Późno poznając życie Rafał Trzaskowski nie jest zmanierowany, nie jest zepsuty rutyną codzienności. Jest świeżutki jak zielony ogórek z giełdy w Broniszach.
Przezabawne jest to, jak Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy i kandydat na prezydenta Polski, odkrywa realia życia codziennego. Wszystko, co robi jest rodzajem fabuły, więc mamy coś w rodzaju współczesnej polskiej wersji czechosłowackiego serialu „Kobieta za ladą” (z 1977 r.). Z tym, że Trzaskowski nie jest ową kobietą zza lady w supersamie, tylko jednym z klientów. I ów klient tak zna życie codzienne, że wszystko go zadziwia. Czyli albo żona wysłała go na zakupy, albo jest słomianym wdowcem, który musi się połapać, jak to wszystko działa. I tu klient Rafał jest po prostu uroczy.
Trzaskowski pracuje na Placu Bankowym, więc przyszło mu do głowy, że powinien przypisać sobie jakieś znane i nawet trochę legendarne miejsce robienia zakupów, więc padło na położoną niedaleko Halę Mirowską i istniejący obok bazarek. W ten sposób wpisał się w narrację nie o słomianym wdowcu, tylko o zaradnym żonkosiu, który w Hali Mirowskiej i okolicy czuje się jak u siebie. Zupełnie niepotrzebnie zabawę popsuli posłowie PiS, którzy złośliwie poszli pytać klientów Hali Mirowskiej i pracujących tam „za ladą”, czy kiedykolwiek widzieli w tym miejscu pana Rafała. I okazało się, że nie widzieli. Ale to nie ma żadnego znaczenia, gdyż supersam z „Kobiety za ladą” nie musi być autentyczny. Ma służyć opowiadaniu historii.
Pójdźmy zatem z klientem Rafałem do Hali Mirowskiej. I natyka się on na przykład na stoisko z owocami (ewentualnie warzywami) i tak go zaintrygowało, skąd się bierze towar, że aż zapragnął pojechać rano (o jakieś dwie godziny za późno, ale to detal, wszak jesteśmy na planie filmowym) na giełdę w Broniszach, gdzie detaliści się zaopatrują. I jest pełen zachwytu, że to wszystko działa, więc sam nawet coś kupuje, a potem z jednym z zaopatrujących się tam jedzie do Hali Mirowskiej, gdzie ten ma stoisko. No, cud, miód i maliny.
Następnym krokiem powinna być wycieczka klienta Rafała gdzieś do Ameryki Środkowej, żeby zobaczyć, gdzie to wszystko rośnie i jak potem trafia do Warszawy. Mógłby nawet zamustrować się na statek przewożący towar albo polecieć jako cargo, sprawdzając na przykład, dlaczego pakowane banany są zielone, choć on w Hali Mirowskiej kupuje je żółte. No, truskawki odmiany Elsanta z Kentu z bitą śmietaną, niczym te podawane na Wimbledonie.
Wycieczki klienta Rafała do zakładu mięsnego, żeby śledzić powstawanie befsztyków, schabowych czy innych szpondrów raczej nie powinniśmy się spodziewać, bo to zbyt krwawe i niemodne w dobie weganizmu. Ale już w pierogarni czy wytwórni sojowych deserów – jak najbardziej. A gdyby w takiej pierogarni klient Rafał zafascynował się sposobem lepienia ciasta, to już byłby szał. I jeszcze wizyta w pralni, łącznie z podglądaniem, jak się wyprane rzeczy prasuje. Plus odwiedziny kwiatowego bazarku, żeby sprawdzić, czy kwiaty pachną i ewentualnie pojechać do szklarni, gdzie rosną.
Ktoś złośliwy powiedziałby, że klient Rafał kompromituje się ucząc się życia jako 52-latek, ale absolutnie niesłusznie. Liczy się dobra wola i chęci. Jak wtedy, gdy klient Rafał odwiedził w Karniowicach w Małopolsce warsztat samochodowy pana Tadeusza Kańczury. Pogadał jak przyjaciel, a nie jakiś dygnitarz. I jakie odwrócenie ról! W takiej Korei Północnej to różni towarzysze i urzędnicy biegają za wodzem Kim Dzong Unem z kajecikami i wszystko, co powie podczas gospodarskich wizyt pieczołowicie zapisują, a klient Rafał, choć wielki pan, sam notuje w kajecie, żeby najpierw się dowiedzieć, o co chodzi, a potem rozwiązać wszystkie problemy. I żeby być gotowym na podchwytliwe pytania „dziennikarzy”, na przykład o ceny masła.
Klient Rafał przeżył 52 lata nie musząc wiedzieć, na czym polega codzienne życie, ale jak ma być tym prezydentem Polski, to się poświęca i uczy. Nawet, jeśli w tym wieku z nauką już nie idzie tak dobrze jak w młodości. A, że nie idzie, to sam klient Rafał mówił wtedy, gdy jeszcze Barbara Nowacka nie wprowadziła swoich wspaniałych reform edukacyjnych, gdy nie ma zadań domowych. Bo kiedy jeszcze były, to klient Rafał wręcz wariował, żeby opanować materiał, jaki przerabiała jego nastoletnia córka. I nie dawał rady, mimo że zarywał noce.
Poznając życie w wieku 52 lat klient Rafał nie jest przynajmniej zmanierowany, nie jest zepsuty rutyną codzienności. Jest świeżutki jak zielony ogórek z giełdy w Broniszach. I tak samo świeżutki jest w kwestii prezydentury Polski. Jak będzie trzeba, to gdzieś pojedzie i się nauczy, na przykład, jak to jest z byciem głową państwa. Albo, na czym polega funkcja zwierzchnika Sił Zbrojnych RP. Pojedzie do jakiejś jednostki, zalegnie na pryczy, powącha prochu i grochówki, dowie, jak się robi granaty czy inne militarne dynksy. I będzie jak znalazł.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/714947-kampania-trzaskowskiego-to-nowa-wersja-kobiety-za-lada