Ile kłamliwej manipulacji i można zmieścić w jednym, krótkim wystąpieniu, dowieść potrafi tylko Donald Tusk. Histeria, w jaką wpadł po orędziu wygłoszonym w Sejmie przez prezydenta Andrzeja Dudę, ukazała jak bardzo przerasta go rola, do której zadaniowała go von der Leyen. Gdyby nie ta determinacja, wsparcie zewnętrzne, działania socjotechniczne i polityczne gierki, sytuacja byłaby dziś zgoła inna. Pamiętajmy, że wybory 15 października wygrało PiS, zdobywając o ponad milion głosów więcej niż Koalicja Obywatelska. Atak Tuska na prezydenta Dudę również jest chybiony. W 2015 roku zagłosowało na niego prawie 10,5 miliona osób, co oznacza, że o 1,8 mln więcej Polaków chciało, by ponownie został prezydentem Rzeczypospolitej! To wynik dla Donalda Tuska nieosiągalny! Gdy w 2005 roku rywalizował o prezydenturę ze śp. Lechem Kaczyńskim, zdobył zaledwie 7 mln głosów, czyli ponad 1,2 mln mniej niż śp. Lech Kaczyński i o ponad 3,4 mln mniej, niż Andrzej Duda w ostatnich wyborach! Powodów do frustracji jest jednak znacznie więcej.
Prezydent Andrzej Duda, w miażdżącym dla koalicji 13 grudnia orędziu, wypunktował największe problemy, w które wpędziła ona Polskę w niespełna rok. Starając się wskazać obszary, w których zaistniała jakakolwiek współpraca z rządem, zwrócił uwagę na to, co w każdym zatroskanym o Polskę obywatelu, budzi sprzeciw i niepokój. Upomniał się o bezpieczeństwo, o praworządność, o respektowanie ładu prawnego i zapisów konstytucji, o poszanowanie zasad demokracji, o odpowiedzialną politykę międzynarodową i działania na rzecz polskiej suwerenności. Trudno stwierdzić, który z tych punktów jest dla Donalda Tuska punktem najczulszym, skoro dotknięty do żywego, wyskoczył na mównicę z irracjonalnym atakiem. Do perfekcji opanował już socjotechnikę podszywania się pod „obrońców ojczyzny”. Im bardziej kreuje się na piewcę wolności i praworządności, tym brutalniej tę praworządność gwałci.
CZYTAJ WIĘCEJ: Prezydent Duda do Tuska i Bodnara: Chcecie łamać kręgosłupy sędziów wolnej Polski. Wstyd i hańba. Nigdy się na to nie zgodzę
Stanowczy sprzeciw prezydenta dotyczył nie tylko łamania prawa przez „demokrację walczącą”. Wskazał także na blokowanie strategicznych inwestycji, hamowanie rozwoju Polski i pozbawianie jej szans na konkurencyjność. Prezydent sprzeciwił się również marginalizowaniu Polski na scenie międzynarodowej poprzez szkodliwe prowadzenie polityki zagranicznej. Przypomniał, że konstytucja RP wyraźnie mówi o współdziałaniu rządu i Prezydenta w tych sprawach, którego polega m.in. na uzgadnianiu kandydatów na ambasadorów, którzy są powoływani przez prezydenta RP. Taki stan rzeczy obowiązywał przez ostatnich 35 lat.
Rząd premiera Tuska postanowił tę zasadę złamać. Dlatego to rząd ponosi pełną odpowiedzialność za to, że Polska ma dzisiaj w wielu krajach obniżoną reprezentację dyplomatyczną i że polskie placówki dyplomatyczne mają przez to ograniczoną możliwość działania. Rząd, ściągając do kraju ambasadora i wysyłając tam kierownika placówki, pokazuje, że nie ma porozumienia w tej sprawie w Polsce i osłabia pozycję naszego kraju w relacjach z kluczowymi partnerami!
— podkreślił prezydent, wskazując na inną, niezwykle ważną rzecz, jaką są kadry dyplomatyczne Donalda Tuska, czyli to, kim zastępowani są zasłużeni dla Polski ambasadorowie:
To między innymi absolwenci Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, tzw. MGIMO - postowieckiej uczelni, która od samego początku swojego istnienia jest penetrowana przez rosyjskie służby specjalne i która jest źródłem pozyskiwania kluczowej agentury na całym świecie, jako, że studiują tam studenci z wielu krajów świata i studiowali wcześniej. Ci studenci, którzy tę sowiecką uczelnię kończyli, byli fundamentem komunistycznego PRL–owskiego aparatu dyplomatycznego, aparatu, który uczestniczył w niewoleniu nas wszystkich, wolnych obywateli Rzeczypospolitej i naszego kraju. Dzisiaj ludzie tej samej uczelni mają nas reprezentować poza granicami, a obok nich członkowie tzw. konferencji ambasadorów.
Tylko te dwie kwestie wystarczyłyby w zdrowej demokracji, by rząd Donalda Tuska został odwołany w trybie natychmiastowym. Prezydent Duda wyliczył tych powodów znacznie więcej. Każdy z nich mógłby stanowić treść niezbędną do postawienia przed Trybunałem Stanu. To miażdżące dla koalicji 13 grudnia wystąpienie, miało stanowić rodzaj napomnienia, będącego wyrazem troski o Polskę. Donald Tusk zareagował na nie skrajną histerią, a sformułowania, jakie wytoczyły się z jego ust, świadczą o mentalnej słabości. Mówił o „głupich” słowach prezydenta i czynił dywagacje o tym, „gdzie prezydent ma konstytucję”. Żałosne i knajackie!
Rzecz w tym, że w rok po wyborach, jedynym pozytywnym osiągnięciem Tuska jest zbudowanie antypisowskiej koalicji. Cała reszta działań składa się na pakiet totalnej dewastacji państwa. I właśnie w tym celu podsyca skrajnie negatywne emocje, podlewa benzyną nienawiści niechęć zmanipulowanej opinii publicznej. Przypomina protesty, przekonując że to większość wyszła na ulice, by „je..ć PiS”. Wmawia ludziom, że to jego partia wygrała wybory, choć nie miałby większości, gdyby nie zmontował jej z kilkunastu – często obcych programowo – podmiotów politycznych. Porównuje 15 października do obalenia komunizmu przez „Solidarność”, mówi o „narodowym zrywie”, „świętym wydarzeniu” i „zwycięstwie demokracji”. Jakże to fałszywe i płytkie.
Ponieważ pan prezydent nie wpadł na pomysł, żeby przypomnieć, jaka jest istota tej zmiany, otóż 15 października Polacy powiedzieli jednoznacznie, że mają dosyć rządów partii, która także pana prezydenta usadowiła tam, w Pałacu Prezydenckim. 15 października Polacy poprosili was, żebyście przestali rządzić. (…)
Pan prezydent Duda zaczął jako prezydent PiS-u, niestety nie polskiego narodu i dzisiaj kończy tę swoją misję, znów pokazując bardzo wyraźnie, że był prezydentem jednej partii politycznej, a nie narodu polskiego. Mógł w ciszy i z szacunkiem uczcić rocznicę wyborów, które zarówno jemu, jako prezydentowi PiS-u, jak i partii, która go wyznaczyła do tej roli, które pokazały bardzo wyraźnie, co Polacy myśleli i 8 latach rządów PiS-u i o dwóch kadencjach prezydenta Dudy. (…) Wybory 15 października to były wybory o wszystko. Stawką nie tylko była demokracja. (…) Ten wielki zryw polskiego narodu, to był zryw także przeciwko dewastacji systemu prawa w Polsce, rządów prawa w Polsce, konstytucji
— stwierdził Donald Tusk.
Jak można aż tak kłamać? Być może sam już uwierzył we własną bajkę, napisaną mu przez Berlin i Brukselę. Przypomnijmy więc panu premierowi kilka faktów. 15 października na Prawo i Sprawiedliwość zagłosowało 7 640 854 osób, a na Koalicję Obywatelską 6 629 402 osoby. Partia Tuska przegrała więc z partią Jarosława Kaczyńskiego o ponad milion głosów! Jedynie lisi spryt, polityczna gra i wsparcie „zagranicy”, pozwoliły na sklecenie „koalicji 13 grudnia”, która od blisko roku trudni się głównie dewastowaniem państwa. Z kolei na prezydenta Andrzeja Dudę zagłosowało w 2015 roku prawie 10,5 miliona osób, co oznacza, że o 1,8 mln więcej Polaków chciało, by został prezydentem Rzeczypospolitej na drugą kadencję! To wynik dla Donalda Tuska nieosiągalny! Gdy w 2005 roku rywalizował o prezydenturę ze śp. Lechem Kaczyńskim, zdobył zaledwie 7 mln głosów, czyli ponad 1,2 mln mniej niż śp. Lech Kaczyński i o ponad 3,4 mln mniej, niż Andrzej Duda w ostatnich wyborach! Powodów do frustracji, jak widać jest sporo. Najsilniej zwykle atakują ci, którzy agresją próbują zasłonić własną nieudolność lub niekompetencję. Donald Tusk ma do przykrycia znacznie więcej. „Demokracja walcząca” już dawno przestała mieścić się w normach działania prawa. Pozostaje mieć nadzieję, że każdy akt bezprawia i dewastacji państwa, zostanie rozpatrzony przez Trybunał Stanu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/710090-historyczne-oredzie-dudy-i-histeryczna-manipulacja-tuska