Mieliśmy szansę na wytropienie rosyjskich wpływów w Polsce, ujawnienie niebezpiecznych mechanizmów i ich unieszkodliwienie. Niestety, wraz z nastaniem rządów Donalda Tuska, ekspercka komisja została błyskawicznie rozwiązana, a wydane przez nią rekomendacje bezpieczeństwa uznane za niebyłe. Ludzie, którzy według ekspertów nie powinni pełnić żadnych funkcji publicznych, otrzymali wpływowe stanowiska państwowe. Efekty widać gołym okiem. Donald Tusk dokonał podmianki, powołując neo-komisję. Po półrocznej działalności wydała z siebie kilkudziesięciostronicowy raport, który jest kpiną i manipulacją. Co z niego wynika? Że pod wpływem rosyjskiej dezinformacji pozostają ci politycy i dziennikarze, którzy alarmują w sprawie wojny kulturowej, zagrożeń wymierzonych w suwerenność i tożsamość narodową, ostrzegają przed szkodliwymi rozwiązaniami ekologizmu i opisywali szturm na granicę polsko-białoruską w sposób, który komisja uznała za nieprzychylny migrantom. Trudno o bardziej manipulacyjne i prorosyjskie ujęcie sprawy!
Wielka szkoda, że gen. Jarosław Stróżyk, przewodniczący komisji i szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, nie pofatygował się, by osobiście zaprezentować swój raport opinii publicznej. Byłoby o co pytać. Pewnie zaniepokojony doniesieniami medialnymi o tym, że wojsko zgubiło 200 min przeciwpancernych, które po dwutygodniowej podróży po Polsce, trafiły do IKEI, nie chciał odpowiadać na niewygodne pytania dziennikarzy. Jak mogło dojść do tak skandalicznego wydarzenia? Co robił kontrwywiad? W jaki sposób państwo dba o bezpieczeństwo? Dlaczego strategiczne ładunki nie podlegają należytej kontroli? Wszystko to budzi grozę! I z pewnością, gdyby raport nie został jeszcze ukończony, wyrażone powyżej wątpliwości zostałyby przez gen. Stróżyka uznane za nic innego, jak za „rosyjską dezinformację”.
Atakowanie aktywistów klimatycznych
Nasz portal znalazł swoje miejsce w raporcie. Eksperci stwierdzili w nim, że działania Rosji zmierzają do „podważania zielonej polityki, propagują teorie spiskowe oraz dążą do atakowania bezpośrednio aktywistów klimatycznych”.
Spośród głównych metod dezinformacji w sprawach klimatu i polityki klimatycznej należy wymienić: • podważanie wartości badań i oskarżenia pod adresem środowiska nauki; • angażowanie polityków w roli ekspertów klimatycznych przy jednoczesnym pomijaniu zdania ekspertów zajmujących się tą problematyką; • teorie spiskowe, np. Europejski System Handlu Emisjami (ETS) jako narzędzie spekulacji finansowej, które ma doprowadzić do upadłości Polski; • manipulowanie danymi; „szukanie winnych” – przerzucanie na inne podmioty, instytucje odpowiedzialności, np. za zaniedbania związane z transformacją energetyczną
— czytamy w raporcie, w którym podkreślono, że najwięcej, bo aż kilkaset materiałów o klimacie i polityce klimatycznej pojawiło się właśnie na portalu wPolityce.pl. Czyli każda krytyka chorych działań „Ostatniego Pokolenia” jest działaniem agenturalnym? Najwyraźniej troska o polską gospodarkę i obrona interesu polskich rolników, również. Zresztą padł już ten zarzut ostatnio pod adresem Karola Nawrockiego, który wsparł ich podczas protestu!
Walka ze „zgniłym Zachodem”
Komisja przyjęła założenie, że jedną z głównych narracji rosyjskich jest twierdzenie, że „zachodnia cywilizacja upada, jest dekadencka, zdemoralizowana”.
„Te narracje są adaptowane do polskiej specyfiki. Odwołują się do głęboko zakorzenionych historycznych lęków: przed utratą niepodległości (dziś zastępczo nazywanej „suwerennością” lub „prawem do samostanowienia”), kolejnym rozbiorem, niemiecką dominacją czy utrwaleniem statusu gospodarczego pariasa, państwa skolonizowanego, zredukowanego do rezerwuaru siły roboczej”
— napisano w raporcie.
Przecież pod tak skrojoną tezę podciągnąć można w całości przekaz konserwatywny. Wszystkich, którzy troszczą się o tożsamość narodową, suwerenność państwa i wierność chrześcijańskim wartościom, można by uznać za rosyjskich agentów. Czy można więc traktować tak sformułowany raport poważnie?
Demonizowanie migantów?
Eksperci gen. Stróżyka przyjęli do wiadomości, że miała miejsce „operacja Śluza” zorganizowana przez reżim rosyjsko-białoruski, której celem było osłabienie Polski i innych krajów europejskich przed napadem Rosji na Ukrainę. Tyle tylko, że temat ten całkowicie zmanipulowała. Przecież doskonale pamiętamy, że rząd alarmował w tej sprawie bardzo jasno, a to ówczesna opozycja podlegała rosyjskim wpływom, atakując rząd za obronę granic i nie przyjmując do wiadomości terminu „wojna hybrydowa”. Pisały o tym także wówczas media konserwatywne, w tym portal wPolityce.pl.
Tu jednak ekipa gen. Stróżyka zastosowała nieprawdopodobną woltę, twierdząc że właśnie rząd i część mediów wpisały w „rosyjską dezinformację”, atakując migrantów, którzy byli przecież zwykłymi ludźmi, ofiarami w tej walce.
W listopadzie i grudniu 2021 r., a więc w czasie napięcia i eskalacji sytuacji na granicy oraz w warunkach chaosu informacyjnego (…) politycy partii rządzących i dziennikarze im sprzyjający przeprowadzili wiele kolejnych akcji dezinformacyjnych. Były skierowane przeciwko politykom opozycyjnym, organizacjom i osobom wspierającym aktywistów na granicy, aktywistom i dziennikarzom próbującym relacjonować sytuację migrantów. Budowano w nich narracje wokół przekazów o tym, że: • Humanitarne podejście do migrantów to: zdrada Polski, opcja antypolska, pójście ręka w rękę z Putinem. • Polska opozycja i demokratyczne media są odpowiedzialne za eskalację kryzysu na granicy. • Opozycja wspiera reżim Łukaszenki
— czytamy w raporcie, w którym komisja wyciąga wniosek, iż „nie było proaktywnej polityki informacyjnej rządu skierowanej do polskiej opinii publicznej, jeśli chodzi o skuteczną walkę ze szkodliwym przekazem białoruskim i rosyjskim”. Eksperci twierdzą wprost, że „w powszechnym odbiorze kryzys graniczny rysował się jako problem z migrantami, a odpowiedzialność Białorusi i Rosji za tę sytuację znajdowała się na dalekim planie”. Czyżby? Przecież wystarczy prześledzić publikacje i konferencje prasowe, by to zweryfikować. Widać jednak, że takie ustawienie sprawy będzie skutkowało postawieniem konkretnych zarzutów ówczesnej władzy, bo w raporcie pojawiają się nazwiska konkretnych osób.
Trudno o bardziej manipulacyjne i prorosyjskie ujęcie sprawy! Komisja poinformowała, że nie prowadzi śledztw i nie przesłuchuje świadków, a jedynie analizuje dokumenty i publikacje medialne. Przez pół roku wysłała 120 pism, spotkała na 50 posiedzeniach i otrzymała materiał liczący łącznie 17 tys. stron. Po pół roku wydała z siebie 85-stronicowy raport, który bardziej przypomina analizę na poziomie studenta drugiego roku niż poważny raport komisji, posiadającej dostęp do informacji niejawnych i kierującej się najważniejszymi rozstrzygnięciami w obszarze bezpieczeństwa państwa. Widać więc, że nie chodzi tutaj ani o realne znalezienie rzeczywistych wpływów rosyjskich, które należałoby wyeliminować i ograniczyć działalność ludzi stanowiących zagrożenie, a jedynie na stworzeniu działalności pozorowanej, która będzie pomocna do uderzenia w opozycję i konserwatywne media. Efekt jest taki, że państwo staje się coraz bardziej bezbronne wobec rzeczywistych zagrożeń, a rosyjskie wpływy mają się Polsce równie dobrze, jak przed 8 laty za poprzednich rządów PO.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/718223-mieli-badac-rosyjskie-wplywywydali-raport-pelen-manipulacji