Premier Tusk powinien wyjaśnić, czy wydał polecenie spiskowania przeciwko marszałkowi Sejmu, a jeśli nie on, to kto. I czy umowa koalicyjna zawiera tajne zobowiązania?
Gdy się zastanowić, co właściwie powiedział marszałek Sejmu Szymon Hołownia późnym wieczorem 27 listopada 2024 r. (odpowiadając na zarzuty „Newsweeka” w sprawie (nie)studiowania w Collegium Humanum), to powinno wrzeć w różnych służbach państwa oraz w rządzącej koalicji. Wszystko było wprawdzie w trybie warunkowym, ale formalnie druga osoba w państwie oskarżyła tajne służby lub prokuraturę (albo tych i tych) o spisek przeciwko sobie. Czyli najpierw o gromadzenie „kompromatów”, a potem ich uruchomienie poprzez przecieki. A to oznaczałoby, że państwowe służby są zaangażowane w spiskowanie przeciwko legalnym organom państwa i to najwyższego szczebla.
Szymon Hołownia wskazał dwie ścieżki spiskowania służb państwa przeciwko organom państwa. Po pierwsze – spiskowanie samoistne, czyli poza wiedzą i kontrolą czynnika politycznego. Po drugie – spiskowanie na polityczne zlecenie. A takie zlecenie mogłoby powstać wyłącznie w Platformie Obywatelskiej, bo to jej ludzie kontrolują tajne służby i kontrolują prokuraturę. Samoistne spiskowanie służb oznaczałoby ich absolutną degenerację i wymknięcie się spod politycznej kontroli. Spiskowanie na polityczne zlecenie oznaczałoby powrót do czasów Służby Bezpieczeństwa, a co najmniej powrót do czasów „szafy Lesiaka” (od nazwiska płk. Jana Lesiaka, oficera SB, a potem UOP, który w latach 1992-1995 prowadził akcję inwigilacji i dezintegracji polskich partii politycznych).
Marszałek Hołownia wprost ostrzegł koalicjantów, a konkretnie tych z Platformy Obywatelskiej jako politycznych dysponentów służb, że w ten sposób łamana jest umowa koalicyjna (zapewne jej niezapisana część), czyżby obejmująca zakaz używania służb przeciwko koalicjantom (przeciwko opozycji to już oczywiście można). A jeśli łamana jest umowa, to koalicja balansuje na ostrzu noża, a właściwie trzeba ją odnowić na innych zasadach albo rozwiązać. A to oznaczałoby uruchomienie procedury przyspieszonych wyborów parlamentarnych i nowe rozdanie.
Jeśli przyjąć, że wszystko to nie są żarty, że marszałek Sejmu nie robi z Polaków idiotów, a z koalicjantów przestępców tylko dlatego, żeby się wyplątać ze sprawy studiowania (bądź nie) w Collegium Humanum, to trzeba przyjąć do wiadomości, iż Szymon Hołownia stwierdził ni mniej, ni więcej, tylko to, że mamy ogromny kryzys państwa. Czyli mamy gangrenę wewnątrz służb i organów tego państwa. A w tej sytuacji głos musi zabrać kierownik tego całego interesu, czyli Donald Tusk.
Obecny premier powinien wyjaśnić kilka spraw. Po pierwsze, czy służby bądź prokuratura spiskowały przeciwko marszałkowi Sejmu. A jeśli spiskowały, to czy powodem była zapowiedź kandydowania Szymona Hołowni w wyborach prezydenta RP. Jeśli służby spiskowały samoistnie, to kto odpowiada za ich rozkład, jakie głowy polecą i co powinno zostać zmienione w ich strukturze.
Jeśli służby bądź prokuratura spiskowały niesamoistnie, to Polacy mają prawo wiedzieć, czy sam Donald Tusk wydał polecenie spiskowania przeciwko marszałkowi Sejmu, a jeśli nie on, to kto? Jakie były motywy spiskowania? A jeśli spisku nie było, to czy i jaką służby mają wiedzę (przy okazji śledztwa w sprawie rektora Collegium Humanum lub z innego powodu) na temat ewentualnego „kupowania” dyplomów przez czołowych polityków Polski 2050. A jeśli to byłaby prawda, to jakie będą tego konsekwencje? Czy takie, jak w wypadku prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka? Polacy powinni też wiedzieć, czy umowa (w niejawnej części – jeśli taka istniała) między stronami Koalicji 13 Grudnia zawierała jakieś zobowiązania, żeby służby i organy państwa nie działały przeciwko tym stronom, albo żeby odpowiednio wcześnie o takich działaniach informować.
Marszałek Sejmu w mniej lub bardziej zawoalowany sposób sformułował oskarżenia, które nie mogą się rozpłynąć w powietrzu. Jeśli bowiem byłyby prawdziwe, oznaczałoby to kompletną degrengoladę państwa i powstanie czegoś, co jest typowe dla systemów totalitarnych. Nie można tego lekceważyć albo traktować, jak wyniku wzburzenia marszałka po tekście „Newsweeka”. Jeśli bowiem państwo jest w takim stanie, jak to wynikałoby z oświadczenia Szymona Hołowni, trzeba to natychmiast przerwać, doprowadzić do samorozwiązania Sejmu i ogłoszenia wcześniejszych wyborów parlamentarnych. A jeśli to był tylko żart, choć bardzo specyficzny, to też trwanie obecnego układu rządzącego nie ma żadnego sensu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/714305-mamy-do-czynienia-albo-ze-spiskiem-sluzb-albo-z-zartem