Tanie popisywanie się różnymi infantylnymi grepsami to tylko koloryt objazdów Trzaskowskiego „z Kolbergiem po kraju” (była taka audycja w Polskim Radiu przypominająca dzieło etnografa i folklorysty Oskara Kolberga). Znacznie ważniejsze i poważniejsze jest to, kim Trzaskowski właściwie jest podczas tych swoich wojaży. I tu wychodzi na jaw bardzo charakterystyczny dla Platformy Obywatelskiej „klasizm”, czyli uprzedzenie klasy wyższej wobec klasy niższej. Przynależność do klasy wyższej jest oczywiście wydumana (choć uzasadniają ją takie „tuzy” nauki jak prof. Radosław Markowski), ale demonstrowana jest tak, jakby była realna.
Rafał Trzaskowski to przemiennie pan albo panicz z pałacu, który objeżdża różne dobra, spotykając się z urzędnikami prowadzącymi tartaki, młyny czy jakieś warsztaty (także niewielkie fabryki), z robotnikami, chłopami oraz ich rodzinami. Zagląda też do oficyn, gdzie świadczy się usługi dla pałacu i pałacowych (pranie, gotowanie, pieczenie), gdzie jest miejsce dla pałacowej służby. Trzaskowski demonstruje w ten sposób, że jest wprawdzie paniskiem, ale ludzkim, choć przecież każdy powinien znać swoje miejsce. Jest zagadką, skąd się bierze w partii Tuska i Trzaskowskiego przekonanie, że nie tylko jej liderzy, ale też zwykli członkowie są emanacją klasy wyższej. I to mimo że słoma uporczywie im z butów wystaje i wypada, że nie panują na językiem i nie są w stanie ukryć knajactwa. Ale są przekonani o przynależności do klasy wyższej i to na każdym kroku demonstrują. To klasizm w czystej postaci i to jeszcze taki z XIX wieku.
Wyobrażenie o klasie wyższej mają Tusk, Trzaskowski i tysiące mniej znanych postaci takie, że jaśniepan może być chamem, prostakiem, arogantem, troglodytą, gburem, barbarzyńcą czy ćwokiem, gdyż wszystko to mu uchodzi z powodu domniemanej przynależności klasowej. Zarówno w sensie marksistowskim, jak i w oparciu o hierarchie (praktycznie zawsze samozwańcze albo kompletnie „od czapy”) bogactwa, prestiżu, wpływów, zawodów, wykształcenia, społecznych funkcji.
Osoby typu Rafała Trzaskowskiego nie mogą być zwykłe, choćby nic szczególnie cennego czy pożądanego ich nie wyróżniało. A nawet im bardziej są zwykłe, tym usilniej starają się grać postacie niezwykłe. I wtedy najłatwiej przypisać sobie klasową wyższość i w oparciu o nią funkcjonować. W kampanii wyborczej trzeba się tylko zmusić do objeżdżania tych wszystkich elementów posiadłości ziemskiej poza pałacem, bo jaśniepan musi być jednak jakoś tam otwarty, skoro także klasy niższe mają prawa wyborcze.
Jaśniepan Trzaskowski spotyka się najczęściej z funkcyjnymi albo z poddanymi, więc wobec nich pozwala sobie na opiekuńcze i przyjazne gesty. Ale gdy na te spotkania czasem wtargnie element niepożądany (np. zbuntowani chłopi, proletariusze, wrażliwi społecznie inteligenci), to jaśniepan zaraz wypomina im ich „chamskie” pochodzenie, traktuje impertynencko bądź jadowicie z nich kpi. A to dlatego, że te „przybłędy” zaburzają zastany porządek społeczny, utrwalone hierarchie, zagrażają spokojowi, bezpieczeństwu i dobremu samopoczuciu klasy wyższej, nic to, że urojonej. Jeśli niepożądany element nie wtargnie, to trzeba go osadzić przypisując mu różne paskudne cechy, a jego idoli mieszając z błotem i przyklejając najgorsze cechy.
Jaśniepan Trzaskowski bardzo się męczy objeżdżając te wszystkie oficyny, czworaki, młyny czy tartaki, ale tego wymaga sprawa. A widać, że się męczy po tym, jak nieustannie mu się ulewa coś takiego, co każe się zastanowić, czy on sobie tego jaśniepaństwa gdzieś nie kupił, może nawet na jakimś bazarze. Bo jaśniepaństwo Rafała Trzaskowskiego jest mocno bazarowe, choć on sam bardzo się stara, żeby miało jakieś zakorzenienie, żeby stały za nim jakieś certyfikaty i drzewa genealogiczne. Te też można kupić, ale nie kupi się klasy i stylu, bo te wykształcają się przez dekady, a czasem nawet przez wieki. Buty mogą się zmieniać na coraz wytworniejsze, ale słoma w nich jest nadal słomą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/720226-wyjechal-jasniepan-z-palacu-i-laskawie-odwiedza