W świecie Karola Nawrockiego nie ma dziedziczonych mieszkań w Alei Róż czy Alei Przyjaciół. Nie ma sieci znajomych i przyjaciół dziedziczących stanowiska, wpływy i przywileje.
Skąd ten cały agresywny hałas wokół Karola Nawrockiego ze strony rządzących polityków oraz mainstreamowych (i nie tylko) mediów? Powód jest zaskakująco prosty: oni się go po prostu boją. Przyzwyczaili się do hierarchii statusu i dystrybucji prestiżu stworzonych przez towarzystwo wzajemnej adoracji korzeniami sięgające jeszcze późnej PRL (ze znaczącym udziałem kuźni kadr Adama Michnika i jego gazety), więc są zaskoczeni, a nawet zagniewani. Z tego powodu, że pojawił się ktoś bez imprimatur tego towarzystwa wzajemnej adoracji, a oni są wobec niego bezradni.
Bezradność widać w klasyce gatunku „Gazety Wyborczej”, czyli wręcz nudnej metodologicznie i schematycznej treściowo próbie ześwinienia wizerunku obywatelskiego kandydata na prezydenta RP. Pomysł jak z „Trybuny Ludu” z pierwszej połowy lat 50. XX wieku: powiązać cel nagonki z półświatkiem. Lalusiom i prymusikom nieznającym ciężkiej pracy nie przyszło do głowy, że jak się nie ma tych wszystkich ich przywilejów i punktów za pochodzenie, to się korzysta z każdej okazji, żeby zarobić i mieć jakiekolwiek życiowe szanse. Oczywiście w granicach prawa i przyzwoitości.
Jest naprawdę komiczne, gdy „Gazeta Wyborcza” zarzuca Karolowi Nawrockiemu, że podczas swoich zajęć bokserskich (i podczas dorabiania) nie spotykał samych aniołów. Jeśli nie są w stanie tego zrozumieć, mogą obejrzeć całkiem świeży film „Kulej. Dwie strony medalu” Xawerego Żuławskiego o jednym z największych polskich bokserów. I robi to ta sama „Gazeta Wyborcza”, która uczyniła niemal świętych z Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Nawet nie chce się z tego śmiać.
Oni się boją Karola Nawrockiego, bo nie wyobrażają sobie świata, w którym ktoś jest panem swego losu i wszystko, co osiąga, temu losowi wyszarpuje, wyciąga z gardła. W tym świecie nie ma dziedziczonych mieszkań w Alei Róż czy Alei Przyjaciół. Nie ma sieci znajomych i przyjaciół, jeśli nie wprost dziedziczących stanowiska, to już tak wpływy i przywileje. Karol Nawrocki nie jest dla nich wyrzutem sumienia, bo najpierw musieliby je mieć, ale jest niejako błędem systemu.
Jak można nie mieć tego całego bagażu towarzystwa wzajemnej adoracji i odważać się ubiegać o najwyższą godność w państwie? Wprawdzie Andrzej Duda też tego bagażu nie miał, ale to jednak ktoś z podwójnie profesorskiej, krakowskiej rodziny (plus profesorska rodzina żony). A Karol Nawrocki – syn tokarza i introligatorki? I jeszcze ten znakomity zestaw sygnatariuszy aktu założycielskiego komitetu obywatelskiego wysuwającego Karola Nawrockiego. Jak to? Tylu świetnych profesorów, artystów, sportowców i popierają Karola Nawrockiego? Dla towarzystwa wzajemnej adoracji to straszna potwarz.
Oni się potwornie boją każdego, kto jest spoza ich klanu (kasty) i nie można mu przypisać tego, co sami najlepiej znają, a co jest ich słabą stroną. W skrócie ten ich grzech pierworodny polega na biochemicznym niejako wkładzie Magdalenki w ich pulę genową. I na pewnego rodzaju tchórzostwie, czyli lęku przed prawdziwym życiem, gdzie nie ma tych wszystkich dobrych wujów (i ciotek rewolucji), tych podpórek, atrap i protez, dzięki którym życiowo radzą sobie nawet największe niemoty.
Karol Nawrocki nie tylko wybija towarzystwo wzajemnej adoracji z pewności siebie, ale też popełnia prawdziwą zbrodnię, bo pokazuje, że można do wszystkiego dojść nie tyle nawet obok, co wbrew nim. Nie tylko ich omija, ale wręcz rzuca im rękawicę. Taki Rafał Trzaskowski to wręcz istota towarzystwa wzajemnej adoracji, ulubieniec i beniaminek, uwielbiany laluś i czaruś. Jemu nie tylko wszystko się należy, ale wręcz miał wszystko podane na tacy. Żeby sobie rączek nie nadwerężył, wystylizowanych ubrań nie pobrudził i dyskomfortu psychicznego nie doznał. A tu pojawia się jakiś „dziki” Nawrocki i laluś Trzaskowski, chciał czy nie chciał, musi zdać egzamin z życia. To jest najgorsze u Karola Nawrockiego, że on całe życie zdawał jakieś egzaminy z życia, a dla lalusia Rafałka to nowość, a więc i ogromny stres.
Jak można wprowadzić jakąś niepewność do świata, który był uporządkowany, rozpoznany, miły i wygodny? Jak Karol Nawrocki może to robić? I bez pozwolenia nie tylko włączyć się w prezydencki wyścig, ale mieć ogromne szanse go wygrać. Nie tak towarzystwo wzajemnej adoracji się umawiało. Stąd to wzburzenie i agresja. I strach, że może się nie udać domknięcie systemu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/714496-oni-sie-karola-nawrockiego-zwyczajnie-boja