„Z doniesień medialnych wynika, że prawie 4,5 tysiąca żołnierzy zostało na lodzie, bo ich przyjęcie do służby zostało wstrzymane” - napisał na portalu X Michał Dworczyk, europoseł PiS i były szef KPRM. Do wpisu dołączył zrzut ekranu z artykułem, który ukazał się w stołecznej „Gazecie Wyborczej” 19 sierpnia, jednak już w pierwszym tygodniu bieżącego miesiąca na problem zwracał uwagę były szef MON Mariusz Błaszczak.
Choć z oficjalnych wypowiedzi przedstawicieli obecnego rządu wynika, że rozumieją obecną sytuację na wschodzie przynajmniej na tyle, aby choć w kwestiach związanych z obronnością i bezpieczeństwem kontynuować politykę poprzedników, to z drugiej strony pojawiają się niepokojące informacje, z których wynika raczej coś odwrotnego. Najpierw mieliśmy „aferę” z początku tygodnia, którą koalicja rządząca, na podstawie publikacji Onetu, próbowała rozpętać wokół programu Narodowa Rezerwa Amunicyjna. Dodajmy do tego haniebne postępowanie wobec żołnierzy, którzy na granicy polsko-białoruskiej oddali ostrzegawcze strzały, śmierć sierż. Mateusza Sitka ranionego przez migranta prowizoryczną dzidą czy zespół prokuratorów Bodnara zajmujący się… ściganiem polskich funkcjonariuszy i żołnierzy broniących granicy polsko-białoruskiej.
Dworczyk: Prawie 4,5 tys. ludzi zostało na lodzie
Innym problemem są też pojawiające się od co najmniej miesiąca doniesienia o wstrzymaniu powołań do wojska. Dziś zwrócił na to uwagę Michał Dworczyk, europoseł PiS, w przeszłości szef KPRM, a jeszcze wcześniej sekretarz stanu w MON.
Bardzo niepokojące informacje związane z rozbudową naszych Sił Zbrojnych. Z doniesień medialnych wynika, że prawie 4,5 tysiąca żołnierzy zostało na lodzie, bo ich przyjęcie do służby zostało wstrzymane
— napisał polityk na portalu X.
Pierwsze powołania mają otrzymać dopiero w październiku, choć zapewniono, że już od lipca będą na służbie…Niestety jest to obniżenie wiarygodności państwa w oczach ludzi chcących służyć Ojczyźnie. Prosimy o pilną informację MON w tej sprawie
— dodał Dworczyk.
Przydział do jednostki i… czekanie do 1 października
Europoseł powołuje się na artykuł opublikowany 19 sierpnia w stołecznej „Gazecie Wyborczej”. Przeczytamy tam historię pana Roberta, który od dziecka marzył o służbie wojskowej i zaraz po szkole średniej zaciągnął się do armii. W 2010 r. odbył szkolenie przygotowawcze i przysięgę, kiedy jednak później założył rodzinę, na prośbę żony podjął decyzję, że zawiesi służbę, dopóki nie podrosną ich dzieci. W międzyczasie zdobył wyższe wykształcenie i karierę w branży związanej z wojskiem.
W marcu bieżącego roku pan Robert zgłosił się do Wojskowego Centrum Rekrutacji, aby rozpocząć Dobrowolną Zasadniczą Służbę Wojskową. Otrzymał przydział do jednostki inżynieryjnej. I co dalej?
Dowódca jednostki poinformował go, że najpóźniej na koniec lipca rozpocznie służbę. Do tego czasu miał załatwić wszystkie formalności związane z rozpoczęciem służby w polskiej armii. - Wypowiedziałem umowę w dotychczasowej pracy. Ale przyszedł lipiec i zamiast powołania otrzymałem informację z Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji, że do 1 października zatrudnienie w wojsku zostaje wstrzymane. Zostałem na lodzie — opowiada Robert
— czytamy w „GW”. Jak wynika z danych CWCR, pan Robert nie jest jedynym żołnierzem w takiej sytuacji. Problem dotyczy ok. 4,4 tys. żołnierzy, którzy odbyli szkolenie i wyrazili chęć kontynuowania kariery w wojsku.
Wpis Błaszczaka z 8 sierpnia
Dla „Wyborczej” wypowiada się rzecznik MON Janusz Sejmej, który utrzymuje, że rekrutacja odbywa się w ramach limitów z czasów rządów PiS. Z tekstu dowiadujemy się, iż pan Robert miał usłyszeć od pani z działu kadr w resorcie obrony, że to wszystko „spadek” po 8 latach rządów Zjednoczonej Prawicy. „W MON jest wielkie sprzątanie i dziury finansowe”- czytamy.
Tymczasem już w pierwszej połowie sierpnia na niepokojące informacje na temat rekrutacji do Wojska Polskiego zwracał uwagę były minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
Dochodzą do mnie informacje o kuriozalnych rzeczach dziejących się w systemie rekrutacji do Wojska Polskiego
— napisał na X szef klubu parlamentarnego PiS 8 sierpnia.
Błaszczak zwrócił się do MON z pytaniem, „czy prawdą jest, że szczególnie na Wschodzie Polski brakuje etatów dla żołnierzy zawodowych mimo że miały być tam tworzone nowe jednostki?”, jak również - że średnioroczny limit określony przez resort jest niższy niż liczba chętnych do powołania do zawodowej służby wojskowej.
Żołnierze informują mnie, że po zakończeniu szkolenia specjalistycznego w ramach Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej są odsyłani do domu lub proponuje się im służbę w ramach Aktywnej Rezerwy zamiast powołania do zawodowej służby. To nie wszystko. Dowódcy jednostek, aby zadowolić polityczne kierownictwo MON mają dalej przyjmować nowych rekrutów do dobrowolnej służby, mając pełną świadomość, że po 11 miesiącach nie będą oni mogli kontynuować służby. Rekruci nie są oczywiście o tym fakcie informowani
— napisał były szef MON.
To pozorowana rekrutacja i oszustwo względem osób, które na stałe chcą się związać z Wojskiem Polskim. Na koniec roku może się okazać, że liczba zawodowych żołnierzy w ogóle nie wzrosła. Oczekujemy natychmiastowej informacji jaki procent żołnierzy z Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej w 18 i 16 dywizji został przyjęty do służby zawodowej!
— podsumował Mariusz Błaszczak.
CZYTAJ TAKŻE:
Rzecznik MON „odpowiada”, nie odpowiadając
Odpowiedź, pod którą podpisał się rzecznik MON Janusz Sejmej nie uspokoiła polityka opozycji.
MON oficjalnie przyznaje, że wstrzymano przyjęcia na etaty do Sił Zbrojnych RP! Szanowne MON, weryfikacja założeń to nic nowego. W czasie mojego urzędowania wielokrotnie zwiększaliśmy limity etatowe, ale nie skutkowało to wstrzymaniem naboru. Takie rzeczy robi się na bieżąco i równolegle z naborem. Swoimi działaniami nadwyrężacie zaufanie do Wojska Polskiego. Rekruci czują się oszukani, bo nie mogą kontynuować służby mimo że jest to im obiecywane
— odpowiedział rzecznikowi Błaszczak.
Dodajmy, że w komunikacie MON znalazło się właściwie… wszystko oprócz odpowiedzi na pytanie postawione przez byłego ministra i te same ogólniki, które znajdujemy w publikacji „GW” z 19 sierpnia.
Szanowny Panie Ministrze,
informuję, że działalność kadrowa w resorcie obrony narodowej w zakresie rekrutacji żołnierzy, w szczególności we wspomnianych przez Pana aspektach, takich jak: liczba etatów i limity, realizowana była zgodnie z wytycznymi, jakie powstały za Pana kadencji. Konsekwencje tej działalności wymagały weryfikacji systemu rekrutacji do Wojska Polskiego przez obecny rząd i naprawy jego wad. Z uwagi na dużą liczbę chętnych do zawodowej służby, minister obrony narodowej wystąpił, w ramach korekty planów rekrutacji po poprzednim rządzie, o zwiększenie limitu powołań na ten rok. Ponadto pragnę zauważyć, że w 2024 roku zwiększone zostało tempo powołań do zawodowej służby wojskowej w porównaniu do 2023 roku. Dziś w Siłach Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej służy więcej żołnierzy zawodowych niż zakładał Pan w swoich planach
— napisał Janusz Sejmej.
Doniesienia o wstrzymaniu przyjęć już w lipcu
Warto przy tym zaznaczyć, że doniesienia o wstrzymaniu powołań pojawiają się w mediach społecznościowych co najmniej od lipca.
Wiadomo coś Panu może na temat całkowitego wstrzymania przyjęć do zawodowej służby wojskowej w naszym kraju? Zarówno ja jak i wielu moich znajomych, zarówno tych odbywających specjalistkę jak i będących już po badaniach w RKWL zostali poinformowani, że wszystko wstrzymane do 01.10
— z takim pytaniem jeden z internautów zgłosił się do Jarosława Wolskiego, analityka zajmującego się tematyką obronności.
Użytkownik portalu X twierdzi, że choć przeszedł już wymagane badania przed Rejonową Wojskową Komisją Lekarską, otrzymał telefon z jednostki, że powołania są wstrzymane do 1 października.
Potwierdzam. Siostra zgłosiła się do wojska i otrzymała informację, że etatów brak i szukają ewentualnie specjalistów. „zwykłych” na razie nie chcą
— pisał inny internauta.
Europoseł Dworczyk jak na razie nie doczekał się odpowiedzi MON lub któregoś z przedstawicieli tego resortu. Szkoda, ponieważ prawie 4,5 tys. osób, które są gotowe do służby, powinno raczej wiedzieć, na czym stoi i warto byłoby wiedzieć coś więcej niż wynika to z wpisów internautów, którzy mogą z różnych powodów nie podawać danych umożliwiających weryfikację informacji (choć data 1 października pojawia się zarówno w lipcowym wpisie anonimowego użytkownika portalu X, jak i w sierpniowej publikacji „GW”).
Z drugiej jednak strony kolejny raz można postawić pytanie, na ile minister Władysław Kosiniak-Kamysz wie, na czym stoi, a konkretnie - czy wie, co się dzieje w resorcie, którym zarządza. Wśród dziennikarzy i komentatorów od dłuższego czasu pojawiają się teorie, że tak naprawdę ministerstwem kieruje sekretarz stanu Cezary Tomczyk, a ten, sądząc po jego aktywności, bardziej interesuje się ściganiem i atakowaniem Antoniego Macierewicza i Mariusza Błaszczaka niż tym, co należy do faktycznych zadań resortu, istotnych zwłaszcza w czasie brutalnej wojny rozpętanej przez Rosję w sąsiedniej Ukrainie. W obecnej sytuacji geopolitycznej potrzebujemy zarówno silnej armii, jak i tego, aby ludzie odpowiedzialni za tę armię, zajmowali się swoją pracą, a nie polityką. Pytanie, czy nie jest trochę tak, że nie mamy ani jednego, ani drugiego?
CZYTAJ TAKŻE: Zwolnienia w CWCR. Były szef MON: Wiceminister Tomczyk osłabił nasze zdolności mobilizacyjne. To standardy białoruskie
jj/Wyborcza.pl, X
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/703270-rekrutacja-do-wojska-44-tys-zolnierzy-zostalo-na-lodzie