Minister ds. równości Katarzyna Kotula ostatecznie - po doniesieniach medialnych i wielkiej aferze - przyznała, że nigdy nie miała tytułu magistra. Mimo to, jeszcze do niedawna, we wszystkich biogramach minister dostępnych w sieci funkcjonowała informacja, że ten tytuł posiada. A jednak nieukończone studia II stopnia najwyraźniej nie przeszkadzały jej… w pracy nad doktoratem. „Naukowe” podejście w dodatku udało się lewicowej polityk zgrabnie połączyć z nienawiścią do Kościoła Katolickiego. „Piszę doktorat z neurojęzykoznawstwa i powiem szczerze, im głębiej w naukę, tym dalej od Kościoła. To przeważyło” - stwierdziła w 2019 r., w rozmowie z „Gazetą Gryfińską”.
Choć od czasów Collegium Humanum wydaje się, że brak wyższego wykształcenia jest niekiedy dla polityka mniejszym wstydem niż sposób zdobycia tego wykształcenia, to akurat w przypadku „ministry” ds. równości Katarzyny Kotuli problem jest innej natury - wyższe wykształcenie pani minister bowiem posiada, ale licencjackie, a nie - jak przez lata można było przeczytać na stronie sejmu, w Wikipedii czy na poselskiej stronie Katarzyny Kotuli - magisterskie. Co więcej, nie ma nic wspólnego z Collegium Humanum, a tytuł licencjata zdobyła na szczecińskim Collegium Balticum. Zatem nie na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, jak przez lata informowano w jej biogramach na stronie sejmowej, Wikipedii czy stronie internetowej pani poseł. Tłumaczenia tego stanu rzeczy były bardzo zawiłe, a minister stwierdziła, że „doszło do pomyłki”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Szokujące doniesienia na temat minister Kotuli. Kłamała, że jest magistrem filologii? Tłumaczy to pomyłką i sytuacją życiową
Kotula, Kościół i doktorat, którego nie było
Tymczasem okazuje się, że w 2018 r. Katarzyna Kotula, która ubiegała się wówczas o mandat posła do Parlamentu Europejskiego, „wciąż odkładała na bok” doktorat „z rozwoju mowy w rzadkich wadach genetycznych”. Takiej bowiem odpowiedzi obecna pani minister udzieliła podczas wyborów w ankiecie przedwyborczej „Gazety Gryfickiej”. Nie wskazała więc tutaj, że jest w trakcie pisania doktoratu, tylko że „odkłada go na bok”. Jednak w wywiadzie dla tej gazety w 2019 r., gdy zasiadała już w Sejmie, stwierdziła:
Piszę doktorat z neurojęzykoznawstwa i powiem szczerze, im głębiej w naukę, tym dalej od kościoła. To przeważyło.
Innymi słowy, pani minister najwyraźniej nie była do końca szczera w kwestii swojego wykształcenia, a może jej ambitne marzenia pokrzyżowała tak naprawdę polityka?
Może w następnych wyborach powinno się pani minister umożliwić obronę pracy magisterskiej, a następnie - przygotowanie i obronę doktoratu? Oczywiście, pod warunkiem, że premier Donald Tusk za chwilę znów się nie „wścieknie” i nie przeprowadzi na którymś posiedzeniu Sejmu „roastu” pani „ministry” w stylu putinowskim, ale wtedy zapewne odciążyłby Kotulę przynajmniej od obowiązków ministerialnych.
Wydaje się jednak, że najbardziej ujmujące jest tłumaczenie nieistniejącym doktoratem swojej awersji do Kościoła. A można by po prostu powiedzieć, jak wielu ludzi: „Bo jestem niewierząca i tyle”…
aja/Gazeta Gryficka
CZYTAJ TAKŻE: Szokujące doniesienia na temat minister Kotuli. Kłamała, że jest magistrem filologii? Tłumaczy to pomyłką i sytuacją życiową
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/719317-kotula-nie-majac-tytulu-magistra-pisala-doktorat