Data zobowiązuje. 13 grudnia zapisał się wrogo w polskiej historii nie tylko za sprawą gen. Jaruzelskiego. Powołany cztery dekady później rząd Donalda Tuska zdaje się swoimi metodami do tamtych czasów nawiązywać z wielkim zapałem. Przez rok udały mu się dwie rzeczy: przywrócenie przywilejów emerytalnych byłym SB-kom i prześladowanie opozycji. Wszystko zgodnie z zaleceniami niemieckiego publicysty Klausa Bachmana: „skierować całą siłę państwa policyjnego przeciwko PiS i prezydentowi”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Polska jest ofiarą potężnego eksperymentu. Unijne superpaństwo domyka swoje struktury. I nie ma w nich miejsca na wybijające się na suwerenność rządy narodowe. Przejęcie władzy przez Donalda Tuska jest jego elementem. Czego nas uczy przykład rumuński i jaki scenariusz został rozpisany dla Polski?
Gangsterski katalog dokonań
Roczny dorobek Donalda Tuska? Katalog iście gangsterski: siłowe przejęcie mediów publicznych, nielegalne usunięcie Prokuratora Krajowego, włam do KRS, włam do domu byłego ministra sprawiedliwości pod jego nieobecność, odebranie kilku immunitetów posłom opozycji, wtargnięcie do Pałacu Prezydenckiego podczas nieobecności głowy państwa i zaaresztowanie posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, uwięzienie w areszcie ks. Olszewskiego i pań urzędniczek, zatrzymanie byłego wiceministra sprawiedliwości z naruszeniem międzynarodowego immunitetu, decyzja o likwidacji CBA, przywrócenie przywilejów byłym funkcjonariuszom PRL-owskich służb i wreszcie zablokowanie wypłaty subwencji Prawu i Sprawiedliwości. To tylko najbardziej spektakularne punkty na długiej liście wydarzeń obliczonych na demontaż państwa. Za każdym razem, gdy obóz rządzący uderzał w ład prawny, przybywali do Warszawy unijni patroni Tuska i chwali go za skuteczne „przywracanie praworządności”. Podtrzymuję więc swoją opinię sprzed kilku miesięcy, że każdy akt bezprawia ma zewnętrznych patronów.
Unijne standardy tresowania Polski
Wczorajsze orzeczenie Sądu Najwyższego powinno zamknąć sprawę subwencji Prawa i Sprawiedliwości. Stanowisko Państwowej Komisji Wyborczej zostało przez PiS zaskarżone i uwzględnione. Tyle tylko, że już 2 tygodnie temu Ryszard Kalisz zapowiedział, iż PKW nie będzie respektować decyzji Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Z kolei minister finansów uznał, że wiąże go jedynie stanowisko PKW, nie Sądu Najwyższego i bez tej decyzji nie wypłaci subwencji PiS. Próba zagłodzenia największej partii opozycyjnej, mimo postanowienia Sądu Najwyższego, najwyraźniej będzie kontynuowana. Rząd Tuska ma w tej kwestii najlepsze, bo unijne, wzorce. Już kilka lat temu, Katarina Barley, ówczesna wiceszefowa Parlamentu Europejskiego, ogłosiła że należy „zagłodzić Polskę” i nie wypłacać nam środków z KPO. Sytuacja ta utrzymywała się przez długi czas, a należne Polsce środki z funduszy unijnych konsekwentnie blokowano. Wszystko po, by wpłynąć na rozstrzygnięcia wyborcze. Przekaz był jasny – rząd PiS realizuje działania niedemokratyczne, UE „broniąca praworządności” nie będzie z nim współpracować, ale chętnie odblokuje środki, jeśli do władzy dojdzie – wspierany przez nią – Donald Tusk. Opinia publiczna była futrowana takim przekazem w liberalno-lewicowych mediach, co miało uformować jej preferencje wyborcze. Towarzyszyły temu srogie pohukiwania instytucji unijnych, wizytacje i wymierzone w polski rząd debaty w PE. Zachowując uczciwość w ocenie, należałoby uznać ten proceder za próbę wywarcia wpływu na wynik wyborów. Szantaż finansowy był przecież faktem. Unijny eksperyment, zmierzający do zmiany władzy w Polsce, zakończył się sukcesem. Posłany do tej misji Donald Tusk, realizuje plan, wpisujący się doskonale w oczekiwania Brukseli i Berlina.
Od roku Polska znajduje się już na kolejnym etapie rozgrywki. Państwo jest rozmontowywane po kawałku, a atak na szeroko pojęte środowisko konserwatywno-prawicowe przybrał charakter pełnoskalowej walki politycznej. Pozbawienie Prawa i Sprawiedliwości subwencji, masowe odbieranie immunitetów i zamykanie przeciwników politycznych w aresztach mają zapewne doprowadzić do delegalizacji PiS. Towarzyszy temu zakłamana opowieść o rzekomej prorosyjskości partii Jarosława Kaczyńskiego. Sprawa jest tym bardziej ohydna, że formułują ją autorzy resetu z Moskwą i „dialogu z Rosją taką, jaka ona jest”. Jednocześnie napiętnuje się wszelkie instytucje katolickie i konserwatywne – zwłaszcza medialne – by i ten głos w szybkim czasie zmarginalizować. W kontekście medialnym interesująco wypada najnowszy, absurdalny pomysł Donalda Tuska, by wpisać TVN i Polsat na listę „strategicznych podmiotów państwa”, choć to akurat szeroki temat wymagających oddzielnych rozważań. Temu całemu bezprawiu ochoczo przyklaskują instytucje unijne. Najwyraźniej widzą już cel, do którego prowadzą te wszystkie działania.
Wariant rumuński
Rząd Donalda Tuska nie kryje, że wybory prezydenckie są strategicznym elementem „domknięcia systemu”. Rafał Trzaskowski ogłosił już, że kampania będzie wyjątkowo brutalna. Ale na tym nie koniec. Nie bez przyczyny tu i ówdzie słychać rozmowy o ewentualnym zakwestionowaniu wyników wyborów. Stwierdził tak choćby Szymon Hołownia, snując rozważania, że nowo wybrany prezydent może nie zostać zaprzysiężony przed Zgromadzeniem Narodowym i wówczas on, jako marszałek, obejmie funkcję głowy państwa. Interpretacje raczej absurdalne, ale jednak świadczą o pewnym kierunku. Państwowa Komisja Wyborcza, swoją upartyjnioną większością, przyjęła bowiem ostatnio uchwałę, według której orzeczenia tzw. „neo-sędziów” nie będą uznawane.
Prześladowania polityczne opozycji (bo przecież trudno określić te zmasowane działania inaczej), wpisują się także w perspektywę zapowiadaną przez polityków rządzącej koalicji od dawna – chęć delegalizacji PiS. Stąd te chore opowieści o rzekomej prorosyjskości polityków Zjednoczonej Prawicy. I być może w innych warunkach można by to zbagatelizować, gdyby nie fakt, że eksperymenty polityczne idą coraz dalej. Świadczy o tym sytuacja w Rumunii, w której wybory prezydenckie zostały unieważnione przez Trybunał Konstytucyjny tylko dlatego, że do drugiej tury nie przeszli kandydaci oczekiwani przez rumuńsko-brukselski establishment. I nie chodziło tu o to, że wybory sfałszowano. Wyników nikt nie podważa. Dokonano zresztą przeliczenia głosów. Zakwestionowano po prostu – w imię demokracji – demokratyczny wybór obywateli rumuńskich, uznając że wpłynęła na nich jakaś ingerencja zewnętrzna. Calin Georgescu prowadził kampanię na Tik-Toku, więc musiała być najpewniej chińsko-rosyjska. Nie sposób tego udowodnić, ale wybory unieważniono. Tak oto powiódł się kolejny eksperyment.
Czy podobna sytuacja może zaistnieć także w Polsce? A dlaczego nie? Już teraz słychać niepokojące podszepty. Obóz rządzący i stojące za nim siły – wewnętrzne i zewnętrzne – zrobią wszystko, by do wygranej Karola Nawrockiego nie dopuścić. To nie jest tylko gra o prezydenturę. To poważna, międzynarodowa gra o Polskę. O to, czy uda się ją wreszcie wchłonąć w unijne superpaństwo, czy trzeba będzie dalej zmagać się z ambicją rozwoju i suwerenności. Ostatni rok pokazał, że jeśli tylko przy władzy są ludzie Donalda Tuska, berlińsko-brukselskie plany realizują się samoczynnie. Wewnętrzna siła zniszczenia i zew zemsty wpisanej w Koalicję 13 grudnia działa z takim impetem, że otwarte, zewnętrzne ingerencję stają się zbędne. Czy Polacy zdołają w porę ocenić, z czym mamy do czynienia? Najnowsze oceny rządu dają nadzieję, że następuje powolne przebudzenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/715619-rok-zemsty-wszystkie-sily-tuska-rzucone-na-wygaszenie-pis