„Nie uciekam przed wymiarem sprawiedliwości, nie szukam żadnego schronienia. Jestem jednak zainteresowany uczciwym procesem. Chcę wrócić do Polski w momencie, gdy będę miał gwarancję uczciwego postępowania, uczciwego procesu” - mówi Michał Kuczmierowski, były prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, RARS, w rozmowie z Jackiem Karnowskim. Ścigany przez upolitycznioną prokuraturę urzędnik odpowiada także na zarzuty pojawiające się w mediach, oraz ujawnia, gdzie obecnie przebywa. I deklaruje: nie chcę być pacynką w teatrzyku pt. „PO rozlicza poprzedników ku uciesze rozochoconej publiczności pod sztandarem ośmiu gwiazdek”.
wPolityce.pl: Gdzie pan teraz jest?
Michał Kuczmierowski, były prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, RARS: Obecnie szukam pracy poza granicami Polski. Od dziewięciu miesięcy jestem w zainteresowaniu prokuratury - przez ten czas prokuratura nie była chętna do bezpośredniego kontaktu. Jestem publicznie piętnowany, co sprawia, że moje możliwości znalezienia zajęcia w kraju są bardzo ograniczone. A mam na utrzymaniu rodzinę, w tym trójkę dzieci.
Gdzie konkretnie szuka pan pracy?
M. in. w Londynie, gdzie obecnie przebywam. Mam tu swoje relacje zawodowe, pomysły, widzę szansę na znalezienie pracy.
Ale media podawały, że się pan ukrywa na Cyprze. Ponoć po to, by uniknąć ekstradycji.
Prokuratura postanowiła rozpocząć procedurę zatrzymania, aresztowania, w momencie kiedy byłem z rodziną na zaplanowanych wcześniej wakacjach w Turcji. A przecież prokuratura musiała o tym wiedzieć, bo byłem objęty monitoringiem telefonu komórkowego, ja nie zmieniłem numeru. Postanowiono jednak zatrzymać mnie w trakcie urlopu by był obrazek i ciekawa opowieść dla wybranych mediów. Postanowienie o posiedzeniu sądu aresztowego dotarło do mnie trzy dni przed wyznaczoną datą, nie miałem możliwości powrotu do Polski w tak krótkim czasie. Nie mogłem więc osobiście złożyć wyjaśnień przed sądem, odrzucono też wniosek mojego obrońcy o odroczenie tego posiedzenia, co umożliwiłoby mi osobiste stawiennictwo. Chodziło wyłącznie o urządzenie igrzysk.
Wydano za panem list gończy. Czy w związku z tym zamierza pan wrócić do Polski?
Nie uciekam przed wymiarem sprawiedliwości, nie szukam żadnego schronienia. Jestem jednak zainteresowany uczciwym procesem. Chcę wrócić do Polski w momencie, gdy będę miał gwarancję uczciwego postępowania, uczciwego procesu.
Dziś nie ma pan poczucia, że proces będzie uczciwy?
To widać gołym okiem. Jeśli po kilku miesięcy ciszy prokuratura postanawia mnie zatrzymać, bo dwa dni później premier ma konferencję o rozliczeniach PiS to znaczy, że potrzebny był fajny obrazek medialny. Kolejne działania prokuratury są podejmowane po zapowiedziach kluczowych polityków PO o zaostrzeniu rozliczania PiS. A medialne przecieki z Prokuratury na temat postępowania są skoordynowane z działaniami komunikacyjnymi rządu. W tych warunkach trudno mi uznać, że moja sprawa prowadzona jest w sposób uczciwy, profesjonalny, jest natomiast jasne, iż jest ona napędzana politycznie. Gdy będę miał pewność, że czeka mnie obiektywne, rzetelne postępowanie, natychmiast wracam do kraju.
Na czym miałyby polegać gwarancje uczciwego procesu? Czego pan oczekuje? Wyciszenia emocji politycznych wokół pana osoby?
Złożyliśmy wniosek o list żelazny, który zagwarantuje mi możliwość odpowiadania z wolnej stopy w procesie, który - jak zakładam - niedługo się rozpocznie. Wiemy z doświadczenia, że procesy tego typu ciągną się latami, szybko rozstrzygnięcia nie będzie, więc choćby dlatego wolałbym odpowiadać z pozycji człowieka wolnego. Nie chcę być w żaden sposób używany do politycznego przedstawienia, nie chcę być pacynką w teatrzyku pt. „PO rozlicza poprzedników ku uciesze rozochoconej publiczności pod sztandarem ośmiu gwiazdek”. Powtarzam: jeśli będę miał gwarancję uczciwego procesu, jeżeli będę mógł odnieść się rzeczowo do dokumentów, będę mógł się wypowiedzieć swobodnie, to z przyjemnością stawię się następnego dnia.
A jeśli takich gwarancji nie będzie?
Rozważam różne scenariusze. Na początek planuję wykorzystać te możliwości, które daje mi polskie prawo. A więc zaskarżenie decyzji sądu o areszcie, następnie wniosek o list żelazny, później inne narzędzia, włącznie z zabiegami o uznanie, iż postępowanie wobec mnie ma cechy procesu politycznego.
Jak pan przyjął wydanie listu gończego? Zazwyczaj policja poszukuje w ten sposób niebezpiecznych przestępców, podejrzanych o zabójstwo, włamania, handel narkotykami.
To jest działanie skandaliczne, nie mające nic wspólnego z państwem prawa, o którym tak wiele w ostatnich miesiącach słyszeliśmy. Nigdy nie ukrywałem się przed wymiarem sprawiedliwości. Wręcz przeciwnie, sam ten kontakt wywoływałem, błyskawicznie odpowiadałem na wszelkie pytania czy to CBA, czy też prokuratury. List gończy został wydany, gdy przebywałem na wakacjach, gdy miałem bardzo ograniczony dostęp do internetu, do narzędzi komunikacji.
Prokuratura nie dzwoniła do pana?
Nikt się ze mną nie kontaktował, nie było żadnego telefonu. Wezwanie na posiedzenie sądu aresztowego dostarczono nie mi, ale członkom mojej rodziny, w sobotę, trzy dni przed posiedzeniem. Policjant się śpieszył, bo chciał iść na urlop, a miał rozkaz, by wezwanie wręczyć komukolwiek. To pokazuje, że tu nie chodzi o wyjaśnienie czekogolwiek, ale o zagmatwanie, wykorzystanie w ramach potrzeby politycznej.
Jak pana bliscy przeżywają tę sytuację?
Sytuacja jest bardzo trudna, nikomu nie życzę, by przez coś takiego przechodził. To trudny czas i dla mnie, dla żony, dla moich dzieci i bliskich. Celem jest zniszczenie człowieka, a nie wyjaśnienie sprawy. Odebrano mi możliwość wypowiedzenia się, narzucana jest narracja o „rozliczaniu przekrętów”, media trąbią o poszukiwaniach, o ściganiu. Niewiele osób wnika w istotę zarzutów, niewiele widzi jak niewspółmierne działania podjęto. Prokuratura już od wielu miesięcy przekazuje mediom informacje niejawne, fragmenty protokołów z klauzulą „poufne”, fragmenty różnych raportów, które mają mnie dyskredytować, choć nie ma w nich żadnych twardych dowodów, bo być ich nie może. Nie istnieją, bo nie robiliśmy niczego niezgodnego z prawem. Ale to wszystko jest zorganizowane, zaplanowane. To działania bardzo nieetyczne.
Sednem zarzutów wobec pana, jak wynika z doniesień medialnych, są relacje Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych z Pawłem Szopą, twórcą firmy „Red is Bad”. Czy ma pan pewność, że kontrakty z nim zawarte nie były przepłacone? Czy na pewno nie miał żadnych preferencji w zdobywaniu kontraktów?
Zacznijmy od tego że sprawozdanie finansowe zostało zatwierdzone przez obecnego szefa KPRM, protegowanego premiera Tuska.
To są zupełnie nieuzasadnione zarzuty. Potwierdzenie tego można znaleźć w dokumentach, które są w posiadaniu CBA i prokuratury, do których dziś nie mam dostępu. Przecież cała operacja polegała na tym by to zamówienie sprowadzić do tego że agencja odpowiadała za zakup „działkowych agregatow” a nie wielkich urządzeń. W RARS postępowania zakupowe prowadziło Biuro Zakupów; ja dostawałem protokoły postępowań, w których wyraźnie wskazywano obiektywne kryteria podejmowania decyzji przez komisję zakupową, w ogromnej większości nie miałem do tego zastrzeżeń.
Czasem miał pan zastrzeżenia?
Czasem poddawałem niektóre postępowania szczególnej analizie, jeśli moje wątpliwości czy uwagi potwierdzały się, wstrzymywaliśmy procesy zakupowe. Tak było m. in. w przypadku zakupu oczyszczaczy do wody, które miały być dostarczone za późno. Nie ma zastrzeżeń w tej sferze ani wobec siebie, ani wobec komisji zakupowej. Trzeba też podkreślić, że w czasie pandemii działaliśmy w sytuacji skrajnie nadzwyczajnej, brakowało wówczas właściwie wszystkiego, załamały się łańcuchy dostaw, cały świat rywalizował o pewne produkty, bo ratowały one życie. Dziś to wszystko jest wykorzystywane do walki politycznej. Ja się na to nie godzę, to po prostu nieuczciwe, niesprawiedliwe, to nie powinno mieć miejsca.
Na czym polegała relacja RARS z Pawłem Szopą? Zarzuty dotyczą tego, że za dużo kontraktów szło przez jego firmę, że to źle wyglądało.
Nie mam takiego poczucia. Nie potwierdzam tych zarzutów. Nigdy nie miałem żadnych relacji osobistych z Pawłem Szopą, spotykaliśmy sie tylko w trakcie negocjacji, uzgadniania kontraktów. Natomiast trzeba podkreślić, że Paweł Szopa miał rozległe kontakty w Azji, zwłaszcza w Chinach, potrafił też w sposób niestandardowy, bardzo skuteczny, dostarczać potrzebne, trudno dostępne produkty w atrakcyjnych cenach, bezpośrednio od producentów. Miał swoich ludzi na miejscu, potrafił zapewnić całą logistykę. To bardzo pomagało w czasie różnych kryzysów. Każdorazowo pilnowaliśmy, aby postępowania kontraktowe były prowadzone w sposób konkurencyjny, umożliwiający weryfikację ofert. Warunki finansowe, warunki dotyczące terminów dostaw - to wszystko jest w dokumentach, to można zweryfikować. Nie mam wątpliwości, że ta sprawa zostanie wyjaśniona po naszej myśli.
Według Onetu, Justyna G., która była dyrektorem Biura Zakupów RARS, złożyła „obszerne wyjaśnienia o sposobie wyprowadzania pieniędzy”, i chwilę potem wyszła z aresztu. To na jej słowach ma się opierać oskarżenie wobec pana. Jak pan odniesie się do tego wątku?
To dobrze pokazuje styl i sposób działania obecnej władzy oraz prokuratury. W sprawie Funduszu Sprawiedliwości wsadzono do aresztu na wiele miesięcy dwie kobiety, a także księdza. W przypadku RARS do aresztu trafiła kobieta, która odpowiadała za sferę zakupów, i która naprawdę dbała o dochowanie wszystkich wymogów prawnych i ekonomicznych. Ta pani jest matką samotnie wychowującą dziecko, więc wybrano cel bardzo świadomie, z pełną premedytacją, to są metody iście bandyckie. Zatrzymano ją po kilku miesiącach od chwili przeszukań, bez żadnych podstaw merytorycznych, tylko po to, by w areszcie wydobywczym złamać ją i wymusić na niej odpowiednie zeznania; takie, które pozwolą skierować uderzenie w moją stronę. Nie boję się tych słów, matka dla ratowania swojego dziecka zrobi wszystko.
Czy w pana ocenie uderzenie w pana, list gończy, próba aresztowania, mają na celu uderzenie w całe pana środowisko polityczne?
Nie mam żadnych wątpliwości. Ciekawe np., że w czasie jednego posiedzenia aresztowego w jednej sprawie zapadły dwie różne decyzje. Wobec mnie zdecydowano o areszcie tymczasowym, a wobec Pawła Szopy zgodzono się na list żelazny. To obnaża intencje. Decyzja w mojej sprawie miała na celu rozpoczęcie medialno-politycznego serialu poszukiwania i ścigania współpracownika premiera Mateusza Morawieckiego. Jeszcze raz podkreślam: prokuratura nie kontaktowała się ze mną, nie próbowała nawiązać kontaktu.
Co jeśli zostanie wydany Europejski Nakaz Aresztowania? Wydany list gończy obowiązuje tylko w Polsce, ENA obowiązuje także poza granicami naszego kraju.
Dziś jestem na etapie zabiegów prawnych w odniesieniu do decyzji już wydanych. Zabiegamy o list żelazny; obrońca nie złożył tego wniosku wcześniej, bo miał tylko trzy dni na zapoznanie się z obszernymi aktami, technicznie zabrakło czasu. Teraz taki wniosek składamy teraz.
Co by pan powiedział tym wszystkim, którzy już uznali pana winę, który klaszczą na tym przedstawieniu?
To wszystko jest dla mnie ogromnie przykre. Nigdy niczego nie ukradłem, zawsze działałem z myślą o interesie publicznym, to był dla mnie priorytet. To, co robią organy ścigania, dyktowane jest potrzebami politycznymi. To czytelne. Premier Tusk ogłasza wielkie polowanie na pisowców, prokuratura natychmiast planuje moje zatrzymanie, a później ściganie. To wszystko jest w ramach hasła „j…ć PiS”, które niestety przejęła, jak widzimy, również prokuratura, które przejęła część sądów. Ja się na to stanowczo nie zgadzam.
Rozmawiał Jacek Karnowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/703887-kuczmierowski-wroce-gdy-bedzie-gwarancja-uczciwego-procesu