Od Trzaskowskiego i Sikorskiego zionie pustką, bezsensem, pretensjonalnością i ignorancją. I nie zmienia tego bezmiar narcyzmu oraz pseudopatriotycznego nadęcia.
Im bliżej prawyborów kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta, tym bardziej malownicze głupoty wygadują i wypisują pretendenci. Poziom banału osiąga kolejne szczyty (albo rowy), a wrażenie jest takie, że byłoby koszmarem, gdyby któryś z tych nadętych ignorantów został głową państwa. Ich wypociny są tak żenująco płaskie intelektualnie, że są obrazą dla ludzi, choć odrobinę się szanujących. Infantylizm walczy tu z pretensjonalnością, narcyzm z masochizmem, ignorancja z pychą.
Warto zrobić mały przegląd idiotyzmów – o zgrozo – wygłaszanych przez pretendentów do najwyższego urzędu w państwie. Napisał Rafał Trzaskowski: „Niektórzy pytają: po co te prawybory? A ja odpowiadam: po to, żebyśmy we właściwym starciu byli jak jedna pięść, jak zwarta armia. Nasz kandydat musi mieć silny mandat. Setki z Was są ze mną na kolejnych spotkaniach. Wierzę, że tysiące zagłosują na mnie za kilka dni w prawyborach. I razem znów pociągniemy za sobą miliony Polek i Polaków. Do zwycięstwa”. Nie ma w tym ani jednej myśli (myślątka), która byłaby warta zainteresowania, miała dla Polaków jakiekolwiek znaczenie.
Inne wypociny prezydenta Warszawy są równie odkrywcze: „Dziś zabiegamy o każdy głos w prawyborach. A lada moment ruszamy do walki o zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Bądźmy razem”. Albo: „Możemy być z różnych regionów, różnych zakątków Polski, ale łączą nas wspólne sprawy i - silny samorząd, silna demokracja, konsekwentne działania na rzecz bezpieczeństwa i rozwoju. Dziękuję przyjaciołom z miast całej Polski za spotkanie. Razem jesteśmy silniejsi!”. Wstrząsająco odkrywcze.
Radosław Sikorski nie jest wcale lepszy: „Niektórzy pytają: po co te prawybory? A ja odpowiadam: bo czasy się zmieniły. Bo te wybory będą o bezpieczeństwie. Bo ta kampania będzie brutalna i potrzebujemy kandydata, który nie odpuści. Bo tym razem musimy wygrać. Niezależnie, czy w roli kandydata zaufacie mnie, czy Rafałowi - walczymy razem o zwycięstwo!”. Same trywializmy. I ta fraza „wybory o” - wskazująca na heroiczną walkę z polszczyzną. Oto kolejny przykład zastosowania tej frazy: „Wybory prezydenckie będą o bezpieczeństwie Polski. Prawybory powinny wyłonić kandydata, który będzie skuteczny w tych niepewnych czasach”.
Sikorski lansuje się pod hasłem „bo czasy się zmieniły”, co wręcz poraża swoją odkrywczością i głębią. Czasy się wciąż zmieniają i jest to równie odkrywcze, jak stwierdzenie „pogoda się zmienia”. Albo to pedagogiczne zacięcie: „Potrzebujemy kandydata, który zna się na bezpieczeństwie. Potrzebujemy kandydata, który przekona wyborców o liberalnych i konserwatywnych wrażliwościach. Potrzebujemy kandydata, który nie odpuści w warunkach brutalnej kampanii”.
Gdy Donald Tusk zrobił na platformie X ankietę, kogo wskazaliby użytkownicy X, po oddaniu ponad 127 tys. głosów Sikorski miał poparcie na poziomie 65 proc., zaś Trzaskowski – 35 proc. Łatwo się domyślić, że wynik „zrobiły” farmy trolli w służbie Radka Nieporadka. A ten skomentował: „Sonda Premiera Donalda Tuska jasno wskazuje nastroje. W piątek idziemy po wygraną w prawyborach. A w maju razem zwyciężymy. #BoCzasySięZmieniły”. Aż głupio się zajmować tą żenadą.
Gdy Rafał Trzaskowski spotkał się w Warszawie z przybyłym do Polski współpracownikiem Donalda Trumpa – Ryanem D. McCarthym (towarzyszyli mu generałowie James McConville i Edward Daly), zaraz napisał coś absolutnie trywialnego: „W interesie Polski jest przekonywanie wszystkich, którzy mają wpływ na przyszłą amerykańską administrację w Waszyngtonie, że utrzymanie zaangażowania we wspieranie Ukrainy jest konieczne dla stabilności kontynentu i wzmacniania bezpieczeństwa Polski. To nasza racja stanu”.
Najbardziej odkrywcze są często powtarzane przez Trzaskowskiego złote myśli z bakelitu w stylu: „Polityki nie robi się na salonach, ale wśród ludzi. W bezpośredniej rozmowie o sprawach, które są ważne dla Was”. Trzaskowski załatwia tym banałem dwie sprawy: brak programu i kokietowanie wyborców. Tyle że to polityk ma przedstawiać obywatelom pomysły, a oni je wspierają bądź odrzucają. Jeśli to obywatele mają formułować programy i pomysły, polityk jest zbędny. Tym bardziej że to przykrywa jego intelektualną pustkę.
Między pretendentami toczy się jakaś idiotyczna gra o to, kto się zna na bezpieczeństwie. Sikorski mówił: „Dzisiaj stawką wyborów jest bezpieczeństwo Polski i uważam, że mam obiektywnie więcej doświadczenia”. Na to Trzaskowski: „Ja się zajmuję bezpieczeństwem na co dzień. Dlatego że we wszystkich kryzysach, które się nam przytrafiły, czy w pandemii, kiedy zarządzałem 10 szpitalami, 120 przychodniami w mieście, czy w momencie, kiedy wybuchała wojna w Ukrainie, trzeba było pomóc uchodźcom, przygotowywać miasto na każdy scenariusz. Mam mocne karty, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa i w ogóle jestem osobą twardą”. Twardy jak Trzaskowski to nowość po tym, jak stchórzył w konfrontacji o przywództwo w partii nawet z takim „gigantem” jak Borys Budka. Ale nadyma się, że jest „gotów walczyć dzień i noc, żeby zapewnić nam zwycięstwo”.
Sikorski napisał list do tych, którzy będą głosować w prawyborach. I tam mamy już totalny odlot, czyli pustosłowie i banalne, koturnowe deklaracje: „Moją potencjalną prezydenturę chciałbym wykorzystać na pracę na rzecz Polski bezpiecznej: z silną armią, szczelnymi granicami i sprawdzonymi sojuszami. Wspólnie z premierem Donaldem Tuskiem moglibyśmy zbudować dyplomatyczną potęgę Polski”. To nie tylko śmieszne, ale i żałosne: potęga zbudowana przez Tuska i Sikorskiego to gorzej niż oksymoron.
List Sikorskiego jest właściwie wypracowaniem na poziomie najwyżej piątej klasy podstawówki: „Jako prezydent będą pracował na rzecz odbudowy wspólnoty narodowej, promując patriotyzm łączący różne wrażliwości Polaków. (…) Będę zabiegał o bezpieczeństwo energetyczne – atom i polskie wiatraki na Bałtyku w służbie taniej i czystej energii. Będę wspierał polski skok w nowoczesność, bo szybka i dostępna kolej, inwestycje w porty lotnicze i dołączenie do grupy państw G20 są nie tylko miarą naszej ambicji, ale również drogą do podniesienia jakości życia Polek i Polaków”. Wszystko boli od czytania tych banałów. A jeszcze trzeba się podlizać postępakom: „Będę walczył o godność dla wszystkich – związki partnerskie i bezpieczna aborcja to kwestie szacunku, nie ideologii”. A na koniec deklaracja na miarę Sylvestra Stallone i Chucka Norrisa w jednym: „Obiecuję, że nie ułaskawię żadnego człowieka poprzedniej władzy skazanego za przestępstwa popełnione w latach 2015-2023”. Bo wszyscy liczyli, że ułaskawiłby. Kompletna farsa.
Dobrze, że Donald Tusk zdecydował o prawyborach, bowiem Polacy nie dostaliby w pigułce wiedzy o tym, jak marną ofertę ma dla nich Koalicja Obywatelska. Od Trzaskowskiego i Sikorskiego zionie pustką, bezsensem, pretensjonalnością i ignorancją. I niczego nie nadrabiają bezmiarem narcyzmu oraz pseudopatriotycznym nadęciem. To nie są wybory kandydata na prezydenta, tylko największego, po Donaldzie Tusku, nieudacznika i błazna największej partii w koalicji rządzącej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/713225-prawybory-to-wskazanie-najwiekszego-po-tusku-blazna-w-ko