„Mamy mocne poszlaki na to, że niektórzy w Polsce realizowali cele polityki zagranicznej Rosji” - opowiadał gen. Jarosław Stróżyk w „Rozmowie Piaseckiego” na antenie TVN24. Kierujący neo-komisją ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich uderzał szczególnie mocno w „modnego” ostatnio wśród Koalicji 13 Grudnia byłego szefa MON Antoniego Macierewicza.
W rozmowie z Konradem Piaseckim na antenie TVN24 gen. Jarosław Stróżyk mówił o dotychczasowych pracach neo-komisji. Prowadzący dopytywał m.in. o „twarde dowody” lub choć poszlaki wskazujące na to, iż Rosja i jej służby specjalne wpływały na polskich decydentów. Wówczas Stróżyk stwierdził, że do tej pory komisja wydała pierwszy, cząstkowy raport.
Prezentowałem go na Radzie Ministrów. Jest to raport 60-stronicowy, niejawny, o klauzuli poufne. I zawiera on szereg różnych, powiedziałbym, powiązań, szereg nazwisk, które mogą być ciekawe, ale niestety na tym etapie, tak jak powiedziałem, czy tak jak powiedziałem w czasie konferencji, nie możemy ich ujawnić
— wskazał.
Mocne poszlaki na to, że niektórzy w Polsce realizowali cele polityki zagranicznej Rosji
— podkreślił.
Jak przypomniał Stróżyk, na zeszłotygodniowej konferencji prasowej powiedział, że komisja nie zrobiła jak na razie więcej niż 20 proc., obecny etap prac szacuje jednak nawet na… mniej niż 10 proc.
Ponieważ mamy tyle nowych wskazań, tyle nowych poszlak, tyle nowych dokumentów pokazanych gdzieś przez ludzi, którzy coś kiedyś widzieli i zachęcają nas do czytania
— stwierdził.
Miejmy nadzieję, że ci „ludzie, którzy coś kiedyś widzieli” to nie Tomasz Piątek, Jan Piński czy Roman Giertych, bo skoro Stróżyk na konferencji prasowej stwierdził - co gorsza, zupełnie poważnie i nieironicznie - że rząd PiS nie reagował na rosyjską agresję na Ukrainę, to znalazł się niebezpiecznie blisko tego, co głoszą trzej wyżej wymienieni „eksperci”.
CZYTAJ TAKŻE: Morawiecki punktuje Stróżyka: Współpracujący z Rosjanami mają badać wpływy Rosji w Polsce. Logiczne i profesjonalne
Jakie rzeczy - według Stróżyka - działy się w Polsce?
Piasecki zaznaczył, iż wydaje mu się, „że żeby mówić o tym, że Rosja czy Białoruś wpływała na jakąś polską decyzję, to potrzeba by odnaleźć albo to, że polityk, który podejmował tę decyzję, jest współpracownikiem rosyjskiego wywiadu, albo ludzie z jego otoczenia są współpracownikami tegoż wywiadu czy kontrwywiadu i wpływają na niego, albo jego partia dostaje przelewy finansowe, albo z jakiegoś powodu realizuje cele rosyjskie”.
Czy pańskim zdaniem takie rzeczy w Polsce się działy?
— pytał prowadzący.
Tak, takie rzeczy się działy
— odpowiedział gość TVN24.
Do ciekawej sytuacji doszło, kiedy gen. Jarosław Stróżyk rozwijał wątek „osłabiania polskich służb specjalnych przez polityków(…) a zwłaszcza jedną opcję polityczną”.
Pan mówi o przelewach, innych elementach mogących wskazywać na wpływy. (…) Pokazałem element finansowania wpływów rosyjskich, czyli zwracania się do organizacji, podmiotu lobbingowego w Waszyngtonie, którego również współudziałowcem jest były oficer GRU. Ja tego nie rozumiem, komisja tego nie rozumie
— podkreślił gen. Stróżyk.
Piasecki przypomniał, że korzystano z usług jednej z takich agencji również za rządów PO-PSL. Stróżyk tłumaczył, że było to w 2008 r. i przez bardzo krótki czas. Prowadzący zwracał również uwagę, że od 1989 r. służby nie wskazały żadnej konkretnej postaci - albo polskiego polityka, albo jego współpracownika, która zniknęła z życia publicznego, bo była zadaniowana przez Rosję, a co więcej - że Stróżyk, jako „człowiek kontrwywiadu”, powinien takie osoby „łapać za rękę”.
Zgadzam się, przyznaję się do tego. Ale jeśli ktoś mi rozwala organizację, podejmuje decyzję polityczną. My w raporcie mówimy, nie mamy pretensji, w cudzysłowie, o likwidację WSI, o likwidację zbioru zastrzeżonego, ale sposób tej realizacji. Sposób, który uwłacza państwu, które chce być silne, państwu, które chce mieć siłę, chce mieć dodatkowe środki. To wszystko uwłaczało
— podkreślał.
Dziennikarz TVN24 wciąż dopytywał przewodniczącego neo-komisji, dlaczego przez lata nie złapano za rękę osób zadaniowanych przez Rosję.
„Nie ma nic o kontaktach z Rosją”
Jednym z „ulubieńców” Koalicji 13 Grudnia od zawsze był, a w ostatnim czasie ponownie wysuwa się w tym względzie na prowadzenie, Antoni Macierewicz, były przewodniczący podkomisji smoleńskiej, a także były minister obrony narodowej.
Komisja przeanalizowała kilka procesów modernizacyjnych, które były zaniechane. Nie będę wspominał, że pan Macierewicz wykończył program Caracal, nie będę mówił o opóźnieniach programu Patriot. Czekaliśmy na pewne informacje od pana prezydenta, który mówił kiedyś o ubeckich metodach pana ministra Macierewicza. Liczyłem na to, że pan prezydent – który dokonał z naszego punktu widzenia bardzo ważnej rzeczy, bo nie zgodził się na kolejną kadencję pana ministra Macierewicza – przekaże nam informacje na temat zaniechań modernizacyjnych
— stwierdził Jarosław Stróżyk.
Pytany, czy w dokumentach, które komisja przekazała prokuraturze, znalazło się doniesienie o „zdradzie dyplomatycznej” Macierewicza, jak również twarde dowody na jego kontakty ze współpracownikami rosyjskich służb, odparł:
Nie ma nic o kontaktach z Rosją. W art. 129 na temat zdrady dyplomatycznej jest działanie na niekorzyść Polski w stosunkach międzynarodowych i z obcą organizacją.
Jeżeli patrzymy na to, z kim się kontaktował pan minister Macierewicz, kto się z nim kontaktował, to do niego przyjeżdżał, którym wejściem wchodził i którym wychodził, to dla mnie są to wystarczające wskazania do tego, żeby to dalej badać
— wskazał.
Stróżyk i przyjaciele
Pamiętamy już, jak bardzo skompromitował się Stróżyk, zarzucając rządowi PiS zaniedbania w kwestii odpowiedzi na rosyjską agresję na Ukrainę w 2022 r. (podczas gdy sam na krótko przed atakiem twierdził, że wojny pełnoskalowej raczej nie będzie, za to „może dojść do jakichś uderzeń czy zamachów terrorystycznych, bombowych w różnych miejscach na Ukrainie”.
Dość ciekawe okazało się również towarzystwo, w którym obracał się przewodniczący neo-komisji. Informują o tym prof. Sławomir Cenckiewicz, red. Michał Rachoń oraz Mariusz Kozłowski w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Co łączy obecnego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Jarosława Stróżyka z rosyjskim rektorem-putinistą oraz z kierującym Uniwersytetem w Siedlcach prosowieckim pułkownikiem WSI, którego uczelnia ściśle współpracuje z Rosją i Białorusią? Gdyby w Polsce Tuska rzeczywiście zwalczano wpływy rosyjskie i białoruskie, to wiedza, jaką państwo polskie posiada o Uniwersytecie w Siedlcach, uniemożliwiłaby wyznaczenie Stróżyka zarówno na stanowisko szefa SKW, jak i przewodniczącego Rządowej Komisji badającej rzekomo wpływy rosyjskie i białoruskie
— wskazują autorzy.
Na szczególną uwagę zasługuje prof. Mirosław Minkina.
Minkina to pułkownik rezerwy LWP/WP, syn funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, który swoją komunistyczną karierę w ludowej armii rozpoczął w 1978 r., wstępując jednocześnie w szeregi ZSMP i PZPR (aktywista Zarządu Miejskiego ZSMP i sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR), który - jak czytamy w opinii partyjnej z 1985 r. - „z całym oddaniem realizuje linię partii”
— czytamy w tekście na łamach „GPC”.
Profesor Minkina ma zresztą długą i bogatą historię pracy na rzecz komunistycznego systemu. Później „zamienił mundur politruka na starszego oficera oświatowego w Departamencie Wychowania WP, by przez kilka lat funkcjonować w Departamencie Wojskowych Spraw Zagranicznych (1993-1995), a po przyjęciu Polski do NATO wylądować nawet jako major-specjalista w Zespole Doradcy ds. Obronnego Przedstawicielstwa RP przy NATO i UZE (1998-2000)” - wskazano w tekście. W 2000 r. był już w WSI, a w latach 2001-2006 był także przełożonym Stróżyka.
Karierę wojskową porzucił na wieść o likwidacji WSI. Zajął się „nauką”, tj. w 2013 r. uzyskał habilitację na Akademii Obrony Narodowej (dziś: Akademia Sztuki Wojennej). Od 2020 jest rektorem Uniwersytetu w Siedlcach.
Uniwersytet w Siedlcach podpisał aż 24 umowy z rosyjskimi uczelniami, z czego siedemnaście ma status uczelni państwowych (współpraca obejmuje również uczelnie, z którymi nie podpisano umów o współpracy), które w systemie państwa rządzonego przez „grupę petersburską” Putina odgrywają istotną rolę w budowaniu społecznego zaplecza reżimu. Z kolei wśród 7 umów z uczelniami białoruskimi pięć dotyczy szkół państwowych. Wśród rosyjskich uczelni, z którymi Uniwersytet w Siedlcach ma umowę o współpracy (i wciąż się nią chwali na swoich stronach), jest m. in. Rosyjska Akademia Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej (RANEPA), w przeszłości Akademia Nauk Społecznych przy KC KPZS (powołał ją Lenin z 1921 r.), która kształci (także w 12 akademiach regionalnych) m.in. zasoby kadrowe Federalnej Służby Bezpieczeństwa, a przedstawiciel tej służby (Igor Aleksandrowicz Bidenko) jest oficjalnym doradcą prorektora RANEPA! Dla przykładu warto wspomnieć, że przynajmniej na jednej z konferencji uniwersyteckich w Siedlcach gościła prof. Natalia Frołowa właśnie z RANEPA z wykładem na temat „Rozwoju potencjału ludzkiego w realiach współczesnych” (w październiku 2018 r.)
— wymieniają autorzy publikacji w „GPC”.
Minkina, Stróżyk, ludzie Putina i konferencje „Polska-Rosja”
W całej sprawie pojawia się też wątek Collegium Humanum:
Pojawił się również słuszny zarzut współpracy tej uczelni z RANEPA, a przecież – jak piszą prorządowe media – „Rosyjska Akademia Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej, z którą współpracowała Collegium Humanum to jedna z najbardziej zaufanych uczelni Władimira Putina”. To prawda, tylko dlaczego powyższy zarzut nie dotyczy również państwowego Uniwersytetu w Siedlcach, gdzie na stanowisku rektora zasiada bardzo dobry znajomy gen. Jarosława Stróżyka i jeszcze dzisiaj chwali się współpracą z „jedną z najbardziej zaufanych uczelni Władimira Putina”, czyli RANEPA?
Inną ciekawą kwestią są konferencje z cyklu „Polska-Rosja”, odbywające się już po wydarzeniach z roku 2014. Wydarzenia te organizowane były właśnie przez Minkinę i zarządzaną przezeń uczelnię. Jak tłumaczył to rektor? Potrzebą „budowania mostów” między Warszawą a Moskwą „w warunkach politycznego konfliktu i niezrozumienia”. Wśród uczestników konferencji był m.in. gen. Bogusław Pacek, były rektor AON, a nawet… sam Siergiej Andriejew, ambasador Rosji w Polsce.
Na jednej ze stron uniwersytetu bez trudu znaleźliśmy materiały dotyczące VI Międzynarodowej Konferencji Naukowej z cyklu „Polska-Rosja” na temat: „Geopolityczny wymiar relacji Rosja – Zachód” (14-15 listopada 2019 r.), której współorganizatorem był związany z rosyjską armią Tambowski Uniwersytet Państwowy im. G. Dzierżawina w Tambowie, z którym zresztą Uniwersytet w Siedlcach zawarł umowę o współpracy
— czytamy w „GPC”.
Komitetowi Naukowemu tego wydarzenia przewodniczył Mienkina, w Komitecie Organizacyjnym zasiadał gen. Jarosław Stróżyk. I nie tylko.
Kolejne ciekawe nazwisko to Władimir Juriewicz Stromow (1977-2022), ówczesny rektor Państwowego Uniwersytetu im. G. Dzierżawina w Tambowie, już wtedy powiązany z rosyjskim sektorem bezpieczeństwa i popierający rosyjski imperializm. Niedługo przed śmiercią Stromow poparł atak Rosji na Ukrainę, a co więcej - podpisał list poparcia przedstawicieli uniwersytetów dla „demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy”.
Sensacja czy… niewypał?
Miał być więc przełom, wyszedł niewypał i trudno powiedzieć, by z efektów prac neo-komisji mógł być zadowolony sam premier Donald Tusk, któremu być może zależało na „udowodnieniu” tezy pod tytułem „prorosyjski PiS”, którą to co najmniej od 2022 r. niestrudzenie wbija cepem do głów swoich zwolenników, wiedząc doskonale, że wielu z nich czasy resetu chyba przeleżało pod lodem albo zachwycało się „rozsądną polityką zagraniczną” Tuska, ministra Radosława Sikorskiego i zespołu „wybitnych” dyplomatów, którzy z Sikorskim do MSZ powrócili i z których część to absolwenci moskiewskiej MGIMO.
Na „raporcie” komisji Stróżyka suchej nitki nie zostawił dziennikarz Onetu Witold Jurasz, którego przychylnym PiS-owi zdecydowanie nazwać nie można. Również Konrad Piasecki z TVN24 w omawianej rozmowie sprawiał wrażenie co najmniej sceptycznego i „dociskał” swojego rozmówcę.
Trudno się zresztą dziwić, skoro „dowodem” na rosyjskie wpływy w polskiej polityce miał być wywiad ambasadora Rosji Siergieja Andriejewa dla tygodnika „Sieci”, za co redaktorów Jacka i Michała Karnowskich często i chętnie atakuje chociażby „Gazeta Wyborcza” - ta sama, która rok po rosyjskiej agresji na Gruzję opublikowała list Putina do Polaków. Co zaś tyczy się Andriejewa, to również wcześniej chętnie pokazywał się w polskich mediach, już wtedy sącząc kremlowski jad pod adresem Polski i jej władz. Sugerowanie zaś, że rząd PiS nie reagował na rosyjską agresję jest już zwyczajnie nieprawdą, pasującą bardziej do teorii rozpowszechnianych przez Giertycha i Pińskiego lub publicystyki „Gazety Wyborczej” niż efektów prac komisji złożonej z tak wybitnych ekspertów, jak przekonywał premier Tusk.
Obyśmy tylko, po zaprezentowaniu rezultatów kolejnego etapu prac neo-komisji, nie „dowiedzieli się” np., że Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński wspólnie z Viktorem Orbanem i za jego pośrednictwem - Władimirem Putinem planowali rozbiór Ukrainy. Bo chyba tylko takich „ustaleń” brakuje do kolekcji.
jj/TVN24, GPC, Onet.pl
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/711976-strozyk-o-pracach-neo-komisji-z-kim-zadawal-sie-sam