Tego, co w piątek ogłosił premier Donald Tusk, w obecności Izabeli Leszczyny i Adama Bodnara, nie można określić w żaden inny sposób niż jako próbę zbudowania cywilizacji śmierci w Polsce.
To, że ktoś chce zbudować właśnie taki system w ojczyźnie św. Jana Pawła II brzmi jak bolesny sarkazm. Jak wiemy, polski papież jako pierwszy wykorzystał termin „cywilizacja śmierci” próbując opisać układ, w którym życie jest wrogiem którego trzeba zniszczyć.
Teraz, Tusk chce, żeby Polska była krajem, w którym będzie można zabić dziecko do ostatnich tygodni ciąży. Bronią tej samej patologii, z którą Wojtyła walczył całe życie.
Na prawicy pojawiają się głosy, że „otwarcie furtki” przez Tuska (sam premier korzystał z tego terminu) do masowego zabijania dzieci, to konsekwencja efektu wahadła. Bardzo często słychać tłumaczenia, że jeśli PiS nie popełniłby błędu inicjując wniosek o zbadanie konstytucyjności kompromisu aborcyjnego, czy jeśli TK nie zdecydowałby o zakazie aborcji eugenicznej w Polsce, nie byłoby teraz tego radykalizmu, który prowadzi Tuska do wprowadzenia powszechnej aborcji.
To może brzmieć jako bardzo udana analiza publicystyczna, tylko problem w tym, że nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Jest tego świadomy każdy kto uważnie śledzi sposób w jaki działa proaborcyjna międzynarodówka. Nie jest gotowa na żadne kompromisy i ma wystarczająco pieniędzy i władzy politycznej, aby burzyć i niszczyć prawa chroniące nienarodzone dzieci, gdzie tylko chce. Filozofia tej międzynarodówki jest jasna - „aborcja najwcześniej jak to możliwe, ale i najpóźniej, o ile jest to potrzebne” (jak to kiedyś zdefiniowali w Amnesty International).
Jeśli ktoś uważa, że kompromis aborcyjny był gwarancją pewnego pokoju, to nie rozumie procesów, w jakich żyjemy jako społeczeństwo globalne. Mentalność proaborcyjna z pewnością prędzej czy później zawitałaby do Polski. Nie mówiąc już o tym, że pokój społeczny nie jest wartością, dla której należy poświęcać życie nienarodzonych.
Nie, Tusk (lub ktoś mu podobny) prędzej czy później zrobiłby coś takiego czego doświadczamy teraz. Wynika to po prostu z jego filozofii politycznej. Jeśli elita europejska poprosi go o zapewnienie dostępnej aborcji w Polsce, zrobi to. Nie dlatego, że „troszczy się o kobiety”, ale dlatego, że jest politycznym konformistą, którego najważniejszą wartością jest zachowanie władzy w makiawelicznym sensie. Gdyby w jakiejś równoległej rzeczywistości jego polityczni mentorzy poprosili go o ograniczenie aborcji, wówczas ponownie ustawiłby w swoim salonie ołtarze, nawiązał do wielkiego Jana Pawła II i zrobił wszystko, co w jego mocy, aby wypełnić to polecenie. To po prostu Donald Tusk.
Ogólnie rzecz biorąc, wydaje mi się, że teoria wahadła stała się niewystarczająca, aby zrozumieć rzeczywistość polityczną, w której żyjemy. Być może było to adekwatne w czasach, gdy w cywilizacji zachodniej nie trwała rewolucja społeczna „postępowości”, która niszczy wszystko przed sobą.
Innymi słowy, ci konserwatyści, którzy wierzą, że wystarczy odgrodzić się na własnej małej przestrzeni i dzięki temu zachować bezpieczeństwo – grubo się mylą.
Cywilizacja śmierci prędzej czy później zapuka także do ich drzwi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/704426-mordercza-decyzja-o-aborcji-nie-jest-spowodowana-wahadlem