1 stycznia Polska objęła przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Przez najbliższe pół roku mogłyby wybrzmieć najważniejsze dla Polski i Europy sprawy, opowiedziane z perspektywy naszego kraju. Mogłyby, ale nie wybrzmią. Donald Tusk zdecydował, że szczytu nie zorganizuje, a zarysowana przez niego perspektywa z narodową nie ma nic wspólnego. Sama inauguracja okazała się wielkim blamażem rządu, więc pewnie stąd trwający od trzech dni atak na prezydenta Andrzeja Dudę za nieobecność w Operze Narodowej. Donald Tusk najwyraźniej nie zorientował się jeszcze, jak bardzo szkodzi sobie roztrząsaniem tej sprawy. Sam bojkotował dotąd największe uroczystości narodowe, znacznie ważniejsze niż koncert inauguracyjny. Istota nieobecności głowy państwa leży w zupełnie innym miejscu i zdecydowanie uderza w Tuska. Prezydent już dawno zarysował kierunek, jaki Polska powinna przyjąć podczas prezydencji. Dlaczego jest tak dalece sprzeczna z mizerną wizją premiera?
Ciągła nieobecność premiera
Zanim o prezydencji, dwa słowa przypomnienia. Niemal wszystkie narodowe święta i uroczystości patriotyczne odbywały się w ubiegłym roku bez premiera. Donald Tusk nie pojawił się na Święcie Niepodległości 11 listopada, ponieważ zaplanował na ten dzień swoje sprawy zdrowotne. Nieobecny był także 2 i 3 maja, uznając inne zajęcia za ważniejsze od obchodów Święta Konstytucji 3 Maja. Nie pojechał również na obchody 80. rocznicy bitwy pod Monte Cassino. Ta ciągła nieobecność na uroczystościach patriotycznych układa się w pewną stałą sekwencję.
Dyplomatyczny blamaż Tuska
Brak ambicji, przerost ego, brak zrozumienia momentu dziejowego czy też realizacja obcych interesów? Co tak naprawdę stoi za decyzją Donalda Tuska o niezorganizowaniu szczytu w Warszawie? Z doniesień medialnych wynika, że nawet w Brukseli mówi się o przedłożeniu walki politycznej nad interes narodowy. Gospodarzem szczytu musiałby być prezydent Andrzej Duda. Chcąc tego uniknąć, premier postanowił go nie zorganizować. Pewnie z tego powodu skoncentrował całą uwagę na inauguracji prezydencji, która sprowadza się do koncertu w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Ten jednak okazał się blamażem. Kto odpowiedział na zaproszenie Donalda Tuska? Pojawił się szef Rady Europejskiej Antonio Costa i na tym koniec. Nie przyjechała szefowa Komisji Europejskiej ani żaden z jej pięciu wiceszefów. Nie pojawiła się przewodnicząca Parlamentu Europejskiego ani też nikt z jej 14 zastępców. Zabrakło także szefów państw i rządów UE. Nie przybył również szef NATO. Nieobecni byli również Węgrzy, od których przejmowaliśmy prezydencję, bo tym z kolei zamaszyście obecności odmówił minister Sikorski. Biorąc to wszystko pod uwagę, należałoby mówić o dyplomatycznym skandalu. Pewnie dlatego Donald Tusk przekierowuje uwagę na nieobecność prezydenta RP. Tyle, że to akurat pogrąża go jeszcze bardziej.
Prezydencka wizja prezydencji
Donald Tusk nie spieszył się z zaproszeniem dla prezydenta. Pismo wpłynęło do Pałacu Prezydenckiego 9 grudnia 2024. Ale nie to jest w tej prawie najważniejsze. Znacznie bardziej istotna jest cała polityczna działalność, koncepcja polityki międzynarodowej rządu, aroganckie ignorowanie decyzji prezydenta w kwestii choćby ambasadorów oraz współpracy z USA. Prezydent już przed ponad rokiem nakreślił plan, jaki Polska powinna przyjąć na czas prezydencji. Podkreślał, że to czas szczególny i należy go dobrze wykorzystać. Wskazywał, że należy zorganizować dwa szczyty: UE – Stany Zjednoczone i UE – Ukraina. Pierwszy miałby służyć pogłębieniu relacji transatlantyckich, drugi miałby dotyczyć rozszerzenia UE o Ukrainę i planu odbudowy po wojnie. Prezydent skierował do Donalda Tuska w tej sprawie oficjalną informację. Wielokrotnie przypominał, że celem polskiej prezydencji powinno być wzmocnienie Sojuszu i bezpieczeństwa, także energetycznego Europy. Przy różnych okazjach wskazywał także na konieczność zwiększenia PKB na obronność.
Rozpoczęcie przewodnictwa Polski w Radzie Unii Europejskiej prezydent ogłosił w swoim noworocznym orędziu, w którym raz jeszcze przypomniał o miejscu Polski w Europie oraz bezpieczeństwie i jego fundamentach.
Nasze bezpieczeństwo oparte jest na dwóch filarach: silnej i nowoczesnej armii oraz sile naszych sojuszy. W marcu w Waszyngtonie przedstawiłem propozycję zwiększenia wydatków na obronność przez wszystkie państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego do 3 proc. ich PKB. Cieszę się, że dziś kolejne państwa dołączają do mojej inicjatywy. Bo tylko silne NATO na czele ze Stanami Zjednoczonymi jest gwarantem bezpieczeństwa Polski i całego naszego regionu
— podkreślił, wskazując na to, co powinno być priorytetem polskiej prezydencji w Unii Europejskiej:
My w Polsce doskonale wiemy, że nie ma bezpiecznej Europy bez zaangażowania Stanów Zjednoczonych. Zarówno militarnego, jak i gospodarczego. Dlatego pierwszym priorytetem rozpoczynającej się 1 stycznia polskiej prezydencji w Unii Europejskiej jest zacieśnienie współpracy pomiędzy Unią a Stanami Zjednoczonymi.
Superpaństwo i niemiecka koncepcja Tuska
Czy więc Donald Tusk byłby w stanie taką perspektywę przyjąć? Przecież nie ma w Europie polityka tej rangi skompromitowanego bardziej przed Donaldem Trumpem niż polski premier. Nikt inny nie posunął się tak daleko w atakowaniu Republikanów i samego Trumpa, oskarżając go o rosyjską agenturalność. Wizja prezydenta Dudy jest Tuskowi obca także z innego powodu. Nie pokrywa się z interesem Niemiec, a to przecież dla premiera to istotny wskaźnik działalności. Dał temu wyraz także w swoim wystąpieniu na koncercie inauguracyjnym. Bo choć okrasił go historycznymi wycieczkami do Bolesława Chrobrego, choć próbował mówić o dumie, suwerenności i roli Polski, wybrzmiała istota jego wypowiedzi, w której kosmopolityczna otwartość sprowadza się de facto do podległości państw narodowych unijnemu superpaństwu, jakie planują nad nami rozciągnąć Niemcy. Donald Tusk stwierdził, że oczekiwania Europy wobec polskiej prezydencji są ogromne, a jednym z nich jest przyczynienie się do budowy Europy silnej. Czym ta siła miałaby się objawić? Odpowiedzi należałoby szukać w pytaniu, które Tusk skierował do Europejczyków:
Czy wy wszyscy, jesteście gotowi wejść na nowo na europejską drogę wielkości, siły i suwerenności? Bo Polska jest gotowa.
Nie ma tu więc miejsca na polski interes narodowy i wyrażającą się w odrębności polską suwerenność. Tusk formułuje tezę o „suwerenności europejskiej”. Jakże to zgodne z niemiecką wizją Europy, której już dawno chciał przewodzić Olaf Scholz, zapewniający swego czasu, że potrafi nas „oduczyć narodowych egoizmów”. Coraz bardziej widoczny jest powód tak wielkiego wsparcia dla lidera KO w procesie wyborczym. Być może miało to zagwarantować zatrzymanie współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.
Dlaczego więc prezydent Andrzej Duda miałby legitymizować ten akt oddania przez Polskę politycznej szansy na mocne postawienie polskich spraw w kwestiach dla Europy najważniejszych? Dlaczego miałby swoją obecnością przyzwalać na infantylną grę polskiego rządu? Kierunek zarysowany przez Tuska jest tak dalece sprzeczny z interesem Polski kreślonej przez prezydenta Andrzeja Dudę, że trudno doszukiwać się jeszcze jakichkolwiek pól współpracy. Kompromis nie może przecież dotyczyć wartości fundamentalnych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/717905-zmarnowana-szansa-i-brak-wizji-prezydent-mial-to-poprzec