„Szef SKW jest teraz na linii wojny z opozycją. To jest wykorzystywanie służby w charakterze narzędzia do walki politycznej” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Piotr Grochmalski. Ekspert ds. bezpieczeństwa nie kryje, że w jego ocenie są to metody, które znamy z działań Władimira Putina. Wszystko po to, aby przykryć wcześniejszą politykę resetu pierwszego rządu Donalda Tuska. „To w czasie spotkania w Moskwie Putin uderza Tuska pięścią w twarz. Stylem wręcz knajackim proponuje mu - jak komuś mało znaczącemu - wspólny rozbiór Ukrainy” - ocenia prof. Grochmalski i dodaje, że ten fakt zostaje przez Tuska przemilaczny.
CZYTAJ TAKŻE: Komu służy Stróżyk? Macierewicz: „Pokazał, jak wielkim osiągnięciem PiS było zagwarantowanie bezpieczeństwa Polsce”
Portal wPolityce.pl: Miał pan duże oczy słuchając konferencji szefa SKW gen. Jarosława Stróżyka?
Prof. Piotr Grochmalski: To, co przekazał gen. Jarosław Stróżyk, nie ma żadnej wartości. To są kłamstwa, półprawdy, dezinformacje i przeinaczanie faktów. Nie brakuje także poważnych wpadek. Mówiąc o rosyjskich wpływach, szef SKW wspomniał o amerykańskiej grupie lobbingowej BGR, tyle że umowę z nią podpisano, kiedy jeszcze rządziła Platforma Obywatelska, a szefem MON był Bogdan Klich. To nie jest ani raport, ani żadna analiza. To polityczny spektakl i hucpa. Jeśli przeanalizujemy wcześniejsze wypowiedzi Radosława Sikorskiego i Donalda Tuska, to widać, że próbowali nadawać określoną interpretację tego, co ma nastąpić. Mocno wskazywali na Antoniego Macierewicza i zapowiadali zawiadomienia do prokuratury. Podkreślali, że to ma być materiał potężnie nieobciążający politycznie tę postać.
Jaki jest cel przygotowanego przez gen. Stróżyka „dokumentu”?
Wskazywana jest w nim jedna postać, Antoniego Macierewicza. To jest jedna z najbardziej znienawidzonych osób przez elity, które można określić jako „homo sovieticus” (człowiek radziecki), czyli ludzi głęboko zsowietyzowanych i służących Rosji w Polsce. Jeśli jego uda im się przedstawić w radykalnie odwrotny sposób, to właściwie całe segmenty historii Polski można odwrócić. Na przykład stwierdzić, że nasza opozycja w PRL była sterowana przez Rosję, a nasze dążenia do NATO były opcją prorosyjską. To jest skrajny absurd. Na tym jednak polega cała logika wojny ideologicznej, którą prowadzi Rosja.
Antoni Macierewicz jest ofiarą tej wojny?
Antoni Macierewicz osobiście i realnie doświadczał funkcjonowania rosyjskiej agentury. To były działania wymierzone bezpośrednio w niego, a nawet próby uderzające w jego życie. W czasach PRL należał do grupy niepodległościowej opozycjonistów, która wyraźnie sprzeciwiała się Rosji. Warto odróżnić ją od grupy marzącej wtedy o lepszym socjalizmie. Jest to jedna z najbardziej jasnych i symbolicznych postaci z czasów PRL. Należał także do wąskiej grupy osób, które bardzo wcześnie forsowały strategię sojuszu z USA i NATO. Patrząc na tę postać z perspektywy lat, zwłaszcza od momentu kiedy współtworzył rząd Jana Olszewskiego, widzimy człowieka, który jest absolutnym symbolem polityki ogromnej ostrożności wobec Rosji. Państwa będącego dla nas dużym zagrożeniem. Pamiętamy, w jakich warunkach rząd Olszewskiego podejmował kluczowe decyzje, obawiając się rosyjskiej agentury. By uniknąć podsłuchów, przeprowadzić ważne rozmowy oraz podjąć decyzje strategiczne, często wychodzono z gabinetów.
A jak to wygląda dziś?
Obecna ekipa bardzo mocno posługuje się matrycami rosyjskiej propagandy i całą ich techniką. Oczywistym dowodem na to, są stojący za tymi działaniami konkretni ludzie. Widzimy przecież zagorzałą walkę o utrzymanie wysokich emerytury byłym ubekom i esbekom. Tymczasem chodzi jedynie o to, aby w państwie wolnym od zależności, ci ludzie nie byli nagradzani za walkę z tym państwem, traktowani jak osoby wyróżnione, by nie stawali się warstwą uprzywilejowaną. Nie idzie o całkowite zabranie im emerytur, ale o to, by nie były to świadczenia o charakterze nagród. Gen. Jarosław Stróżyk reprezentuje właśnie te ciemne siły WSI, tego głęboko zakorzenionego w mentalności generalskiej „homo sovieticusa”. To typowy przykład „homo sovieticusa”, czyli człowieka głęboko sformatowanego w swoim myśleniu w stronę Rosji. Został wychowany w duchu WSI i Klubu Generałów, który skupiał czołowe postaci ze stanu wojennego i WRON. Tego typu działania wspiera gen. Mirosław Różański.
Radosław Sikorski chce wsadzić Antoniego Macierewicza do więzienia i mówi o rosyjskim agencie.
Wypowiedzi Sikorskiego, który próbował podsumowywać 30 lat działalności Antoniego Macierewicza, były wręcz skandaliczne. Znam kulisy odwołania Radosława Sikorskiego z funkcji szefa MON za pierwszego rządu PiS. I to są dopiero żenujące i skandaliczne rzeczy, które przesądziły o jego usunięciu z resortu. W szczególności mam na myśli jego „paniskowanie” i ogromne koszty działalności. To postać bardzo przykra z ogromną ilością kompleksów, która dziś jest narratorem rosyjskiej narracji.
Tusk mówił kiedyś o pętli zaciskającej się wokół Antoniego Macierewicza. Stwierdził, że rozbrajał polską armię. Nie podobały mu się decyzje byłego szefa MON dotyczące kontraktów zbrojeniowych.
Próbuje się wprowadzać kategorię zdrady dyplomatycznej. A przecież chodzi o decyzje, które minister obrony ma w ramach swoich kompetencji. Mam na myśli decyzje dotyczące wydatków przeznaczonych na modernizację armii. Poprzedni rząd Tuska nie realizował nawet tego, co przyjęto wówczas w ustawie Komorowskiego, czyli wydatków na armię nie mniejszych niż 2 proc. PKB. Oni wydawali tych funduszy i nie realizowali wyznaczonego przez prawo progu wydatków. Teraz chcą oskarżać kogoś, kto po zmianie rządu, dopełnił obowiązków ustawowych i wydał wszystkie przeznaczone na armię pieniądze. To Antoni Macierewicz zapoczątkował mocny proces modernizacji polskiej armii. Te oskarżenia są totalnie bezczelne.
To w czasie, kiedy szefem MON był Antoni Macierewicz, w Polsce pojawiły się wojska USA i rozpoczęto tworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej. Sądzi pan, że Polacy o tym zapomnieli?
Trudno jest przekonywać, że słoń rzeczywiście jest słoniem. Podkreślę jeszcze raz, ogólna operacja polega na tym, aby z Antoniego Macierewicza zrobić ruskiego agenta. Jeśli im się to uda, wtedy każdego będzie można tak określać, nawet całą partię. Nie będzie człowieka, którego nie można by wcisnąć w buty potencjalnego agenta Putina, skoro można było to zrobić z Antonim Macierewiczem.
Sądzi pan, że to próba odwrócenia uwagi od polityki resetu z Rosją, którą realizował pierwszy rząd Donalda Tuska?
Spójrzmy na to, co robiła ta ekipa. Tusk pojechał Moskwy i spotykał się twarzą w twarz z Putinem. Pojechali tam z wielką fetą i planem otwarcia się na Rosję. Wcześniej jednak temat skonsultowali w Niemczech. Tam ustalono określoną linię działania. Rozpoczyna się zatem polityka resetu, czyli właściwie działania wbrew polskiej racji stanu. Tyle że to plan wysadzenia w powietrze wieloletnich doświadczeń naszej polityki wschodniej od 1989 r., która była realizowana w oparciu założenia Giedroycia i Mieroszewskiego. Przyjęły je właściwie wszystkie rządy, nie tylko rząd Olszewskiego, ale nawet postkomuniści. To polityka polegająca na tym, aby nie realizować zbliżenia z Rosją kosztem Ukrainy. Rosji trzeba bowiem wyjaśniać, że w naszym interesie nie leży pobudzanie rosyjskiego impulsu imperialnego, choćby przez zagarnięcie Ukrainy. Takie działania byłyby dla nas zabójcze i stanowiły potężne zagrożenie. Przekaz musi być jasny: nie mamy zamiaru kolaborować z Rosjanami przeciwko Ukrainie.
„Chcemy dialogu z Rosją, taką, jaką ona jest” – mówił Donald Tusk w Sejmie kiedy pierwszy raz został premierem. Czy to nie brzmi inaczej niż założenia polityki, o której pan wspomina?
Po dojściu do władzy ekipy Tuska, pod presją Niemiec, rząd zaczyna grać tą sprawą. Jadą do Putina i proponują mu pewne rozwiązania, ale nie informują prezydenta RP. Grają w tak skomplikowaną grę, że nie tylko prowadzą zabójczą politykę w stosunku do Ukrainy, ale wręcz politykę samobójczą względem Polski. Budują dla Rosji instrument do wysadzenia w powietrze zbudowanego wcześniej potężnego kręgu zaufania innych państw. Niemiecko-rosyjska polityka staje wyżej niż lojalność wobec prezydenta Polski. To jest zdrada stanu.
Mocne słowa. Faktem jest jednak to, że polityka resetu wzmocniła Rosję.
Tusk jedzie do Moskwy z nowym pakietem propozycji. Chce być człowiekiem, dzięki któremu Niemcy i świat będą inaczej mówić o Polakach, których Rosjanie nazywają chorymi na ich punkcie. Sądzi, że otworzy nową erę w UE i stanie się na tyle wiarygodny, by wyjaśniać Zachodowi wszystkie wydarzenia w Rosji. Tymczasem w czasie spotkania w Moskwie Putin uderza Tuska pięścią w twarz. Stylem wręcz knajackim proponuje mu - jak komuś mało znaczącemu - wspólny rozbiór Ukrainy. Każdy polityk, który rozumie polską rację stanu, w takiej chwili zaczyna rozumieć, że te wszystkie jego pomysły są totalną bzdurą. Wie, że ma przed sobą bandytę, który chce wciągnąć go w totalną zawieruchę w całej Europie. Planuje zniszczyć powojenny porządek. Jak na tę propozycję reaguje Tusk? Utajnia cały ten przekaz, także wobec prezydenta RP i sojuszników Polski. Brnie w politykę resetu. Tu widzimy skalę zdrady popełnionej przez Donalda Tuska i Putin wielokrotnie to wykorzystywał. Sam Tusk podczas kampanii wyborczej w ubiegłym roku tłumaczył temat rozbioru Ukrainy. Stwierdzi, że Putin czynił aluzje na ten temat podczas spotkania w Sopocie w 2009 r. Uczestniczyło w tym spotkaniu ok. 40 osób - dyplomatów ze strony polskiej i ze strony rosyjskiej. I znów wtedy, nikt się o tym nie dowiedział. Stało się to ponownie tajemnicą, także dla naszego prezydenta. Ten element demoralizacji elit Tuska został później wykorzystany przez Rosjan, podczas organizacji obchodów rocznicy katyńskiej oraz w sprawie katastrofy smoleńskiej. Tusk został wciągnięty w intrygę gry przeciwko prezydentowi Rzeczpospolitej, a w zasadzie przeciwko polskiemu państwu.
Tekst zaprezentowany przez gen. Stróżyka znacząco różni się od raportu powołanej w ubiegłym roku na mocy ustawy komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów.
Po przeanalizowaniu tych faktów wydawać by się mogło, że ten „niby raport” gen. Stróżyka powinien jakoś się do nich odwołać. Podobnie musiałaby nastąpić jakaś, choćby minimalna, korelacja w stosunku do raportu komisji ds. wpływów rosyjskich, którą kierował prof. Sławomir Cenckiewicz. Raport komisji powołanej w ubiegłym roku przez Sejm, który miał ustawowe umocowanie, dał negatywne rekomendacje dotyczące nie tylko Donalda Tuska, ale także obecnego wiceszefa SKW płk Krzysztofa Duszy. Tymczasem Dusza został na tę funkcję powołany właśnie przez gen Stróżyka. Biorąc pod uwagę minimalną przyzwoitość, szef SKW powinien w czasie swojego wystąpienia ustosunkować się do konkluzji raportu poprzedniej komisji w tym zakresie. Choćby stwierdzić, że ich analiza wskazuje, iż przedstawione tam dane są nieprawdziwe i należy je podważyć. Tego jednak nie robi. Przewodzi za to instytucji, która za zgodą Donalda Tuska doprowadziła do zbliżenia i współpracy z FSB. Podpisaliśmy umowę, gdzie mieliśmy razem z nimi współpracować w ściganiu agentów NATO.
Gen. Stróżyk do tych spraw w czasie swojej konferencji w ogóle się nie odniósł.
Moim zdaniem właśnie się odniósł, tyle że milcząco. Jadą po bandzie w myśl zasady, kiedy w nocy nie widać słońca, to go po prostu nie ma w ogóle. Gen. Stróżyk występuje tu w interesie swojego podwładnego i broni działań SKW z czasów poprzedniego rządu Donalda Tuska. Ta cisza jest jego manifestacją, to tak, jak by mówił: co nam możecie zrobić, skoro nie musimy nawet analizować realnych zagrożeń. Dołączmy do tego inne działania gen. Stróżyka, na przykład sprawę odwołania gen. Jarosława Gromadzińskiego ze stanowiska dowódcy Eurokorpusu. Wywołano międzynarodową aferę dotykającą NATO. SKW wykonało cały szereg bardzo dziwnych operacji, jak chociażby bezprawne odebranie prof. Sławomirowi Cenckiewiczowi zgody na dostęp do informacji o charakterze niejawnym. Tymczasem raport komisji prof. Cenckiewicza wskazywał, że w tamtych czasach, SKW była służbą wysoce nieprofesjonalną i zinfiltrowaną przez ruską agenturę. W tej sytuacji ten mini raport, który przedstawił gen. Stróżyk, w pełni potwierdza zasadność raportu prof. Cenckiewicza. Mamy do czynienia z całym szeregiem aktywności obecnego szefa SKW, które mają cechy polityczne.
Dlaczego gen. Stróżyk zgubił sprawę rosyjskiego agenta Rubcowa?
Sprawa Rubcowa to jest temat mega, ale mamy także sprawę asystentki Donalda Tuska. To także aktywność dziennikarzy, którzy przygotowywali bardzo konkretne teksty, a można je przecież wyciągnąć. Gen. Stróżyk mówił o wpływach rosyjskich w USA, a dlaczego nie wyciągnął tekstów dziennikarskich realizujących konkretne tezy Rubcowa. To było realizowanie rosyjskiej narracji w czasie trwania wojny informacyjnej. Pojawiają się przecież informacje, że Rubcow wywiózł do Rosji pikantne filmy z polskimi dziennikarkami, które uległy jego wdziękom i wpływom. To jest potężny materiał, który może skompromitować cały rynek medialny w Polsce. Tymczasem gen. Stróżyk wychodzi i nie odnosi się do konkretnych dokumentów i faktów. Stwierdza, że żadnych dokumentów nie pokaże, ale trzeba mu wierzyć, bo on je widział. Przepraszam, ale takie rzeczy, to tylko w Rosji.
Czyli polityczna wojna z wykorzystaniem służb?
Szef SKW, generał i żołnierz, został zaangażowany do wojny politycznej przeciwko osobistym wrogom Donalda Tuska. Tu już nie chodzi o to, że to jest niebezpieczne z punktu widzenia państwa demokratycznego. Konferencja gen. Stróżyka jest dowodem, że mamy już do czynienia z mocnymi akcentami o charakterze autorytarnym. To są metody - jeden do jednego - stosowane przez Putina. Mamy do czynienia z szefem tajnej służby, która ma dbać o bezpieczeństwo państwa. Tymczasem pokazuje on totalny dyletantyzm, infantylny poziom wykonania i wszystko to uwiarygadnia swoim generalskim stopniem. To jest wykorzystywanie SKW w charakterze narzędzia do walki politycznej. To, co przedstawił gen. Stróżyk, nie jest żadnym raportem, lecz zwykłym tekstem politycznym. Szef SKW jest teraz na linii wojny z opozycją. Służba, która powinna się zająć współczesnymi realnymi zagrożeniami dla Polski, marnuje siły na sprawy sprzed lat. Dodajmy, że to bardzo ważna służba, która może niszczyć i zaszczuwać setki tysięcy ludzi w Polsce, choćby żołnierzy. Teraz nie liczy się dobro państwa, chłodna analiza i merytoryka. Liczy się tylko partyjny interes Tuska, tu słyszy się wręcz słowa: jestem żołnierzem Tuska i to my będziemy teraz decydowali.
Dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/711684-grochmalski-zaangazowano-skw-w-polityczna-wojne-tuska