Ze wszystkich krytyków Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych najbardziej zawziętym, przekraczającym granice obsesji i nienawiści w osądzie o nim, jest publicystka i autorka książek historycznych żona Radosława Sikorskiego Anna Applebaum. Gorzej nam się nie mogło trafić. Ta kobieta zrujnuje nasze relacje ze Stanami Zjednoczonymi.
Demokracja walcząca prosto z Niemiec. Made in Germany Wehrhafte Demokratie dla Polski
Znów to zrobiła. Anne Aplebaum w skrajnie lewicowym „The Atlantic” popełniła kolejny artykuł o Donaldzie Trumpie. Nie wystarczyło jej już pisać o nim per debil i obłąkany starzec. Teraz porównała go do największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości: Hitlera, Stalina, Mao i Pol Pota. Oto tytuł:
Trump mówi jak Hitler, Stalin i Mussolini
Wedle niej posługuje się taka samą retoryką jak oni, ma takie same intencje jak oni i może urządzić „krwawą łaźnię”, wywołać ją, czy do niej dopuści.
Słowo robactwo, jako termin polityczny, pochodzi z lat 30. i 40. XX wieku, kiedy zarówno faszyści, jak i komuniści lubili opisywać swoich politycznych wrogów jako robactwo, pasożyty i zakażenia krwi, a także owady, chwasty, brud i zwierzęta. Termin ten został przywrócony do życia i ożywiony w amerykańskiej kampanii prezydenckiej, kiedy Donald Trump opisał swoich przeciwników jako „radykalnie lewicowych bandytów”, którzy „żyją jak robactwo”
— pisze Applebaum.
Oczywiście manipuluje na pograniczu kłamania gdy cytuje Trumpa, bo za każdym razem wyrywa jego słowa z kontekstu i nadaje im fałszywe znaczenie. Trump nie opisuje swoich przeciwników jako „radykalnie lewicowych bandytów”, tylko trafnie tak nazywa radykalnie lewicowych bandytów np. z Antify, którzy w czasie zamieszek wywołanych przez rasistowski ruch Black Lives Matter (BLM) palili i demolowali cale kwartały Portland, Minneapolis, Atlanty etc. To nie przeciwnicy polityczni „żyją jak robactwo” tylko zdegenerowane ćpuny i handlarze narkotyków sprawiający, że całe połacie miast zamieniają się w strefy zombie.
Applebaum świadomie oszukuje czytelników gdy pisze, że Trump mówi o imigrantach: „to nie są ludzie, to zwierzęta”. Te określenia odnosiły się do najgroźniejszego gangu Ameryki, salwadorskiego S13 - Mara Salvatrucha, który obcina głowy swym ofiarom, patroszy je etc. Darujemy sobie opisy zbrodni, które przerażają nawet inne gangi.
Applebaum wie, że nie da się wyjaśniać wszystkich słów, zwrotów jakich używa Trump, więc do woli nimi żongluje, by zestawiać go z największym zbrodniarzami ludzkości, a nawet sugerować, że mógłby doprowadzić do kolejnego Holocaustu.
Ten język (Trumpa) nie jest po prostu brzydki lub odpychający: te słowa należą do określonej tradycji. Adolf Hitler często używał tego rodzaju określeń. W 1938 r. chwalił swoich rodaków, którzy pomogli „oczyścić Niemcy ze wszystkich pasożytów, które piły ze studni rozpaczy Ojczyzny i Ludu”. W okupowanej Warszawie plakat z 1941 r. przedstawiał rysunek wszy z karykaturą twarzy Żyda. Hasło: „Żydzi to wszy: wywołują tyfus”. Niemcy, przeciwnie, byli czyści, nieskazitelni, zdrowi i wolni od robactwa. Hitler kiedyś opisał flagę nazistowską jako „zwycięski znak wolności i czystości naszej krwi”.
Trudno się dalej w nikczemnych manipulacja, porównaniach i insynuacjach posunąć. W listopadzie 2020 tuż po wygranych przez Joe Bidena wyborach brytyjska dziennikarka Christiane Amanpour wywołała skandal w CNN porównując prezydenturę Trumpa do Kryształowej Nocy - Kristallnacht z 9 na 10 listopada 1938 roku kiedy to Niemcy zorganizowali pogromy ludności żydowskiej, w czasie których zamordowano blisko 100 osób, spalono 17 synagog i kilka tysięcy sklepów, zbezczeszczono wszystkie żydowskie cmentarze. Końcowym efektem było wysłanie 26 tysięcy Żydów do obozów koncentracyjnych.
Uwłaczający pamięci ofiar, nikczemny bełkot Christiane Amanpour wywołał protesty w Izraelu i organizacji żydowskich, więc dziennikarka przeprosiła za te słowa. Blisko 4 lata później Applebaum podejmuje ohydną retorykę.
Nie będziemy polemizować z upławami myślowymi pani Applebaum, ale zacytujemy kilka fragmentów by Państwo pojęli w jakich odmętach nurza się szanowna małżonka ministra Sikorskiego.
Używając tego języka Trump dokładnie wie, co robi. Rozumie jaką epokę i jaki rodzaj polityki ten język przywołuje. „Nie czytałem Mein Kampf ” – oświadczył nie pytany podczas jednego z wieców – przyznając, że wie, co zawiera manifest Hitlera, niezależnie od tego, czy faktycznie go przeczytał. „Jeśli nie użyjesz pewnej retoryki” – powiedział w wywiadzie – „jeśli nie użyjesz pewnych słów, a może nie będą to zbyt miłe słowa, nic się nie wydarzy”.
I dalej:
Nawołując do masowej przemocy, daje do zrozumienia, że żywi podziw dla tych dyktatur (Hitlera, Stalina, Pol Pota, Mao - przyp. red) , ale także demonstruje pogardę dla rządów prawa i przygotowuje swoich zwolenników do zaakceptowania idei, że jego reżim może podobnie jak jego poprzednicy, łamać prawo bezkarnie.
Delegaci na Krajowej Konwencji Republikanów trzymali gotowe tablice z hasłami: „Masowe Deportacje Teraz”. Jeszcze w tym tygodniu, kiedy Trump kołysał się w rytm muzyki na surrealistycznym wiecu, robił to przed wielkim hasłem: „Trump Miał Rację We Wszystkim.” Jest to język zapożyczony bezpośrednio od Benito Mussoliniego, włoskiego faszysty.
On (Trump) i jego ekipa od kampanii wyborczej wierzą, że stosując taktykę lat 30-ych (kiedy Hitler sięgał po władzę w Niemczech), mogą wygrać. Celowe odczłowieczanie całych grup ludzi, odniesienia do policji, przemocy, „krwawej łaźni”, która według Trumpa nastąpi, jeśli nie wygra; pielęgnowanie nienawiści nie tylko do imigrantów, ale także do przeciwników politycznych — to do tej pory nie było wykorzystywane we współczesnej polityce amerykańskiej.
Kilka pokoleń amerykańskich polityków zakładało, że amerykańscy wyborcy, z których większość nauczyła się przysięgać wierność fladze w szkole, dorastała w czasach rządów prawa i nigdy nie doświadczyła okupacji ani inwazji, będą odporni na tego rodzaju język i obrazowanie. Trump gra — świadomie i cynicznie — że tak nie jest.
Trump wedle żony Sikorskiego sięga po władze jak Hitler, a jak nie zdobędzie to mogą być rzezie, pogromy „krwawa łaźnia”. Jaki piękny umysł ma ta kobieta. A jaką ma opinię o Stanach Zjednoczonych, Amerykanach, ich instytucjach i kulturze politycznej, skoro uważa, że 78-letni polityk, a do niedawna tylko przedsiębiorca może ot tak zaprowadzić w Ameryce porządki jak Hitler w Niemczech. Że Amerykanie na to pozwolą. Najwyraźniej pani Applebaum nie ma żadnego poważania dla swych rodaków i instytucji, które stworzyli, państwa które zbudowali.
To kolejny raz kiedy żona Radosława Sikorskiego dała upust swej obsesji na tle Donalda Trumpa. W 2020 roku w książce „Matka Polka” o urzędującym wtedy prezydencie pisała per „debil”.
Jeśli ludzie są w stanie oddać głos na kogoś takiego jak Trump, który jest ewidentnie debilem, który nic nie rozumie, mówi sloganami na zmianę z hasłami rasistowskimi, lub Duda, który bredzi o Unii Europejskiej, wtedy trzeba zapytać po pierwsze, czy demokracja jest możliwa i po drugie, czy jest potrzebna?
Dostało się więc i prezydentowi Dudzie. W artykule o Konwencji Republikanów pisała o Donaldzie Trumpie jako o „obłąkanym, przerażającym, niosącym zło, uzależnionym od władzy starcu”.
Obsesje, emocjonalne rozedrganie i intelektualna niemożność ogarnięcia rzeczywistości pani Applebaum mogłyby nas w ogóle nie obchodzić. Niech się kobieta wyżywa. Problem polega na tym, że jej upławy myślowe zalewają świat naszej polityki, naszej dyplomacji, bo to żona ministra spraw zagranicznych jest. W lipcu po jej artykule o Trumpie obłąkanym starcu pisaliśmy tak:
„Czym innym są nawet pełne wyzwisk wypowiedzi publicystki, komentatorki, które własnym nazwiskiem firmuje, a czym innym kwestia zachowań małżonki szefa polskiej dyplomacji. Jak sobie Applebaum i Sikorski wyobrażają prowadzenie teraz przez niego rozmów z Republikanami, którzy mogą mieć większość w Izbie Reprezentantów, Senacie i prezydenta?”
W czasach wojny budujemy jak najbliższe relacje z największym mocarstwem na świecie, a tymczasem sfrustrowana kobieta, żona szefa dyplomacji musi żółć sobie ulać. Musi sobie ulżyć. Wyżyć się, więc wyzywa, prymitywny sposób obraża połowę Amerykanów, pół Kongresu Stanów Zjednoczonych oraz byłego i prawdopodobnie przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Państwo Sikorscy-Applebaum nogami przebierają by zostać pierwszą parą Polski - on prezydentem, ona prezydentową. Ale za nic mają interesy Polski. Ich w ogóle nie obchodzi jak układać się będą nasze relacje z największym sojusznikiem, najpotężniejszym mocarstwem świata, jedynym państwem, które jest strażnikiem naszego bezpieczeństwa. Istotniejsze jest danie upustom swym obsesjom i zaspokojenie miłości własnej.
Radosław Sikorski jest fatalnym ministrem spraw zagranicznych - najgorszym, najbardziej szkodliwym w III RP. Tymczasem działa sobie z gdzieś z boku nierozliczony, niekrytykowany jakby wszyscy obawiali się go oceniać. Jego kompetencje jak pisaliśmy sprowadzają się do tego, że dobrze na konferencjach i w mediach wypada ma prezencję, jest wymowny, pewnie umie zawiązać węzeł oksfordzki na krawacie, wie u którego szewca w Londynie buty obstalować i jaki garnitur na jaką okazję założyć.
Do wszystkich jego błędów, nietrafnych diagnoz nieskoordynowanych, głupich, bezsensownych działań jak choćby komentarze nt. Nord Stream, czy rozwalenie polskiej dyplomacji poprzez bezprawne próby odwołania jednego dnia 50 ambasadorów, teraz dochodzą niekontrolowane wyskoki jego żony. To co robi żona ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, to sabotaż wobec państwa polskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/710504-zona-sikorskiego-niszczy-nasze-relacje-z-ameryka