„Część z tych sędziów SN było członkami PZPR. Środowisko, które stworzył śp. prof. Lech Kaczyński, chciało dekomunizacji i odrzucenia tych, którzy byli głęboko umoczeni w komunizm” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł Marcin Przydacz. Polityk PiS w ten sposób odniósł się do tzw. ustawy incydentalnej i słów Władysława Kosiniaka-Kamysza, który uważa, że prezydent Kaczyński by ją podpisał. „To jest zabawa zapałkami przy baku z benzyną” - ostrzega były szef Biura Polityki Międzynarodowej w prezydenckiej kancelarii.
Sejm przegłosował tzw. ustawę incydentalną, która będzie miała wpływ na orzekanie o ważności nadchodzących wyborów prezydenckich. Zgodnie z przepisami, których autorami są patia Szymona Hołowni oraz PSL, decyzję ma podjąć 15 sędziów najstarszych stażem w Sądzie Najwyższym. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN jest tych kompetencji pozbawiona.
Koalicja rządząca sieje chaos. Konstytucja wprost mówi, że ważność wyborów ocenia Sąd Najwyższy, a dalsze regulacje stanowią o tym, jaka izba jest tu kompetentna. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w ostatnich latach nie raz już orzekała o ważności wyborów, zarówno parlamentarnych, jak też każdych innych. Kiedy te decyzje dotyczyły mandatu Szymona Hołowni czy Donalda Tuska, to koalicja rządząca nie kwestionowała jej statusu. Tymczasem w przededniu wyborów prezydenckich, takie uprawnienia oni kwestionują. To jest zabawa zapałkami przy baku z benzyną, bo ryzyko jest tu gigantyczne
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł Marcin Przydacz z PiS.
„12 było powołanych jeszcze za czasów PRL”
Polityk podkreśla, że rządzącym nie chodzi o wprowadzenie regulacji, które miałyby poprawić jakość prawa wyborczego, ale o możliwość kontroli nad wynikiem wyborów.
Jeśli koalicja rządząca chce uspokoić sytuację, to niech zacznie przestrzegać wszystkich orzeczeń Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, a nie tylko tych, które jej się podobają. Nie jest odpowiedzią na tę sytuację próba zmiany praktyki, która funkcjonowała przez wiele lat, poprzez oddanie uprawnienia 15 sędziom, z czego 12 było powołanych jeszcze za czasów PRL, przez Radę Państwa
— stwierdza były wiceminister spraw zagranicznych. Marcin Przydacz, który pracował kiedyś w KPRP, odniósł się także do słów prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, który stwierdził, że „ustawę incydentalną” na pewno podpisałby prezydent Lech Kaczyński.
Próba wycierania sobie ust śp. prezydentem prof. Lechem Kaczyńskim jest obrzydliwa. Wiadomo przecież, że w 30-leciu III Rzeczpospolitej problem dotyczący funkcjonowania sędziów był głównie definiowany właśnie przez prezydenta Kaczyńskiego. Środowisko, które on stworzył, chciało dekomunizacji i odrzucenia tych, którzy byli głęboko umoczeni w komunizm m.in. poprzez członkostwo w PZPR. Wiemy, że część z tych sędziów SN było członkami Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
— ocenia polityk Prawa i Sprawiedliwości.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Bezczelność! Kosiniak-Kamysz naciska na prezydenta Dudę ws. ustawy uderzającej w sędziów SN, powołując się na śp. prezydenta Kaczyńskiego
„Rozgrzany i sympatyzujący z PO”
Sejm przyjął dziś także głosami posłów koalicji 13 grudnia tzw. „lex Romanowski”, czyli nowelizację ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Wprowadza zakaz wykonywania praw i obowiązków wynikających z mandatu po wydaniu nieprawomocnego postanowienia o aresztowaniu. Zabrane ma być posłowi uposażenie.
Podstawowa zmiana dotyczy tego, że nie będzie już oczekiwania na prawomocny wyrok, ale tylko w oparciu, o nieprawomocne postanowienie o aresztowaniu, będzie się odbierać uposażenie posłowi. Przy obecnym, tak silnym upolitycznieniu prokuratury i sądów, może mieć to wpływ na funkcjonowanie demokracji, ograniczanie uprawnień wynikających z mandatu posła. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że w duchu dalszych pseudorozliczeń, prokuratura będzie stawiać wielu posłom wydumane zarzuty, a rozgrzany i sympatyzujący z Platformą Obywatelską sędzia, będzie postanowienie o tymczasowym areszcie wydawał
— mówi nasz rozmówca i zwraca uwagę na to, że rządzącym jakoś nie przeszkadzali do tej pory politycy z ich szeregów, którzy mając zarzuty dalej pełnili funkcje publiczne.
To jest działanie, które ma podważać fundamenty demokracji, dlatego drastycznie się z nim nie zgadzam. Tu nie chodzi o sytuację, w której politycy, którzy w sprawiedliwym procesie zostaliby skazani za jakieś przestępstwa, nie mogliby pełnić swojego mandatu i pobierać za to uposażenie. Chodzi raczej o to, że rządzący chcą ograniczać funkcjonowanie posłów i to zanim druga, a może i kolejna instancja, jasno wypowie się w tej kwestii inaczej. Tymczasem wiemy, że wielu polityków Platformy Obywatelskiej w ostatnich latach, nawet zza krat pełniło swoje funkcje np. w samorządach. Jeden z nich bezpośrednio z aresztu trafił do Parlamentu Europejskiego – prosto z celi do Brukseli
— podsumowuje poseł Marcin Przydacz z PiS przypominając sprawę Włodzimierza Karpińskiego.
CZYTAJ TAKŻE: „Lex Romanowski”. Sejm przegłosował skandaliczny pomysł Koalicji 13 Grudnia! „Nas wszystkich nie zamkniecie do więzienia”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/719473-przydacz-manipuluja-sn-to-zabawa-zapalkami-przy-benzynie