Afera z niewłaściwym pobieraniem pieniędzy publicznych przez posłów Arkadiusza Myrchy i jego żony Kingi Gajewskiej jest w fokusie mediów już kilka dni.
Przypomnijmy, Myrcha i Gajewska pobierają z Sejmu dodatek na wynajem mieszkania w Warszawie w wysokości 7500 zł. Robią to, wbrew temu, że mają dom w miejscowości Błonie pod Warszawą, skąd dojazd do Sejmu zajmuje około 45 minut.
Jest to historia, która na pierwszy rzut oka wygląda banalnie, ale jakoś się dzieje, że media nie przestają nią się zajmować. Nawet i media bliskie obozu władzy. Tak na przykład wczoraj Wp.pl opublikował wiadomość, że Gajewska złamała sejmowe przepisy, bo nie zgłosiła na czas darowizny w postaci domu do rejestru korzyści, na co miała obowiązek jako poseł.
Oczywiście, są tacy którzy całą historię opisują jako „przesadę”, np. Dominika Wielowieyska, dziennikarka Gazety Wyborczej oraz tacy którzy dali posłom możliwość obrony, bez zadawania im nieprzyjemnych pytań (jak to zrobili dziennikarze TVP).
Powtarzam, na pierwszy rzut oka sprawa wygląda banalnie, ale tylko na pierwszy rzut oka. Niektórzy twierdzą, że para nie zrobiła nic nielegalnego, ale nawet oni nie mają wątpliwości, że zachowanie Gajewskiej i Myrchy jest, łagodne mówiąc, nieetyczne. Nowa informacja, że Gajewska prawie cały rok „zapomniała” zgłosić dom do rejestru korzyści, jest także faktem, który wzmacnia aferę.
Jest w tym wszystkim według mnie, jeszcze jedna rzecz, która sprawia, że temat nie przestaje być aktualny. Mianowicie zachowanie polityków KO po opublikowaniu postawionych im zarzutów które jest, po prostu, irytujące.
Gajewska, jak i Myrcha zachowują się tak, jakby byli zdziwieni, że media i społeczeństwo w ogóle widzą problem w takim sposobie pobierania publicznych pieniędzy. To tak, jakby polskie społeczeństwo było im w jakiś sposób winne te pieniądze, nawet jeśli zostały one wykorzystane w sposób moralnie wątpliwy. Gajewska zdecydowała się nawet zadzwonić do jednego z dziennikarzy, który ich skrytykował i zaatakowała go przekleństwami i szantażem moralnym.
Myślę, że chodzi o bardzo specyficzny rodzaj arogancji, charakterystyczny dla grupy politycznej, do której należą. Politycy Koalicji Obywatelskiej mają, po prostu, w swoim dyskursie politycznym mocno zakodowaną „mnie się należy” mentalność. Wynika ona z poczucia wyższości i mocnego mesjańskiego kompleksu ich przywódcy Donalda Tuska, co ma wpływ na wszystkich członków formacji.
Właśnie dlatego para polityczna, a także ci którzy jej fanatycznie bronią, nie widzą niekonsekwencji i hipokryzji w tym, że zarówno Gajewska, jak i Myrcha w czasie swojej aktywności opozycyjnej skupiali się właśnie na rzekomym nadużyciu państwowych pieniędzy przez polityków PIS.
Tylko po to, by teraz zostać przyłapanym na dokładnie tym, o co oskarżali innych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/709752-mnie-sie-nalezy