Jeśli intensywność Rafała Trzaskowskiego w narzucaniu się Polakom zostanie utrzymana, wiosną 2025 r. będą uciekać albo zamykać, żeby się na niego nie natknąć.
O matko! Znowu on
— to najczęstsza reakcja, jaką zauważyłem w okresie świątecznym u tzw. przeciętnych Polaków.
Łatwo się domyślić, że „on” to kandydat na prezydenta Polski Rafał Trzaskowski. Coraz więcej wyborców jest Trzaskowskim zmęczonych, znużonych i poirytowanych. Pozornie to niezrozumiałe, gdyż prezydent Warszawy bardzo się stara. Tylko że jest to staranie prymusa natręta, który w każdej sprawie musi coś powiedzieć, musi zabłysnąć, pokazać się. Taka osoba cierpi na coś, co można by nazwać hybrydą horror vacui oraz horror silentio. Najogólniej chodzi o lęk przed pustką i lęk przed ciszą.
Wszyscy znamy prymusów natrętów z czasów szkolnych: w każdej sprawie muszą zabrać głos, choć zwykle nie mają nic do powiedzenia. I muszą wszędzie być, pokazać się. Rafał Trzaskowski jest nie do zniesienia, zanim zaczęła się właściwa kampania prezydencka. Głównie dlatego, że nie zna umiaru. Gdy już coś zacznie, to brnie w to aż do – excusez le mot – „wyrzygania”. Coś powie, coś zrobi i musi to wciąż uzupełniać, otaczać didaskaliami. Zapewne wierzy, że w ten sposób będzie poważany i lubiany, bo przecież stara się być taki fajny. Tak bardzo, że aż jest przefajnowany. Jak w tej odzywce do reportera telewizji wPolsce24 pytającego o brak konkretnych danych co do spotkań kandydata: „Żeby pana zmylić! Haaa!”.
Chyba nikt z najbliższego otoczenia mu tego nie mówi, ale Rafał Trzaskowski nie jest w swoich pokazówkach (w istocie wygłupach) fajny, nie jest zabawny, nie jest sprytny ani tym bardziej nie dowodzi, iż jest inteligentny. To wszystko sztuczne, pełne zgrywy, a nie udanej gry, napuszone, bez gustu i klasy. Osoba wychowana w artystycznym domu, a właściwie nawet salonie, bo pełno było w nim znanych postaci, zachowuje się tak, jakby nic z tego salonu nie wyniósł. Jest przaśny, płaski, zupełnie niewyrafinowany, a opowieści o zanurzeniu w kulturze francuskiej czy szerzej europejskiej, w lekturach czytanych w oryginale brzmią jak satyra, a wręcz groteska.
Wiele z tego, co robi i mówi Rafał Trzaskowski, można tłumaczyć jego narcyzmem, ale wchodząc do wielkiej polityki, powinno się nad tym zapanować (Radosław Sikorski, który nad tym nie panuje, jest jeden), można ograniczenie narcyzmu wyćwiczyć. Tymczasem Trzaskowski tylko narcyzm wzmacnia, a można wręcz mieć wrażenie, że go cyzeluje i czerpie z tego najwięcej satysfakcji. I taki nieznośny Trzaskowski pojawił się w nadmiarze w kampanii czy też quasi-kampanii jesienią 2024 r. Tym bardziej w nadmiarze, że pełno go było w ostatniej kampanii samorządowej. I pełno go było, chociaż w miarę krótko, w kampanii prezydenckiej w 2020 r. Ta krótka kampania (co wynikało z wymiany Małgorzaty Kidawy-Błońskiej) była atutem Trzaskowskiego, bo nie zdołał wyborców zanudzić, nie zmęczył. Obecnie męczy niemiłosiernie, co jest regułą w wypadku prymusów natrętów i narcyzów.
Zaciekli miłośnicy Rafała Trzaskowskiego byliby zadowoleni nawet wtedy, gdyby wyskakiwał im z lodówki, szafy, pralki, a nawet z kosza na brudną bieliznę. Ale oni mają jeszcze mniej umiaru niż ich ulubieniec. Dla przeciętnych Polaków Trzaskowskiego jest po prostu za dużo i w formie, która męczy i nudzi. To nie jest tak malownicza postać, jak mężczyzna (grał go Jarema Stępowski) chodzący po mieszkaniach w poszukiwaniu suchego chleba dla konia w serialu „Wojna domowa”. Tamten był powściągliwy, a wręcz minimalistyczny, Trzaskowski jest rozbuchany, rokokowy, przestylizowany.
Kandydat na prezydenta Trzaskowski jest łatwo rozpoznawalny, bo przecież obecny wszędzie, wręcz w nadmiarze lansowany w polskiej ikonosferze. Od kogoś takiego chce się odpocząć, uwolnić, a nie zmagać z jego kolejnymi występami i towarzyszącymi im mądrościami w stylu - excusez le mot – „chłopka roztropka” (bez żadnych negatywnych skojarzeń z cenną „chłopską mądrością”). To zresztą także przywara Szymona Hołowni. Od takich osób chce się uciec w jakieś odludne miejsce, a nie z nimi obcować, choćby tylko w telewizji czy Internecie.
Jeśli intensywność Rafała Trzaskowskiego w narzucaniu się Polakom zostanie utrzymana, wiosną 2025 r. będą uciekać albo zamykać, żeby się na niego nie natknąć. Masochistów nie trzeba brać pod uwagę, bo oni zawsze się znajdują. Już w obecnej quasi-kampanii mamy wielkie przegrzanie, a za kilka miesięcy kontakt z Trzaskowskim będzie groził poparzeniem. Należy on bowiem do tych ludzi, którzy są całkowicie niestrawni w nadmiarze. Popularnie określa się takie osoby jako „głupio-mądre”. Trzaskowski jeszcze tego nie wie, ale najbardziej zaszkodzi mu nadgorliwość. A nawet gdy sobie to uświadomi, nic z tym nie zrobi, bo właściwie to składa się on z samej nadgorliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/717100-trzaskowskiemu-najbardziej-zaszkodzi-nadgorliwosc