„Opowieści Grzegorza Rzeczkowskiego wpisują się w rosyjskie tezy propagandowe” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski. Politolog przypomina chronologię działań rządu Zjednoczonej Prawicy, który jeszcze zanim wybuchła pełnoskalowa wojna, wsparł znacząco Ukrainę. „Rosjanie cały czas usiłują przekonać Ukraińców, że Polacy, Rumuni i Węgrzy – państwa, do których należały przed drugą wojną światową fragmenty dzisiejszej Ukrainy – chętnie wzięłyby udział w rozbiorze ich kraju” - podsumowuje ekspert.
Prof. Żurawski vel Grajewski porównał słowa Rzeczkowskiego do działalności publicznej Tomasza Piątka. Zdaniem naukowca, postawiona przez niego teza jest groteskowa.
To jest publicystyka na poziomie Tomasza Piątka i nie ma tu potrzeby objaśniać poziomu intelektualnego tych wypowiedzi. Ten człowiek albo w ogóle nie rozumie rzeczywistości, albo tak bardzo nienawidzi PiS-u, że jest gotów uwierzyć we własne wyobrażenia. Nie przedstawił żadnych analiz, które pokazywałyby obraz tamtych czasów. Tymczasem jeśli spojrzymy na politykę rządu PiS od 2015 r., to jego teza staje się wręcz groteskową
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Żurawski vel Grajewski.
„Stara moskiewska narracja”
Rozmówca portalu wPolityce.pl przypomina o działaniach państwa polskiego wobec Ukrainy i nieustanny wzrost pomocy wojskowej dla tego kraju.
Już od 2017 roku Polska stała się trzecim po USA i Kanadzie donatorem wojskowym dla Ukrainy. Po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, czyli po 2015 roku, pomoc państwa polskiego dla Ukrainy nieustannie rosła. Wtedy dotyczyło to głównie dronów i racji żywnościowych. Od początku uczestniczyliśmy w szkoleniu indywidualnym i w ramach NATO żołnierzy Ukraińskich. Stworzono brygadę polsko-ukraińsko-litewską, co było olbrzymim wsparciem politycznym. Kiedy w 2018 r. Rosja odcięła dostawy gazu Ukrainie, PGNiG w ciągu kilkunastu godzin wsparło ją własnymi dostawami, poprzez tłoczenie zwrotne gazu do systemu ukraińskiego. Takimi decyzjami polskiego rządu zaskoczeni byli sami Ukraińcy, którzy w tamtym czasie patrzyli na Polskę oczami niemieckich fundacji – nie mają przecież własnych. Byli przekonani, że rząd PiS jest straszny. A okazało się, że uratowaliśmy ich od energetycznego kryzysu
— twierdzi w rozmowie z wPolityce.pl.
W listopadzie 2021 r. wiedzieliśmy, że Rosjanie gromadzą krew w szpitalach znajdujących się przy granicy w Ukrainą. To oznaczało, że prowadzone wtedy manewry wojskowe nie są jedynie demonstracją militarną, lecz realnym przygotowaniem do wojny. Ponieważ wszystko stało się jasne, ruszyła duża operacja pomocy Ukrainie. Polska uczestniczyła w zaopatrywaniu Ukrainy w broń i amunicję. To wszystko można sprawdzić nawet na Twitterze, gdzie znajdują się informacje szefa MON Mariusza Błaszczaka o tym, jakie konwoje jadą na Ukrainę. Polska znalazła się w czołówce krajów organizujących pomoc militarną. Ostatnim, który wizytował Ukrainę przed pełnoskalową wojną, a właściwie w dzień jej wybuchu wyjeżdżał, wracając do Polski, był prezydent Andrzej Duda. To premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jarosław Kaczyński wraz z dwoma innymi premierami byli na Ukrainie z pierwszą wizytą zagranicznych polityków w czasie,” kiedy Kijów był bombardowany. Trzeba mieć świadomość, że premierzy Czech i Słowenii nie czekali przecież w blokach startowych na rozkaz z Warszawy. Taką wizytę trzeba było dużo wcześniej uzgodnić i zaplanować
– dodaje politolog.
To Polska, wbrew zastrzeżeniom USA, przekazała samoloty, a także wbrew zastrzeżeniom Niemców przekazała czołgi Leopard. Premier Morawiecki powiedział wówczas, że bez względu na to, czy Niemcy się zgodzą, czy też nie, to czołgi i tak przekażemy. Niemcy w tej sytuacji woleli się zgodzić, niż zostać zlekceważonymi. Polska stała się wtedy centrum logistycznym dla Ukrainy. Przez Jasionkę przejeżdżało nawet 90 proc. zaopatrzenia. Wystarczy porównać nasze działania z tym, jak wtedy zachowali się Węgrzy. Brytyjczycy zaś nie bez powodu omijali Niemcy, lecąc nad Bałtykiem przez Polskę dostarczając pierwszy sprzęt na Ukrainę. Pamiętamy także jak wcześniej, kiedy Rosjanie uderzyli na Donbas i Krym, premier Ewa Kopacz chciała się schować z dziećmi w kuchni. Ówczesna pomoc dla Ukrainy jej rządu, to było chyba ok. 100 mln euro na kilka lat, czyli właściwie, jak to czasami się mówi, „dostali na waciki”
– zaznacza.
Prof. Żurawski vel Grajewski mówi o dokładnych danych dotyczących polskiego wsparcia militarnego dla walczącego Kijowa.
W pierwszych tygodniach tej wojny przekazaliśmy ok. 2 tys. dronów - amunicji krążącej i ponad 100 dronów rozpoznawczych. Natychmiast uruchomiliśmy olbrzymie dostawy sprzętu, wyposażając w sumie 2 brygady zmechanizowane w 400 czołgów i ponad 300 wozów bojowych. Część została przekazana, a część zakupiona przez Ukrainę. W ramach współpracy produkowaliśmy także wspólnie polsko-ukraińskie wozy bojowe Oncilla.
– twierdzi w rozmowie z wPolityce.pl.
To jest stara moskiewska narracja, jeszcze z roku 2014, czyli po pierwszej inwazji Rosji na Ukrainę. Rosyjska Duma na oficjalnych swoich drukach rozsyłała propozycje rozbioru Ukrainy. Polska reakcja była natychmiastowa i negatywna. Warto przypomnieć, że Węgrzy się wtedy spóźnili, co sugeruje jednak zastanawianie się nad tym pomysłem. Opowieści Grzegorza Rzeczkowskiego wpisują się w rosyjskie tezy propagandowe. Rosjanie cały czas usiłują przekonać Ukraińców, że Polacy, Rumuni i Węgrzy – państwa, do których należały przed drugą wojną światową fragmenty dzisiejszej Ukrainy – chętnie wzięłyby udział w rozbiorze ich kraju. Tymczasem pan Rzeczkowski w publicznej telewizji, zaprzyjaźnionej z rządem, ogłasza właśnie takie rzeczy. W ten sposób wpisuje się doskonale w narrację propagandy rosyjskiej
– dodaje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/712671-prof-zurawski-wprost-o-opowiesciach-rzeczkowskiego