Poszukiwania rosyjskiego obiektu powietrznego, który wleciał na terytorium Polski i zniknął z radarów, zostały przerwane, będą wznowione w środę rano – poinformował PAP Rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ) ppłk Jacek Goryszewski.
Żołnierze nadal szukają rosyjskiego obiektu
Żołnierze głównie Wojsk Obrony Terytorialnej, szukają od poniedziałku niezidentyfikowanego obiektu powietrznego na terenie gminy Tyszowce (Lubelskie), położonej w linii prostej ok. 30 km od granicy z Ukrainą.
Dotychczas poszukiwania nie przyniosły rezultatu.
Na dzień dzisiejszy poszukiwania zostały zakończone, jutro będą kontynuowane
— powiedział we wtorek wieczorem ppłk Goryszewski.
W poszukiwania we wtorek zaangażowanych było ponad stu żołnierzy z 19. Nadbużańskiej Brygady Obrony Terytorialnej oraz z 2. Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Jak podał rzecznik DORSZ, przeszukano obszar ponad dwóch tysięcy hektarów na terenie gminy Tyszowce, ale także poza nią na terenie gminy Komarow Osada (powiat zamojski) oraz tereny w powiecie hrubieszowskim.
W poniedziałek w poszukiwaniach uczestniczyło ponad 70 żołnierzy WOT, sprawdzono obszar około 800 hektarów. Do poszukiwań wykorzystywano są też śmigłowce.
To prawdopodobnie dron
Prawdopodobnie bezpilotowy statek powietrzny wleciał w poniedziałek na terytorium Polski o godz. 6.43 na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród. Jak informował dowódca Operacyjnych Rodzajów Sił Zbrojnych generał Maciej Klisz „nie jest to rakieta, nie jest to pocisk ani hipersoniczny, ani balistyczny, ani rakieta kierowana”, a prawdopodobnie „obiekt typu bezpilotowy statek powietrzny”.
Rzecznik DORSZ dodał później, że trajektoria lotu, prędkość i wysokość, z jaką się ten obiekt poruszał pozwala domniemywać, że był to bezzałogowy statek powietrzny, np. typu Shahed, jakiego używają Rosjanie atakując Ukrainę.
Nie doszło do wizualizacji tego obiektu, więc nie mamy stuprocentowej pewności
— zaznaczył Goryszewski.
Wojsko nie wyklucza, że obiekt ten mógł nie spaść na terenie Polski, tylko poleciał dalej lub zawrócił, ale systemy radiolokacyjne nie były w stanie tego zaobserwować.
W nocy z niedzieli na poniedziałek Rosja zaatakowała zmasowanym ostrzałem rakietowym piętnaście obwodów Ukrainy. Wybuchy słychać było w sąsiadującym z Polską obwodzie lwowskim oraz oddalonym o godzinę drogi od granicy Łucku, gdzie w wyniku ataku uszkodzony został m.in. budynek mieszkalny. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w mediach społecznościowych podał, że Rosja wystrzeliła ponad setkę rakiet różnych typów i około 100 dronów-kamikadze Shahed.
Szef MON zabiera głos
Dzisiaj trzeba wykluczyć lub potwierdzić, czy był obiekt i jakiego rodzaju to obiekt był. Musi się to odbywać zgodnie z prawem i procedurami
— powiedział dziennikarzom na Campus Polska Przyszłości szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Sprawdzamy każdy ślad i weryfikujemy. Dziś podjęliśmy decyzję o poszukiwaniu i weryfikacji. Żeby zweryfikować, czy naprawdę przekroczono polską przestrzeń powietrzną i coś się znajduje na terytorium Polski, np. bezzałogowy statek powietrzny, bo takie mamy podejrzenie. Weryfikujemy to i mówimy wprost: szukamy
— mówił szef MON podczas panelu na Campusie. Jak stwierdził, w przeciwieństwie do poprzedników nikt nie ukrył tej informacji.
Szukamy, żebyśmy mieli to bezpieczeństwo zapewnione
— dodał minister. Zapowiedział, że z tego wydarzenia zostanie sporządzony raport, a cała sytuacja będzie skonsultowana z sojusznikami z NATO.
Kosiniak-Kamysz pytany, czy to wydarzenie nie wskazuje na to, że trzeba utworzyć wojska dronowe odpowiedział: „systemy dronowe i antydronowe to jest mój priorytet na tę kadencję i to jest sprawa bardzo ważna”.
Widzimy jak się zmienia pole walki, jak się zmienia sprzęt używany w Ukrainie. Powołujemy też specjalną komórkę w Ministerstwie do analizowania tego wszystkiego. Jest ona w Sztabie, ale też w Ministerstwie Analizowania Działań Zbrojnych na Ukrainie. To są wnioski, które wyciągamy, jaka broń będzie najbardziej użyteczna i też będziemy modyfikować nasze działania związane z transformacją armii
— zapowiedział Kosiniak-Kamysz.
Dlaczego obiekt nie został zestrzelony?
Zarówno podczas panelu, jak i rozmowy z dziennikarzami szef MON zapewnił, że polskie wojsko było gotowe na zestrzelenie obiektu, który wleciał do polskiej przestrzeni powietrznej. Kosiniak-Kamysz powoływał się na Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych generała Macieja Klisza.
Jesteśmy państwem, które nie jest objęte strefą działań wojennych. Polska nie jest w stanie wojny, jest stan pokoju. W stanie pokoju są inne zasady użycia broni, zestrzeliwania statku powietrznego, niż w czasie wojny, bo trzeba zweryfikować, czy to nie jest np. awionetka. Nie można się posłużyć wyłącznie radarem, jednym odczytem, tylko muszą być spełnione określone przesłanki, które są bardzo precyzyjne dla tych, którzy podejmują konkretne decyzje
— mówił na panelu Kosiniak-Kamysz.
Wczoraj była pełna gotowość, zmienione zasady nie tylko informowania, ale i postępowania w tym względzie. Chcę podziękować naszym sojusznikom, bo ich wsparcie jest nieocenione
— dodał szef MON. Podziękował też dowódcy operacyjnemu, szefowi sztabu i wszystkim dowódcom i żołnierzom.
Podzieliliśmy się zadaniami i każdy ma swoja odpowiedzialność. To dowódca operacyjny podejmuje rożnego rodzaju decyzje związane z ochroną polskiego nieba we współdziałaniu z ministrem obrony narodowej. To współdziałanie jest
— zapewnił.
CZYTAJ TAKŻE:
olnk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/703859-poszukiwania-rosyjskiego-obiektu-powietrznego-przerwane