Tusk nie wycofa swojej zgody na rozwalanie i demoralizowanie Polski, bo on już jest na etapie „poza dobrem i złem” – jak w dziele Fryderyka Nietzschego pod takim właśnie tytułem.
Już nawet zwolennicy obecnego rządu, Platformy Obywatelskiej i wodza Tuska śmieją się z jego „uchylenia” kontrasygnaty. Przecież średnio rozgarnięty student prawa rozumie, że nie można „uchylić” kontrasygnaty powołując się na postępowanie przed sądem administracyjnym, bo to nie jest kompetencja takiego sądu. Tu bezpośrednio działa konstytucja i wygadywanie głupot przez Donalda Tuska i jego prawniczej świszczypały (choć z tytułem profesora), Adama Bodnara, nie uświęca „autokontroli” (art. 54 par. 3 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi), tylko uzasadnia pytanie, czy oni tam w rządzie już kompletnie sfiksowali. To jest zatem problem „kuku na muniu”, a nie prawniczego sprytu i przebiegłości.
Owszem, premier i jego prawnicza świszczypała chcieli być sprytni, tylko nie dopuścili do swej świadomości, że wraz z podpisem Donalda Tuska wszystko zostało posprzątane. Po opublikowaniu postanowienia prezydenta w „Monitorze Polskim” sprawa jest zakończona i już wywołała skutki prawne. Całkiem legalnie i absolutnie zgodnie z procedurami. Donald Tusk może w tej sytuacji uchylić sobie upodobanie do picia wina albo do teatralnego wściekania się. Albo uchylić drzwi do łazienki, żeby tam się wcisnąć i odwołać prysznic, który wziął poprzedniego wieczoru. Zresztą, gdyby nawet specjalnie się opaskudził, żeby zasugerować, iż wcale się nie mył, to jednak tego prysznica nie da się anulować. No, może wtedy, gdyby się przeniósł w czasie, ale na razie jest w stanie przenosić się tylko w przestrzeni – głupoty, ignorancji i śmieszności.
Skoro wszyscy (przynajmniej ci, którym nie amputowano rozumu) zgadzają się, że wściekający się premier Tusk i jego prawnicza świszczypała minister Bodnar robią z siebie pośmiewisko, zasadne jest pytanie, po co to czynią. A cele, które mają sprawiają, że śmieszność spływa po nich jak kompromitacja po Urszuli Zielińskiej (wiceminister klimatu). Przede wszystkim pokazują, że mogą wszystko, nawet to, co jest bezdennie głupie, bezprawne czy obciachowe. To nie ma znaczenia, gdy w grę wchodzi demonstracja, że wystarczy ich wola, by przeforsować największy bezsens, dowolną podłość czy skrajne szkodnictwo. Oni się wręcz upajają poczuciem mocy, choćby była ona kompletnie bezrozumna i przynosiła katastrofalne skutki. To poczucie mocy ma zresztą tylko negatywny wymiar, bowiem nie potrafią oni niczego budować. Ale za to pobojowisko zostawiają pierwsza klasa.
Polacy mogą się irytować, narzekać, mogą czuć się sponiewierani, oszukani i moralnie szmaceni, a obecnego rządu i jego parlamentarnego zaplecza to nie rusza. Mają władzę i mogą się mścić, upokarzać, brać odwet. I nawet jeśli w detalach się ośmieszają i robią z siebie bęcwałów, to im to „wisi”. A być może nawet czują jakąś masochistyczną przyjemność, gdy coraz więcej Polaków doprowadzają do płaczu. Jeśli się nie umie niczego innego, to niszczenie i upodlanie ludzi może być życiowym i politycznym celem. Dlatego niszczą i upodlają. A specjalnie chcą upodlić i zeszmacić sędziów powołanych w ostatnich latach, którzy mieliby składać jakąś upokarzającą samokrytykę. To się nie spodobało nawet beniaminkowi obecnej władzy – sędziemu Igorowi Tulei.
Przy zachowaniu wszystkich proporcji, państwo Tuska zaczyna coraz bardziej przypominać Republikę Salò, marionetkowe państwo istniejące w latach 1943 - 1945 w północnych Włoszech. I to nie tyle rzeczywistą Repubblica Sociale Italiana z Benito Mussolinim, tylko tę z filmu „Salò, czyli 120 dni Sodomy” Piera Paola Pasoliniego. Tam trwa jedna wielka orgia, gdzie na porządku dziennym są morderstwa, tortury, gwałty, wszelkie formy upodlania i poniżania. To, co się dzieje w Salò jest absolutnym złem. A o wszystkim decydują absolutni degeneraci. I nic nie można na to poradzić, bo Salò jest odcięte od świata, skrywa je tajemnica.
Polska Tuska nie jest odcięta od świata, ale ten świat pozwala Tuskowi i jego świszczypałom praktycznie na wszystko. A jeśli się może wszystko, dochodzi do wielkiej, trudnej do cofnięcia degrengolady – jak w filmie Pasoliniego. Oczywiście Donald Tusk nie wycofa swojej zgody na rozwalanie i demoralizowanie Polski, bo on już jest na etapie „poza dobrem i złem” – jak w dziele Fryderyka Nietzschego pod takim właśnie tytułem. To właściwie apologia rasy panów: bezwzględnych, silnych, stanowczych i stojących ponad zwykłą moralnością. Altruizm, ideały moralne, ustalone hierarchie wartości to bzdura. Pojęcia dobra i moralności należy wyrzucić na śmietnik. Moralność tylko przeszkadza. To prosta droga do bezwzględnego, immoralnego zamordyzmu, gdzie raczej chodzi o powszechne ześwinienie niż o budowanie wspólnego dobra.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/705594-tusk-z-bodnarem-maja-gdzies-ze-sie-osmieszaja