W czwartek na wniosek klubu Prawa i Sprawiedliwości, odbyła się w Sejmie debata na temat katastrofy w finansach publicznych, czego dobitnym wyrazem jest nowelizacja budżetu na 2024 rok z powiększeniem deficytu budżetowego do 240 mld zł i projektem budżetu na 2025 rok z jeszcze wyższym deficytem, który ma wynieść aż 290 mld zł. Debata trwała blisko 2 godziny, wzięło w niej udział aż 63 posłów, przede wszystkim z Prawa i Sprawiedliwości, ale także 20 posłów z rządzącej koalicji, a na ich pytania próbowali odpowiadać dwaj wiceministrowie finansów Marcin Łoboda i Zbigniew Stawicki, tak się składa obydwaj odpowiadający za Krajową Administrację Skarbową. Rzeczywiście większość zabierających głos zwracała uwagę, na rozszczelnienie systemu podatkowego, a nawet polityczna zgoda na niepłacenie podatków, co widać po tegorocznych wpływach podatkowych, aż o 56 mld zł niższych niż planowane.
W imieniu klubu Prawa i Sprawiedliwości prowadziłem tę debatę, miałem możliwość dwa razy po 5 minut, najpierw przedstawić argumenty na poparcie tezy o katastrofie finansów publicznych pod rządami obecnej koalicji, a następnie podsumować debatę w tym odpowiedzi obydwu ministrów. Podkreśliłem, że rząd Tuska przedstawił 2 budżety z astronomicznymi deficytami 240 mld zł i 290 mld zł, co się przełoży na wzrost długu publicznego unijną metodą ESA2010 o ponad 10% PKB z 49,6 proc. w 2023 do 59,8 proc. PKB w 2025 r., a w kolejnych latach do ponad 61% PKB Przypomniałem jednocześnie, że 8 lat rządów PiS do spadek długu publicznego z 51,3 proc. PKB w 2015 roku do wspomnianych 49,6 proc. PKB w 2023 roku, mimo dwóch szoków zewnętrznych, które wymusiły dodatkowe wydatki rzędu 300 mld zł z PFR i funduszu covidowego w BGK, a to tego do tego coroczny wzrost wydatków na zbrojenia i finansowanie programu 500/800 plus, w wyniku którego do rodzin wychowujących dzieci, trafiło ponad 300 mld zł przez 8 lat.
Podkreśliłem także, że przyczyną katastrofalnego stanu finansów publicznych jest załamanie dochodów budżetowych w 2024 roku o czym świadczą o 56 mld zł niższe wpływy, niż planowano dochody budżetowe i gwałtowny wzrost deficytu. Przypomniałem, że w 2024 roku mamy spadek dochodów z VAT o 23 mld zł i o 11,5 mld zł z CIT, przy przeniesieniu 12 mld zł z VAT na ten rok, powrocie do 5 proc. stawki VAT na żywność (12 mld zł dodatkowych dochodów), 3 proc. wzrost PKB i inflacji obecnie już 5 proc., co dosłownie szokuje. Dodałem także, że tak naprawdę gdyby zapewnić porównywalność dochodów z VAT w 2023 roku i 2024 roku, to te w tym roku, byłyby zaledwie o 10 mld zł wyższe (282 mld zł do 272 mld zł), w sytuacji kiedy miały być wyższe o 62, 5 mld zł. Ostrzegłem, że ten problem przeniesie się na rok następny i będzie się niestety pogłębiał, a jego przyczyną jest polityczne przyzwolenie tej ekipy rządowej na „prywatyzację” podatków.
Nawiązując do tego tej tezy o politycznym przyzwoleniu na „prywatyzację” podatków, przypomniałem, że w ciągu poprzednich rządów Platformy w latach 2008-2015, dochody budżetowe wzrosły zaledwie o 35 mld zł z 254 mld zł w 2008 do 289 mld zł w 2015 roku, w tym z najważniejszego podatku VAT, tylko o 21 mld zł. Z kolei dla porównania w latach 2015-2023, a więc podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości, dochody budżetowe zostały więcej niż podwojone z 289 mld zł do 574 mld zł, w tym z VAT aż o 150 mld zł, z 123 mld zł do 272 mld zł. Zwróciłem uwagę, że ponieważ przy prezentacji tych danych zawsze z ław sejmowych, zajmowanych przez posłów Platformy, słyszę okrzyki inflacja , inflacja ,to uprzejmie informuję, że ta skumulowana w latach 2008-2015 wyniosła 21 proc., a w latach 2015-2023 - 44 proc. W tej sytuacji wzrost dochodów budżetowych podczas rządów PiS jest więc znacznie większy niż inflacja, w przypadku rządów Platformy poziom wzrostu dochodów jest niższy niż inflacja, a więc to oznacza, że wtedy realnie dochody budżetowe wręcz spadły.
Niestety odpowiedzi obydwu ministrów na te argumenty, a także te przedstawione przez zabierających głos posłów, był niewzruszone, główną przyczyną zapaści w podatkach jest niższa niż planowano inflacja, niższy poziom dochodów przedsiębiorstw, słaba koniunktura za granicą, co godzi w interesy eksporterów, wreszcie brak wpłaty z zysku przez NBP. Zdaniem ministrów nic złego z systemem poboru podatków się nie dzieje, spadek dochodów podatkowych jest przejściowy, a przyszłym roku gospodarka wróci już do wysokiego poziomu wzrostu i kłopoty z podatkami się skończą. Źle to wszystko wróży, jeżeli nie będzie teraz reakcji kierujących służbami skarbowymi na prawdziwe przyczyny załamania się dochodów budżetowych, problemy będą się tylko pogłębiać, a o jeszcze poważniejszych brakach we wpływach podatkowych, dowiemy się już w połowie przyszłego roku, tuż po rozstrzygnięciu wyborów prezydenckich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/712361-polityczna-zgoda-na-prywatyzacje-podatkow