Rządzące w Niemczech partie CDU, SPD, FDP, Zieloni doznały kompromitującej porażki w wyborach do parlamentów krajowych w Turyngii i Saksonii. Podobno dla elit niemieckiego życia politycznego to głęboki wstrząs. Choć słychać też ze strony komentatorów i dziennikarzy, że jeżeli ktoś jest wstrząśnięty, to oznacza, że jest całkowicie oderwany od rzeczywistości (tym razem niemieckiej).
Reakcja niemieckich elit jest obrzydliwie schematyczna i bezrefleksyjna. Kanclerz Olaf Scholz stwierdził: „Wyniki niedzielnych wyborów są dla nas gorzkie. Również dla nas wyniki AFD w Saksonii i Turyngii są niepokojące”. Słowa godne wnikliwego, stanowczego, charyzmatycznego przywódcy czołowego państwa europejskiego… W dalszych słowach Kanclerz przedstawia genialny plan przeciwstawienia się zagrożeniu: wszyscy powinni się zjednoczyć, aby nie dopuścić AFD do jakiejkolwiek władzy. No, ale Niemcy mają takich przywódców na jakich zasługują. Na wieść o przegranych wyborach na ulice Drezna, Lipska, Erfurtu, wyszli zwolennicy pokonanych partii i protestowali, że… przegrali. Prawdziwie niemiecki dowcip.
Dlaczego przegrali? Takich pytań sami sobie nie zadają, bo odpowiedź na nie byłaby zbyt bolesna i trudna do przyjęcia. Zresztą całą głębię intelektu przegranych wyczerpał kanclerz Olaf Scholz cytowany powyżej.
Mamy zatem kolejny przykład jak lewackie i pseudoliberalne elity polityczne rozumieją demokrację. Demokracja jest wtedy, gdy my wygrywamy. Jeżeli społeczeństwa wybiorą kogoś spoza naszej kliki, to my takich wyników nie uznajemy. I trzeba uczynić wszystko, aby nie dopuścić do jakichkolwiek zmian. Przy stole władzy rozsiąść się trzeba tak, aby nikt już się nie zmieścił.
Francja, Hiszpania, Niemcy, Niderlandy… Wszędzie to samo: tworzymy „kordon sanitarny”, czyli odmawiamy prawa głosu i wpływu tym, którzy nie należą do naszego lewacko – pseudoliberalnego bractwa. Dokładnie tak samo jest w Stanach Zjednoczonych. Ponowne zwycięstwo Trumpa według lewactwa będzie końcem świata, a już demokracji na pewno.
Przypadek Polski jest szczególnie ciekawy. Aby tylko nie dopuścić do kontynuowania rządów Prawa i Sprawiedliwości powstała koalicja od Sawickiego do Śmiszka. Ośmiogwiazdkowcy kłócą się niemiłosiernie i coraz burzliwiej, ale przynajmniej do wyborów prezydenckich osiem gwiazdek będzie ich spinać.
Warto dostrzec, że ośmiogwiazdkowcy z Polski poszli kilka kroków dalej. Jak kazał im niemiecki dziennikarz Klausem Bachmann: uderzyli na Prawo i Sprawiedliwość „całą siłą policyjnego państwa”. Te same metody co do zasady miał Hitler. Po dojściu do władzy nie miał skrupułów, aby fizycznie, materialnie i wizerunkowo zniszczyć opozycję. Jeżeli kogoś oburza to porównanie, to powtórzę „całą siłą policyjnego państwa”. Ten kolejny krok, to próba odebrania największej polskiej partii politycznej środków finansowych koniecznych do skutecznego działania. Przecież ośmiogwiazdkowcy nawet nie próbują ukrywać, że PKW ma być narzędziem w ich rękach. Cel jest oczywisty: likwidacja opozycji w Polsce.
Wracając do tytułowej „stówy” na Prawo i Sprawiedliwość. Odpowiem prosto: dam nie tylko stówę, ale więcej. Z dwóch powodów: przez osiem lat rządów zrobiło wystarczająco wiele dobrego dla Polski i Polaków, aby życzyć tej Partii możliwie szybkiego powrotu do władzy. Po drugie: tym razem chodzi o coś absolutnie fundamentalnego. O naszą wolność, o możliwość wyboru władzy i jej zmiany, gdy taka będzie nasza, zwykłych Polaków wola.
Przeciw wolności Polaków stają ośmiogwiazdkowcy wspierani gigantycznymi zasobami z wewnątrz i spoza naszych granic. Dzisiaj w obronie naszej wolności nie musimy przelewać krwi, dźwigać ogromnych ciężarów, ponosić okrutnych wyrzeczeń. Trzeba się tylko dorzucić na rzecz oręża naszej wolności, tyle na ile kogo stać. Wolność kosztuje.
Pokażmy, że jesteśmy gotowi coś za nią ofiarować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/705116-czy-dasz-sto-zlotych-na-prawo-i-sprawiedliwosc