„Donald Tusk zawsze, bardzo sprytnie, wyręczał się - można tak chyba nazwać tych dżentelmenów - pożytecznymi idiotami, których miał wokół siebie. Jak nie Kierwińskim, to Sienkiewiczem. Jak nie Sienkiewiczem, to Bodnarem. Jak nie Bodnarem, to Domańskim. Zawsze ktoś za niego podpisywał dokumenty. Zawsze ktoś za niego podpisywał dokumenty, a teraz Donald Tusk zostawił narzędzie zbrodni na miejscu. Wprost powiedział o tym, że zostanie uchylona jego kontrasygnata, czyli przyznał się, że to on złamie konstytucję” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Andrzej Śliwka, prawnik i poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Pod koniec sierpnia premier Donald Tusk kontrasygnował decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o powołaniu sędziego Krzysztofa Wesołowskiego do Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Wywołał tym gniew sędziowskiej „kasty”, a teraz postanowił swoją kontrasygnatę… uchylić.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tusk chce obłaskawić „kastę”? „Podjąłem decyzję o uchyleniu kontrasygnaty”. To efekt skargi sędziów z Izby Cywilnej SN!
Nie ma takiej instytucji w polskim prawie, jak uchylenie kontrasygnaty podpisanej przez prezesa Rady Ministrów. Przepisy są szczegółowo uregulowane w polskiej konstytucji. Art. 144 ust. 2 mówi, że akty urzędowe prezydenta wymagają dla swojej ważności podpisu prezesa Rady Ministrów, który przez podpisanie aktu ponosi odpowiedzialność przed polskim Sejmem
— wyjaśnia Andrzej Śliwka w rozmowie z wPolityce.pl.
Nawet zaprzyjaźniony z Platformą Obywatelską, promotor wielu platformerskich doktoratów, profesor Marek Chmaj stwierdził, że nie ma takiej instytucji, jak uchylenie się od skutków kontrasygnaty czy też wycofanie kontrasygnaty, ponieważ nie można zastosować przepisów z prawa cywilnego, jak chociażby błąd, groźba czy cofnięcie skutków oświadczenia woli
— podkreśla polityk.
Z punktu widzenia prawa mamy do czynienia z sytuacją, w której Donald Tusk otwarcie chce złamać konstytucję, ponieważ chce skorzystać z instrumentu, który, po pierwsze - nie istnieje, a po drugie - nawet, gdyby istniał, to nie jest mu, jako prezesowi Rady Ministrów, przypisany
— mówi Śliwka o kwestii prawnej, ale w tej sytuacji dochodzi jeszcze kwestia polityczna:
To jest bardzo ciekawa sytuacja, ponieważ Donald Tusk zawsze, bardzo sprytnie, wyręczał się - można tak chyba nazwać tych dżentelmenów - pożytecznymi idiotami, których miał wokół siebie. Jak nie Kierwińskim, to Sienkiewiczem. Jak nie Sienkiewiczem, to Bodnarem. Jak nie Bodnarem, to Domańskim. Zawsze ktoś za niego podpisywał dokumenty, a teraz Donald Tusk zostawił narzędzie zbrodni na miejscu. Wprost powiedział o tym, że zostanie uchylona jego kontrasygnata, czyli przyznał się, że to on złamie konstytucję.
Konsekwencje
Andrzej Śliwka zaznacza, że takie działanie niesie za sobą konsekwencje.
Warto pamiętać o tym, że za złamanie konstytucji prezesowi Rady Ministrów grozi odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu, ale patrząc na twórczą interpretację przepisu 231 kodeksu karnego, mowa o przekroczeniu uprawnień, która ma miejsce w ostatnim czasie przez bodnarowców, myślę, że powinna dotknąć również Donalda Tuska. On w tym momencie przekracza swoje uprawnienia
— zauważa.
Andrzej Śliwka odpowiada także na pytanie, czy można mówić o kompetentnych działaniach premiera, jeżeli najpierw tłumaczy podpisanie kontrasygnaty błędem urzędnika, a teraz chce się z niej wycofać.
Donald Tusk ma wokół siebie ludzi, którzy rozumieją tę sytuację. Zdają sobie sprawę z tego, że to działanie jest bezprawne. Tusk jest już na takim poziomie zuchwałości, że on uważa, że będzie rządził wiecznie. To jest jego błąd, bo nikt nie rządzi wiecznie i Donald Tuska za swoje bezprawne, nielegalne działania poniesie odpowiedzialność
— wyjaśnia poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Dotychczas uciekał od podejmowania decyzji - to Sienkiewicz podjął decyzję w sprawie TVP. To Bodnar podjął działania związane z nielegalnym przejęciem Prokuratury Krajowej. To Domański w sposób nielegalny wstrzymuje wypłatę pełnej kwoty środków Prawu i Sprawiedliwości. To inni politycy podejmowali te działania, które miały na celu okrajanie w Polsce demokracji. A teraz pierwszy raz Donald Tusk podjął decyzję pod którą się podpisał i ten podpis naprawdę dużo waży - z tego też tytułu poniesie za to odpowiedzialność
— przypomina.
Może uchwała?
Andrzej Śliwka odpowiada też na pytanie portalu wPolityce.pl, czy przypadkiem, jak zwykle nie da się sprawy załatwić uchwałą, tak jak to zrobiła Koalicja 13 grudnia w sprawie mediów publicznych.
To, co robili dotychczas politycy Platformy Obywatelskiej z Donaldem Tuskiem na czele, to postawienie sprawy na głowie. W poważaniu mieli polską konstytucję, która wprost wskazuje na źródła prawa - samą konstytucję, ustawy, umowy międzynarodowe ratyfikowane. Ale dla Tuska, dla bodnarowców, najważniejsze było to, co Tusk powie. Ta decyzja Tuska jest w myśl zasady stosowania prawa „tak, jak oni je rozumieją”, tylko za takie działanie ponosi się odpowiedzialność, bo nikt nie jest ponad prawem. Donald Tusk też nie. Dla jego partyjnych urzędników i bodnarowców w neo-prokuraturze krajowej to, że Donald Tusk coś napisałby na papierze toaletowym ma mocniejszą wagę, niż przepisy konstytucji, ustawy i inne akty prawne, ale tak nie jest. Donald Tusk chciałby sprowadzić Polskę do republiki bananowej, w której dekretami wydaje polecenia i podejmuje decyzje, ale tak, tez nie jest
— tłumaczy i podsumowuje:
Przez 8 lat mieli konstytucję na ustach i teraz powinni się do niej dostosować, a jeżeli tego nie zrobią to poniosą odpowiedzialność - polityczną, jeżeli chodzi o Trybunał Stanu i karną - za swoje niezgodne z prawem działania.
CZYTAJ WIĘCEJ:
jw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/705500-sliwka-donald-tusk-przyznal-sie-ze-lamie-konstytucje