Gra o urząd głowy państwa to nie warcaby, lecz partia szachów, z którą nawet Magnus Carlsen miałby problem, a co dopiero taki pionek jak Rafał Trzaskowski.
Ta wojna jest odsuwana, ale nie da się jej uniknąć. Rafał Trzaskowski, żeby mieć szanse na wygraną, musi zdobyć poparcie części wyborców, dla których nieprzekraczalną granicą jest popieranie kogoś, kto ma związek z Donaldem Tuskiem. Kandydat Trzaskowski musi się od Tuska odciąć, musi dojść do jakiejś formy politycznego ojcobójstwa. W sztabie Trzaskowskiego mówią, że potwierdziły to badania zamówione na potrzeby jego kampanii. Ma z nich wynikać, że im bardziej Trzaskowski jest kojarzony z Tuskiem, tym mniejsze ma szanse przekroczenia 50 proc. głosów w drugiej turze. Działa tu nie tylko negatywny bagaż Tuska z całości jego funkcjonowania w polityce, ale przede wszystkim rok rządów, w których nic nie idzie, tak jak się spodziewano, a które grożą głębokim kryzysem państwa i gospodarki już w 2025 r.
Podczas wyborów prezydenckich w maju 2025 r. niechęć społeczeństwa do premiera Donalda Tuska może być już tak wielka, że „jego” kandydat też będzie odczuwał odium tego nastawienia. Tym bardziej, jeśli inni kandydaci będą zależność Trzaskowskiego od Tuska podkreślać i odsłaniać. Jeśli badania mówią o negatywnej roli Donalda Tuska, nie wytrzymałby, żeby ich nie poznać. W końcu byłby w istocie czarnym charakterem kampanii Trzaskowskiego. A Tusk taki już jest, że nie może pozwolić prezydentowi Warszawy na traktowanie go jak winnego. Bo to może zachęcić koalicyjne partie do wypowiedzenia mu posłuszeństwa i może się skończyć rozpadem rządzącej koalicji, a przynajmniej zanegowaniem przywództwa Tuska i naciskami na zmianę premiera, np. na Władysława Kosiniaka-Kamysza. A wtedy Tusk straciłby ważny parasol ochronny.
Tusk jako zaprawiony w bojach gracz wie, że prezydent Warszawy jest tchórzem, gdy chodzi o rozgrywki wysokiego politycznego ryzyka, więc byłoby dziwne, gdyby mu pomagał i odgrywał jakiś teatr w odcinaniu się od siebie samego jako szwarccharakteru. A skoro tak, to Tusk zapewne liczy na to, że Trzaskowski nie odważy się na polityczne ojcobójstwo, choćby ograniczone i w różnych formach zawoalowane. Ale jednocześnie ma świadomość, że bez ojcobójstwa raczej nie dojdzie do domknięcia systemu, a to oznacza m.in. potwierdzenie, że władza Tuska ma ograniczenia i ma swój kalendarzowy kres. A za tą linią nie jest już bezpiecznie.
Tusk miałby mocne podstawy, żeby liczyć na to, iż Trzaskowski nie odważy się na faktyczne odcięcie, a tym bardziej polityczne ojcobójstwo. Uspokojeniu kandydata mają służyć korzystne sondaże, gdy chodzi o pierwszą turę. Tyle tylko, że nawet dobry wynik w pierwszej turze o niczym nie świadczy. A wygranie wyborów już w pierwszej turze jest skrajnie mało prawdopodobne. Z tego wynika, że Trzaskowski jest skazany na odcięcie się od Tuska, a nawet jakąś wojnę z nim, tylko ani on, ani Tusk nie wiedzą, jak to zrobić (Tusk zresztą powinien się bać jej skutków). Obecny premier zasygnalizował nawet podobno, że gdyby Trzaskowski „przegiął”, może mieć kłopot z pieniędzmi na kampanię w najważniejszej jej fazie.
Logiczne byłoby, gdyby Trzaskowski uspokajał Tuska, iż wystarczy samo podkreślanie, że przecież nigdy nie był w jego rządzie, a bycie wiceprzewodniczącym partii nie musi być obciążające. Tyle że obecny premier wielokrotnie robił z Trzaskowskiego wspólnika i zakładnika rządzącego układu, więc słabe odcinanie się nie wystarczy. Nawet jeśli Trzaskowski będzie się od Tuska odcinał miękko, sam kandydat nie wystarczy, bo trzeba to robić przede wszystkim w terenie. A ludzie z jego sztabu, na czele z Wiolettą Paprocką, a tym bardziej aparat partyjny nie odważą się na jakiekolwiek realne zadzieranie z Tuskiem i podważanie jego „osiągnięć”.
Socjologowie i politolodzy współpracujący z Trzaskowskim doradzają mu podobno, żeby w nowym roku przestał się pokazywać w pobliżu Tuska, żeby unikał odnoszenia się do ponad roku jego rządów. Tyle że prezydent Warszawy ma tak wdrukowaną niechęć, a wręcz nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości, że nie jest w stanie kontrolować odniesień do tego, co wobec PiS robił od 13 grudnia 2024 r. Donald Tusk, a to oznacza przyznanie się do jakiejś formy wspólnictwa.
Potrzeba jakiejś formy politycznego ojcobójstwa, jest największym problemem Trzaskowskiego i jego kampanii. Może pomóc prezydentowi Warszawy, ale jeśli uruchomi procesy szybkiej delegitymizacji całego obozu rządzącego, zaszkodzi też sobie jako części tego układu. Może więc dojść do politycznego ojcobójstwa, ale nie przyniesie ono oczekiwanych, korzystnych skutków, a nawet może uruchomić lawinę, nad którą nikt nie zapanuje. W tym sensie Trzaskowski znalazł się w pułapce, która może być bez dobrego wyjścia. I może skutkować tym, że prezydentura Polski będzie znacznie mniej prawdopodobna, niż jego zwolennikom się wydaje. W końcu gra o urząd głowy państwa to nie warcaby, a skomplikowana partia szachów, z którą nawet Magnus Carlsen miałby problem. A co dopiero taki pionek jak Rafał Trzaskowski czy nawet skoczek (nomen omen zwany też koniem), jakim jest Donald Tusk.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/717813-rafal-trzaskowski-musi-sie-odciac-od-donalda-tuska