„Kogo Tusk ma na myśli, siebie? Jeśli przeczytać ten wpis literalnie, to przecież on dotyczy właśnie jego. Tusk daje sobie publicznie w twarz!” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Piotr Grochmalski. Ekspert ds. bezpieczeństwa komentuje wpis Tuska, który prawdopodobnie miał dotyczyć słów Augusta Hanninga, byłego szefa niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej. Niemiec uważa, że to polskie i ukraińskie służby zniszczyły gazociąg Nord Stream 2, za co Niemcom należy się odszkodowanie.
Portal wPolityce.pl: August Hanning, były szef niemieckiej BND, oskarżył Polskę i Ukrainę o zniszczenie kilka lat temu Nord Stream 2. Prezydenci Duda i Zełenski mieli się w tej sprawie porozumieć. Hanning stwierdził, że Niemcy zażądają odszkodowania.
Prof. Piotr Grochmalski: Tu nie ma żadnych przypadków. Były szef BND jest nadal człowiekiem służb i nadal wykonuje działania na rzecz Niemiec. Po jego wypowiedzi nie ma żadnych działań ze strony polskiego rządu i premiera.
Donald Tusk nakazał dziś inicjatorom i patronom gazociągów Nord Stream przeprosiny i „siedzenie cicho”. Można zapytać: do kogo ta mowa?
O tak strategicznej kwestii Tusk milczy dwa dni, a przecież w dyplomacji liczy się czas. Potem pisze coś, czego nie da się zwyczajnie zrozumieć. Kogo Tusk ma na myśli, siebie? Jeśli przeczytać ten wpis literalnie, to przecież on dotyczy właśnie jego. Tusk daje sobie publicznie w twarz! Dodałbym tylko, „przeprosić, siedzieć cicho” i ustąpić z urzędu premiera. Nord Stream 1 otworzył Rosjanom drogę do agresji na Ukrainę, a Nord Stream 2 otworzył wojnę w roku 2022. Przecież Tusk intensywnie wspierał Angelę Merkel, dla której Nord Stream, z punktu widzenia geostrategji, był niezwykle ważnym. Choć kanclerz Niemiec ciągle podkreślała, że to projekt biznesowy. Jeśli przejrzymy pamiętnik Tuska, to znajdziemy w nim same peany pod jej adresem. Tam nie ma śladu o jakimś zagrożeniu w tym obszarze.
Trudno jest zrozumieć, co właściwie „autor” miał na myśli.
To jest tak powiedziane, że właściwie nie wiadomo o co chodzi. Po objęciu władzy przez Tuska, w Niemczech próbowano budować narrację, która mówiła o jakiejś jego wolcie. Przekonywano, że rozmowa z nim będzie trudniejsza niż z PiS i Jarosławem Kaczyńskim. Nie ulega wątpliwości, że Niemcy próbują ciągle uwiarygadniać Tuska w pewnym zakresie. Pozwalają mu odegrać w rzeczach drugorzędnych rolę patrioty. Tak jest choćby w kwestiach obrony granicy. Tymczasem nikt tak jak on, nie zmasakrował armii. Za jego rządów polskie siły zbrojne straciły swoje dowództwo i dziś to jest całkowicie wymiecione z jego współczesnej biografii. Podobnie jest z usuwaniem śladów jego potężnej pro-niemieckości, którą widać na każdym kroku.
Czy Donald Tusk zmieni cokolwiek w niemieckiej polityce względem Polski?
Nie jest prawdą twierdzenie, że Niemcy zmienią stosunek do Polski po wygranej Donalda Tuska. Dlatego, że udało się im umieścić w Warszawie ekipę, nad którą mają strategiczną kontrolę. Niemcy po prostu nie zmieniają swojej polityki wobec Polski. Ona była, jest i będzie bardzo brutalna i agresywna. Zmierzająca do pełnego podporządkowania na wielu płaszczyznach. Tusk jest traktowany jako człowiek od brudnej roboty. Ma wykonać wyznaczony przez Berlin zakres zadań.
Skoro stwierdzenie Hanninga nie jest przypadkowe, to na jaki efekt zostało obliczone?
Mamy do czynienia z podważeniem pozycji Ukrainy przez Niemcy w chwili, kiedy pozycja Rosja została osłabiona. To także wzmocnienie w Polsce opcji proniemieckiej kosztem opcji proatlantyckiej, którą reprezentuje prezydent Andrzej Duda. Z jednej strony, mamy generalne osłabienie relacji polsko-amerykańskich. Tu trzeba przypomnieć wypowiedź Radosława Sikorskiego, który zasugerował, że za zniszczeniem fragmentu gazociągu Nord Stream 2 stoi USA. Obecnie Sikorski, jako minister spraw zagranicznych, osłabia nasze relacje z USA, choćby poprzez ogromne zamieszanie wokół polskiego ambasadora w Waszyngtonie. Z drugiej strony, następuje właśnie wzmocnienie opcji proniemieckiej. Mam tu na myśli choćby zrzeczenie się przez Tuska reparacji. Takie rzeczy są przecież zawsze konsultowane.
To jest bardzo niepokojące. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że po wyczynach polityki moskiewsko-berlińskiej, tylko Waszyngton jest gwarantem stabilności w naszej części Europy.
Niestety widzimy cały szereg przykładów niszczenia naszej infrastruktury. Blokowania inwestycji strategicznych państwa polskiego. Jednocześnie na czele powołanej przez Tuska komisji ds. badania rosyjskich wpływów w Polsce, stoi szef SKW. To jest przekroczenie wszelkich granic, bo wojsko ma być przecież apolityczne. Jednocześnie widzimy, co zrobiono z szeregiem generałów. Pamiętamy słowa szefa Bundeswehry gen. Breuera, który po spotkaniu szefem Sztabu Generalnego polskiego wojska gen. Wiesławem Kukułą, stwierdził że Niemcy przejmą kontrolę nad wschodnią flanką NATO. Słyszeliśmy także, że do Polski na stałe trzeba przemieścić armię niemiecką. Nie było żadnej oficjalnej reakcji ze strony polskich władz.
Czy pana zdaniem w tej politycznej grze Berlin nie bierze pod uwagę trwającej wojny?
To ma osłabić Ukrainę, pokazując że zaatakowała infrastrukturę sojusznika – Niemiec. Już samo dochodzenie prowadzone przez BND jest ciekawe. Mówi się w nim o jakimś polsko-ukraińskim spisku na wysokim szczeblu, o którym niby mieli wiedzieć Amerykanie. BND to instytucja, która ma przecież strzec konstytucji, liczy bodaj ponad 6,5 tys. członków. Były wiceszef BND Arndt Freytag von Loringhoven był ambasadorem Niemiec w Polsce przez 2 lata do 2022 r. Odgrywał bardzo ważną rolę w wojnie hybrydowej, jaką Berlin prowadził przeciwko polskiemu rządowi. Von Loringhoven to przecież syn ostatniego adiutanta Adolfa Hitlera Bernda. Jego ojciec relacjonował Hitlerowi każdego dnia przebieg wojny i na jego rozkaz, tuż przed śmiercią führera, opuścił berliński bunkier. To pokazuje niebezpieczną rolę jaką agentura BND odgrywa w Europie i w Polsce. Tajemnicą poliszynela jest, że ta agentura działa też w Polsce. Świetny niemiecki dziennikarz śledczy Jürgen Roth, ujawnił raport niemieckich agentów w Polsce dotyczący zamachu smoleńskiego. Napisał książkę, w której omówił ten raport, wskazujący wręcz personalnie na okoliczności zorganizowania i przeprowadzenia zamachu smoleńskiego. To pokazało, że agentura BND faktycznie jest w Polsce.
Nie chodzi zatem tylko biznes?
Poskładanie wszystkich tych wątków pokazuje nam, że tu musi być jakieś drugie dno, bo inaczej nie jesteśmy tego w stanie zrozumieć. Przecież to przeczy jakimkolwiek definicjom bezpieczeństwa energetycznego, nawet w wymiarze europejskim. A mówimy tu o bardzo długofalowej polityce, którą zapoczątkował Willy Brandt, kanclerza Niemiec z początku lat 70-tych. Chodzi o budowanie sojuszu Niemiec z Rosją, który miał zapewnić nową przestrzeń euroazjatycką. Chodziło o wzmocnienie strategicznej pozycji Berlina na euroazjatyckim kontynencie oraz w wymiarze globalnym – Rosja jest przecież także stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ.
”Frankfurter Allgemeine Zeitung” informuje dziś, że Niemcy ograniczą pomoc wojskową dla Ukrainy. Ani w aktualnym i przyszłym budżecie nie ma na ten cel nowych środków.
Najprostszy komentarz możemy znaleźć w rosyjskiej prasie, które są bardzo ciepłe. To dowód na to, że istnieje ukryta nadal istniejąca przychylna Rosji polityka Berlina. To, że Niemcy się zmieniły jest nieprawdą i zwykłą propagandą. Firmy niemieckie ciągle wspierały gospodarkę Rosji, dlatego ciągle mają otwarty strategiczny powrót do pewnych stosunków. Pamiętamy, że w pierwszych dniach przestali się kontaktować z ambasadorem Ukrainy w Berlinie, uważając że ekipa Zełenskiego się skończyła. Czekali na nową, którą miała przywieźć Moskwa do Kijowa. Kluczowe kadry w niemieckich ministerstwach to ludzie, którzy zostali ukształtowani właśnie wokół strategicznej osi Moskwa-Berlin. Dla Niemiec głównym sojusznikiem zawsze była Rosja i teraz robią wszystko, aby do tego stanu wrócić.
Czyli gra idzie o nowe otwarcie?
To jest tak gigantyczna prowokacja. Niemcy naprawili przecież Nord Stream 2 i jest on teraz gotowy. Ukraińcy nie zatrzymali przecież potężnego strumienia gazu, który płynie przez ich tereny do Europy Zachodniej. Mają przecież pod pełną kontrolą ostatni terminal, jakim Gazprom posługuje się dostarczając gaz do Niemiec. Berlin jest bardzo bezwzględny, jeśli chodzi o politykę energetyczną. Uznają ją za fundament swojej władzy. Tymczasem niemieckie elity nie wiedziały, że Merkel i Scholz zrobili coś nieprawdopodobnego. Przekroczyli 30 procentowy próg bezpieczeństwa jeśli chodzi o zależność gazową od Rosji. Dopiero tuż przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie wyszło na jaw, że Niemcy, będące kluczowym gospodarczo państwem Europy, uzależniły się od rosyjskiego gazu w 55 proc. To jest trudne do zrozumienia. Czy należy to traktować jako totalne awanturnictwo? Wyjaśnia to w jednej ze swych publikacji von Loringhoven. Niemcy wiedzieli, że Rosjanie używają gazu jako broni wobec innych państw. Sądzili jednak, że nie użyją tej presji wobec nich ze względu na jakieś niezwykłe, wzajemne zrozumienie. Na tej podstawie uzależnili całą swoją gospodarkę od rosyjskiego gazu. Oddali ponad 30 proc. swoich strategicznych zbiorników gazu w Niemczech Rosjanom. Oddali strategiczną rafinerię w Szwecji i przyspieszyli proces demontażu elektrowni atomowych.
Dlaczego Ukraińców to nie przeraża?
Ukraińcy uważali Niemców za sojusznika. Dziś zostali kupieni tym, że Berlin obiecał im wejście do UE, czego gwarantem mają być właśnie Niemcy. Polska jest pokazywana w tym kontekście jako ten zły partner. Inną sprawą jest to, że Niemcy potrafią korumpować ludzi działających w ukraińskiej gospodarce. Niemcy sami są skorumpowani, wystarczy spojrzeć na niemieckie elity najwyższego szczebla.
Dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/702806-prof-grochmalski-tusk-daje-sobie-publicznie-w-twarz