Nie ukrywamy zadowolenia z wyniku amerykańskich wyborów. Po pierwsze liczymy na dobrą współpracę, jaką miała miejsce w pierwszej kadencji prezydenta Trumpa. Po drugie jest nadzieja na postawienie tamy ideologicznym fanaberiom, które fundują nam siły lewicowo-liberalne i neomarksistowskie. Liczymy na normalność - powiedział były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce: Wiadomo już, że to prezydent Donald Trump zostanie prezydentem USA. Dlaczego pana zdaniem Amerykanie zdecydowali, że to właśnie on kolejny raz stanie na czele ich kraju? Jakie były tego powody?
Witold Waszczykowski: Zmiana władzy w Białym Domu i w Kongresie wynika z porażki Demokratów. Składa się na to zła ocena administracji Bidena i jego samego. Kamala Harris okazała się politykiem bez charyzmy, zmysłu decyzyjności i bez programu dla szerokiego społeczeństwa amerykańskiego. Jej ideologiczny program lobby ekologiczno-genderowego był skierowany do liberalnych elit, celebrytów i tzw. środowisk wykluczonych. Przedstawiał potrzeby Amerykanów w zafałszowany sposób przez liberalne media jako panaceum na wszelkie problemy USA i świata. Harris skupiała się na atakowaniu Trumpa, nie posiadając pozytywnego programu.
Trump właściwie odczytał zagrożenia i przedstawił pozytywny program. Obnażał obłudę lewicowo-liberalnych środowisk ws. ekologicznych, klimatycznych, społecznych i gospodarczych. Podkreślał, że rozwój społeczny i gospodarczy zależy od zdrowej ekonomii, demografii i normalnych relacji międzyludzkich, a nie od eksperymentów obyczajowych. Amerykanie oczekiwali odniesienia się przyszłego prezydenta do ochrony rynku pracy, energii, cen, bezpieczeństwa społecznego zagrożonego przez nielegalną migrację. I Trump dawał odpowiedzi na te wątpliwości. Amerykanie wybierali między programem poprawy gospodarki i swojego życia a eksperymentami „wolnościowymi” dla rzekomo uciskanych i wykluczonych mniejszości.
Co decyzja o powrocie Donalda Trumpa oznacza dla Polski, dla bezpieczeństwa naszego regionu? Czy możemy spodziewać się jakichś przełomowych decyzji?
Oceniamy Trumpa po faktach z jego pierwszej kadencji. Polska znacząco skorzystała z tamtej współpracy politycznie, ekonomicznie i militarnie. Trump docenił rolę Polski w Europie. Wspierał regionalną inicjatywę Trójmorza. Dzięki porozumieniom gazowym mogliśmy pozbyć się zależności od gazu rosyjskiego. Wzmocniliśmy nasze bezpieczeństwo w wyniku rozlokowania w Polsce kilku tys. żołnierzy amerykańskich z nowoczesnym sprzętem. Zdołaliśmy też zawrzeć kontrakty za zakupy uzbrojenia dla własnej armii. Pozbyliśmy się upokarzającego reżimu wizowego na podróże do USA.
Jesteśmy wiarygodnym sojusznikiem w NATO i stabilnym partnerem gospodarczym. Jesteśmy wiarygodnym filarem międzynarodowej koalicji wspierającej ukraińską obronę przed rosyjską agresją. To wszystko daje nadzieję na rozwój relacji z USA pod wodzą Trumpa, jeśli polski obóz anty-trumpowy (Tusk, Sikorski, Klich, TVN24, Anne Applebaum) nie zepsuje tych relacji za namową Berlina czy europejskich elit lewicowych.
Media głównego nurtu od dawna straszą, że prezydentura Donalda Trumpa to katastrofa dla Ukrainy. Co pan o tym sądzi? Co może zmienić się w podejściu USA do sprawy wojny na Ukrainie?
Prawie cały świat zachodni prze do zakończenia wojny na Ukrainie. Wielu marzy się zamrożenie konfliktu przez wymuszenie ustępstw terytorialnych na Ukraińcach. To takie rozwiązanie monachijskie a la 1938. Taki „pokój” dawałby szanse na powrót Rosji z jej zasobami energetycznymi na międzynarodowy rynek gospodarczy, o czym śnią w Berlinie. W zachodnioeuropejskich stolicach liczą też na stworzenie nowej architektury bezpieczeństwa europejskiego z Rosją, ale bez USA, szczególnie z Trumpem w Białym Domu. Emancypacja od USA pozwoliłaby na układanie się „po europejsku” z Rosją, Chinami, a nawet Iranem. Taka sytuacja byłby skrajnie niebezpieczna dla polskich interesów.
Trump dostrzega te trendy w Europie. Nie ma chęci i przyzwolenia Amerykanów na samodzielną krucjatę przeciw Rosji. Musi równolegle monitorować politykę Chin i na Bliskim Wschodzie. Zapowiada zatem, że chce się przyłączyć do tego „procesu pokojowego”, aby kontrolować rozwój zdarzeń i chronić amerykańskie interesy. Powinniśmy być zatem obecnie jak najbliżej amerykańskiej administracji, aby nasze interesy nie ucierpiały. Potrzebujemy więc natychmiast wiarygodnego ambasadora w Waszyngtonie i szybkich kontaktów na wysokim szczeblu.
Jakie będą pana zdaniem główne kierunki w USA polityce zagranicznej? Czy Trump skupi się na kwestiach Europy i Rosji, czy może większe siły przerzuci na sprawę Bliskiego Wschodu, czy może też powrócimy do mocnej konfrontacji z Chinami?
Nie mamy szczegółowego i pełnego programu polityki zagranicznej prezydenta elekta. Nie znamy formalnych współpracowników i doradców na urzędach ds. zagranicznych. Możemy się jednak spodziewać, że nowa polityka będzie się bardziej kierowała interesami narodowymi. Będzie bardziej transakcyjna. Będzie bardziej wymuszała profity z handlu zagranicznego. Będzie dyscyplinowała sojuszników do większej kontrybucji finansowej i wojskowej na rzecz bezpieczeństwa regionu transatlantyckiego. Kierunki zainteresowania nie zmienią się. Nadal będzie to nadal Europa, Chiny i Bliski Wschód.
Obecnie na czele naszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych stoi Radosław Sikorski, którego żona bez ogródek atakowała Donalda Trumpa, porównując go nawet do Hitlera i Mussoliniego. Czy w pana ocenie przy zmianie prezydenta za oceanem, minister Sikorski dalej powinien odpowiadać za Polską dyplomację, czy może lepiej dla dobra Polski byłoby, aby został on zastąpiony?
Przypadek ministra Sikorskiego jest szczególny niezależnie od zmian zachodzących za oceanem. Wiele jego brutalnych wypowiedzi, politycznych czy obyczajowych, już dawno powinno wyeliminować go z życia politycznego. Zaangażowanie jego żony, Amerykanki, otwarcie zaangażowanej w polityczne zwalczanie Trumpa i publicystyczne dyskredytowanie jest poważną przeszkodą w relacjach MSZ z USA. Powtarza się kłopotliwa sytuacja z okresu negocjacji ws. tarczy antyrakietowej. To jest kwestia do przemyślenia dla premiera Tuska, na ile taki minister pomoże, lub utrudni relacje z Waszyngtonem. Chyba że samego ministra Sikorskiego najdzie refleksja na honorowe rozwiązanie.
Radości ze zwycięstwa Donalda Trumpa nie kryją politycy Prawa i Sprawiedliwości, z czego wynika takie podejście pana formacji?
Nie ukrywamy zadowolenia z wyniku amerykańskich wyborów. Po pierwsze liczymy na dobrą współpracę, jaka miała miejsce w pierwszej kadencji prezydenta Trumpa. Po drugie jest nadzieja na postawienie tamy ideologicznym fanaberiom, które fundują nam siły lewicowo-liberalne i neomarksistowskie. Liczymy na normalność.
Na ekonomiczne kalkulacje wobec przemian w energetyce i ekologii. Liczymy też, że ekonomiczne reformy będą uwzględniały koszty społeczne, a nie ideologiczne mrzonki. Liczymy też na powrót do respektowania tradycyjnych wartości, naszych kodów kulturowych, tożsamości narodowych i norm opartych na prawach natury, a nie wyimaginowanych utopiach.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/712228-nasz-wywiad-waszczykowski-sikorski-utrudni-relacje-z-usa