Prawo i Sprawiedliwość szaleje z kandydatami na kandydatów, atmosfera wielkiej tajemnicy, przecieki, „mamy już trzech”, „jest tylko jeden, społeczny”, i zamiast przypominać prerogatywy konstytucyjne pana prezydenta i zastanowić się, jakie cechy kandydat powinien prezentować tu i teraz, zabawiamy się w zgadywanki. „Badania trwają”, to znów „negocjacje w toku”, albo „jest ich mniej niż czterech”. A jeden z żartów „nasz kandydat będzie młody, przystojny i okazały” zmroził mi krew w żyłach, bo już kilku takich „młodych i okazałych” – jeden z nich, Radek Sikorski występuje nawet w prawyborach KO jako kandydat na głowę państwa – narobiło w Polsce wiele szkód. Oczywiście, prawybory okazały się świetnym pomysłem Tuska, bo pozbył się problemu ze wskazaniem swojego i uniknął dalszej deterioracji koalicji. A Prawo i Sprawiedliwość kręci się wokół jednego kryterium: czy kandydat wygra w drugiej turze?
Jeszcze niedawno Nowogrodzka proponowała czterech zawodników, Mateusz Morawiecki, prof. Przemysław Czarnek, prezes Karol Nawrocki i Tobiasz Bocheński. Poprzeczka została postawiona wysoko i wszyscy oni prezentują wysoki poziom – choć każdy z nich ma swoje dobre i złe strony. Czy raczej - swoje atuty, które w większym czy mniejszym stopniu odpowiadają na oczekiwania. Proponuję skończyć z debatą, jaki produkt marketingowy lepiej sprzeda się wyborcom – co najlepiej robi KO – a zacząć o tym, jakiego potrzebujemy prezydenta na tak bardzo trudne czasy. Oto pan prezes IPN, najpoważniejszej naszej instytucji tożsamościowej, Karol Nawrocki. Oddany Polsce, osiągnięcia jako dyrektor Muzeum Historii II Wojny Światowej, potem szef IPN, pewne doświadczenia funkcjonowania w przestrzeni publicznej, zwłaszcza ostatnio, „neutralny”, jeśli idzie o ekspresję, chyba niewielki elektorat negatywny. A więc dobry na druga turę. Minusy – brak praktyki w polityce, spora rozpoznawalność w kręgach konserwatywnych, ale mniejsza w tzw. twardym elektoracie PiS, żadna za granicą. Pytanie: czy cud zdarza się tylko raz, czy można powtórzyć „casus Andrzeja Dudy”? Moim zdaniem ryzyko jest zbyt duże.
Prof. Przemysław Czarnek, nauczyciel akademicki, poseł na Sejm, minister nauki i edukacji w rządzie Mateusza Morawieckiego. Po wygranej Donalda Trumpa pojawił się chyba nie tylko w moim rankingu; o pewnych podobieństwach wspominał także były ambasador w Waszyngtonie Marek Magierowski. Niewątpliwy patriota, dobry mówca, bardzo ekspresyjny w wypowiedziach publicznych, gejzer energii. Faworyt twardego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości - choć wydaje się, że być może i część Konfederacji zagłosowałaby na tego „polskiego Trumpa”, promującego hasło „bezpieczeństwo, rodzina, gospodarka”, i „make Poland great again”. A gdyby poszedł trochę dalej, „będę dbał o wszystkich, nie tylko tych, którzy na niego głosowali, lecz i tych, którzy nie”, byłby to mądry, cywilizowany apel, „zasypujący rowy”, integrujący społeczeństwo, a więc możliwość zgarnięcia także części wyborców niezdecydowanych. Spory elektorat negatywny, słaba rozpoznawalność za granicą.
Wracając do kryteriów doboru kandydata, warto sięgnąć do źródeł. Jaki powinien być? Winien umieć godnie reprezentować majestat Rzeczpospolitej. Czyli wypróbowany patriota, doświadczenie polityczne, osiągnięcia, wiarygodność, dobre kontakty międzyludzkie – cały czas, w kraju czy za granicą, pracuje w zespole - pewna ogłada dyplomatyczna, the good manners. Prerogatywy? Pan prezydent ma ogromny wpływ na przebieg i kształtowanie legislacji w kraju, ma tu w istocie ostatnie słowo, ale zasadnicze kompetencje, to bezpieczeństwo i polityka zagraniczna. Czyli wyjazdy za granicę, przyjmowanie gości z całego świata, konieczna znajomość języków, umiejętność poruszania się korytarzami władzy w UE w Brukseli, w Waszyngtonie, ONZ w Nowym Jorku, Chiny, Canberra, Brasilia, to jest w ogromnej mierze praca „komiwojażera polskich interesów”! Rafał Trzaskowski, ten eco warrior, przeprowadzający wbrew woli dużej części społeczeństwa rewolucję kontr-kulturową, powiązany z ruchem LGBT, wszystkimi tymi woke culture i cancel culture, mający w nosie demokrację, jest fatalnym kandydatem. Ale ma dobre kontakty, sprawnie porusza się po świecie i sama słyszałam w Londynie podczas Forum Belvedere jak dobrze mówi po angielsku. Radek Sikorski już pierwszego dnia skompromitowałby Polskę na arenie międzynarodowej, ale także zna języki i z łatwością porusza się po świecie. Jednak my nie musimy wybierać albo – albo, albo patriotyzm, albo „obywatel świata”, bo mamy jednego kandydata, który łączy te wszystkie zalety, a jest nim Mateusz Morawiecki.
Znalazł się w trójce najpoważniejszych kandydatów - Tobiasz Bocheński, z całym szacunkiem, jest politykiem na dorobku, choć z pewnością jeszcze o nim usłyszymy – a kilka dni temu według sondażu przeprowadzonego przez „Super Express”, wyborcy PiS właśnie Mateusza Morawieckiego widzą w roli kandydata na prezydenta. Z ankiety przeprowadzonej przez Instytut Badań Pollster wynika, że na byłego premiera zagłosowałoby 34 proc. osób. Na drugim miejscu znalazł się Przemysław Czarnek z wynikiem 19 proc., a na trzecim Mariusz Błaszczak, były świetny minister spraw wewnętrznych i znakomity minister obrony, który otrzymał 12 proc. głosów. Właśnie, partia sobie, a vox populi, podobno vox dei – sobie. Najwyraźniej ludzie mają dość obietnic i stawiają na polityków doświadczonych, którzy już wiele dla nas zrobili, i zostali jakoś zweryfikowani. Po drugie, ankietowicze zwrócili uwagę na to, że owszem, kryterium wyboru „co kandydat może zrobić dla Polski?” jest ważne, ale dodali drugie pytanie – „jak kandydat może zmienić moje codzienne życie?”. I tu, jak widać, wolą sięgać po kandydatów sprawdzonych. Mateusz Morawiecki bije także swoich konkurentów na głowę w internecie, ma 700 tys. obserwujących! Oczywiście, druga tura rządzi się nieco inną logiką, przydaje się niski elektorat negatywny – ale żeby dostać się do drugiej, trzeba najpierw zaistnieć w pierwszej turze. A jakie szanse ma tu dość bezbarwny, średnio rozpoznawalny Karol Nawrocki? Radek Sikorski ma największy elektorat negatywny ze wszystkich harcowników KO, i co z tego? Całe szczęście, że Donald Tusk dobrze wie, że byłby on prezydentem sto razy bardziej nieprzewidywalnym, niż przypisuje się Donaldowi Trumpowi.
A więc jest taki kandydat, który łączy wszystkie dobre cechy niezbędne polskiemu prezydentowi, na niełatwe czasy. Na kłopoty – Morawiecki! Epidemia Covidu (nie pamiętają Państwo, co działo się wtedy we Włoszech, Skandynawii, nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie Boris Johnson zarządził „selekcję naturalną”?); wybuch wojny na Ukrainie (kiedy rząd natychmiast zwarł szyki z pomocą zwykłych ludzi i organizacji pozarządowych, czego nie można było powiedzieć o Niemczech czy Wielkiej Brytanii); inflacja, z którą poradził sobie lepiej niż kto inny. Wierny wartościom, dobry manager i … światowiec. Nie bójmy się tego terminu, bo gdyby nasi europosłowie pewnie czuli się na salonach Europy, nie uciekaliby zaraz po obradach z Brukseli, żeby brylować w polskich mediach i opowiadać, jaka ta Unia jest okropna. Prezydent, europosłowie nie mogą bać się świata, kongresów, zjazdów, forów, negocjacji w obcych językach, bo traci na tym Polska. Morawiecki jest ceniony i rozpoznawalny w kraju i na świecie, że przypomnę te spotkania na najwyższym szczeblu ws. kontaktów transatlantyckich i NATO, Międzymorza i Trójkąta Weimarskiego, potyczek z UE, etc. studia w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Szwajcarii, potem praca w instytucjach międzynarodowych, języki obce, kindersztuba. Bankowiec – nie bankier, bo nie posiada banku - menadżer, polityk. Przez 6 lat premier, eksplozja gospodarcza, o której pisał świat, najlepsza dynamika wzrostu PKB w Unii, rekordy eksportu, wspaniale inwestycje, które sytuowały nas na mapie gospodarczych championów, programy socjalne. Tak, to były projekty i dokonania PiS, ale on tłumaczył idee na język ekonomii i wprowadzał je w życie! A z drugiej strony – rodzina z patriotycznymi tradycjami, upiory komunizmu dopadły go, kiedy był nastolatkiem, wspaniała rodzina. Nie boi się być Polakiem, nie znikał w okolicach 1 listopada czy 3 maja, uczestniczył w uroczystościach w Markowej ku czci błogosławionej rodziny Ulmów, często bywał w Muzeum na Rakowieckiej, gdzie celebruje historię Polski i jej najwspanialszych synów. My nie musimy wybierać albo – albo, dostajemy w pakiecie wszystko, co najlepsze.
Radek Sikorski wybrał sobie – kpi czy o drogę pyta? – hasło „mocny kandydat na trudne czasy”. To rzeczywiście znakomity slogan, tyle że dla prawdziwego „mocnego kandydata na trudne czasy”, Morawieckiego. W dodatku on przez sześć lat trzy gabinety rządowe udowadniał, że jest właściwym kandydatem na trudne czasy. Nie można dyskutować z faktami! Druga tura, tak, rzeczywiście, były premier jest osobowością bardziej wyrazistą niż Karol Nawrocki. Ale po pierwsze, Gazeta Wyborcza i TVN już dobiera się Karolowi Nawrockiemu z przeproszeniem, do skóry, a będzie znacznie gorzej. A po wtóre, zarzuty dla Morawieckiego dotyczą w istocie nie faktów, lecz gombrowiczowskiej gęby, jaką dorobiły mu media lewicowo-liberalne, często za to, że był skuteczny i dobrze sobie radził. Im lepiej, tym gorzej, taka jest logika wojny wyborczej!
Właściwa taktyka jest zawsze ta sama - najlepszy kandydat, a potem, i w pierwszej, i w drugiej turze, bronić go jak niepodległości. Oba etapy są ważne, zwłaszcza w czasach „domykania się systemu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/713694-morawiecki-udowodnil-ze-jest-kandydatem-number-one