Tusk i KO ma w Polsce prawie wszystko – rząd, instytucje państwowe, większość samorządów, poparcie establishmentu. Jeśli czegoś jeszcze nie ma z powodów kadencyjności – TK, SN, NBP – to lekceważy i omija te instytucje. Jedyne, czego mu brakuje do nieograniczonej niczym władzy to prezydentura.
Grzegorz Schetyna gościł w Polsacie u Doroty Gawryluk. Redaktor zadała mu pytanie o słowa Donalda Tuska z posiedzenia klubu parlamentarnego KO. Tusk wypowiedział tam następujący przekaz na temat przyszłorocznych wyborów prezydenckich:
Jeśli przegramy wybory prezydenckie, przegramy wszystko.
Swą odpowiedź Schetyna zaczął od wstępu, że wspomniane posiedzenie było najważniejszym spotkaniem klubu w tej kadencji. Pierwszym, gdzie tak wyraziście była omawiana strategia polityczna jego ugrupowania, czyli de facto Tuska, bo to on wszystko tam określa. A potem przeszedł do bezpośredniej odpowiedzi:
Czy te wybory są najważniejsze? Tak, bo one pozwolą – mówię o wyborach prezydenckich – na domknięcie systemu.
Dalej rozwijał, że owo domknięcie pozwoli „na przyspieszenie” wszystkiego, co robi KO. Mówił o realizacji programu, ale i tak powiało grozą. Ekipa Tuska kontroluje w Polsce prawie wszystko. Pałac Prezydencki jest jedynym miejscem, którego nie ma i który przez to daje jako takie szanse, że nadal będziemy krajem demokratycznym, gdzie obowiązuje zasada „checks and balances”.
Wprawdzie prawica miała i rząd i prezydenta, ale poza jej kontrolą był Senat, potężne samorządy największych miast i wielu województw. Cały establishment finansowy, większość mediów i wymiaru sprawiedliwości, były i są wrogo nastawione do PiS, co też sprawiało, że wszechwładza prawicy była czymś iluzorycznym. Poza tym PiS, wbrew insynuacjom, nie miał ambicji (a już na pewno możliwości), aby całkowicie kontrolować każdy przejaw życia w Polsce. Tolerował kadencyjność instytucji. Za to obóz liberalny, uosabiany przez Tuska, jest w stanie domknąć system. Politycy PiS byli szczęśliwi, gdy ktoś był neutralny wobec nich, gdy nie był jawnie wrogi. Tusk i cała Platforma ma podejście całkowicie odmienne – kto nie jest z nimi, ten jest przeciw.
Chlapnięcie czy polityczna gra szczwanego lisa?
Wróćmy zatem do Schetyny. Dlaczego powiedział o domknięciu systemu? Gdyby miał intencję podkreślenia tego, że rząd i prezydent z jednego obozu to gwarancja zgodnej pracy, to mógłby ująć to setkami innych, gładkich i niekontrowersyjnych określeń. A tu, ten doświadczony polityk, wręcz szczwany lis, użył określenia, które będzie mobilizować wszystkich przeciwników obecnego układu do głosowania na kandydata wrogiego obozowi Tuska. Na realną alternatywę dla domkniętego systemu.
Schetyna chlapnął? Zawsze to możliwe, ale większe prawdopodobieństwo, że użył aluzji. Jego położenie we własnej partii, którą zakładał i gdzie był arcyważną postacią, jest skomplikowane. Wylądował na marginesie, zesłany do izby refleksji. W województwie dolnośląskim, mateczniku Schetyny, jego zwolennicy są wycinani przez tych kolegów partyjnych, którzy dostąpili łaski namaszczenia przez Tuska. W odwecie prowadzą gierki wbrew oficjalnej linii KO wskutek czego w tamtejszym sejmiku rządzi antyplatformerska koalicja złożona z … PSL, bezpartyjnych samorządowców i wyrzutków z PO. Przy cichym, ale mocnym wsparciu miejscowego PiS.
Schetyna nie może być z boku tych gier. Dla niego zresztą to walka o przetrwanie lub powrót do realnej polityki. Możemy tylko się zastanawiać, jakie wrażenie zrobiło na nim spektakularne zatrzymanie Janusza Palikota, ale możemy założyć, że podpisałby się pod słowami Aleksandra Kwaśniewskiego o mściwym charakterze Tuska. Nie jest więc pewne czy dobrym interesem dla niego będzie domknięcie systemu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/709525-domykanie-systemu-politycznego-lapsus-czy-sabotaz