Państwa niemające kompleksów i przekonane o własnej sile nigdy się nie tłumaczą nawet z durnych oskarżeń. Zamiast tego trzeba atakować.
Zanim 15 sierpnia 2024 r. August Hanning, szef niemieckiego wywiadu cywilnego (BND) w latach 1998-2005, oskarżył prezydentów Andrzeja Dudę i Wołodymyra Zełenskiego o spisek i patronowanie wysadzeniu rur gazociągów Nord Stream, scenariusze zamachu przewaliły się przez media niemieckie (np. sieć stacji telewizyjnych i radiowych publicznego koncernu medialnego ARD, „Süddeutsche Zeitung”, „Die Zeit”) i amerykańskie („Wall Street Journal”). A wszystko to działo się w okolicach 15 sierpnia, czyli rocznicy Bitwy Warszawskiej, gdy Polacy pogonili bolszewików, a nowi bolszewicy znowu nam zagrażają.
W Polsce dziwaczne i pokrętne spekulacje o zamachu poczynił były prezydent Bronisław Komorowski, zatroskany konsekwencjami. Komorowski nie zrobił tego, co wicepremier Krzysztof Gawkowski, który nazwał oskarżenia kłamstwem i praktycznie stwierdził, żeby oskarżyciele się gonili. Tak się składa, że państwa niemające kompleksów i przekonane o własnej sile nigdy się nie tłumaczą nawet z durnych oskarżeń. Nie powinna też tego robić Polska. A po tym, jak sprawę w mocno antypolskim duchu zgodnie podjęły media w Niemczech i Rosji polskie władze nie tylko powinny wysłać oskarżycieli „na drzewo”, ale wręcz wnieść przeciwko nim akty oskarżenia. A jeśliby niemieckie władze wypowiadały się w duchu medialnych oskarżeń, polski rząd powinien im urządzić wielką awanturę. Tylko kto miałby to zrobić, jeśli premier Donald Tusk wobec Niemiec nigdy nie odważył się nawet kiwnąć palcem w lewym bucie? Wicepremier Gawkowski zachował się przyzwoicie, ale to nie było oficjalne stanowisko rządu.
W Niemczech media w ważnych sprawach realizują politykę rządu, tym bardziej że to im się bardzo opłaca, także materialnie. Tylko skrajny naiwniak mógłby więc sądzić, że snute w mediach i impertynencko podsumowane przez Augusta Hanninga oskarżenia wobec Polski nie mają zgody, a być może inspiracji kanclerza Olafa Scholza czy jego urzędu. Gdy wybuchają takie awantury warto się przyglądać urzędowi kanclerskiemu i mieć duży dystans do oficjalnych wypowiedzi strony niemieckiej.
Fakty są takie, że prokuratury w Danii i Szwecji (na ich wodach terytorialnych doszło do wybuchów) umorzyły śledztwa w sprawie wysadzenia rur wobec niewykrycia sprawców. Dzielnie walczy natomiast prokuratura w Niemczech. I wszystko wskazuje na to, że o sprawstwo oskarża ukraińskich płetwonurków. Gdzieś na wyspie Rugia albo w Rostoku (w dawnym NRD) mieli oni wypożyczyć niewielki jacht Bavaria Cruiser 50 Andromeda. Przez spółkę zarejestrowaną w Warszawie przez Ukrainki. I ci płetwonurkowie zdołali ponoć wysadzić rury na głębokości 70-90 m, niedostępnej dla niezawodowców. Niemiecka prokuratura wydała nakaz aresztowania Wołodymyra Z., który miał uczestniczyć w akcji. Obok małżeństwa Switłany i Jewhenija U. Jacht miał się zatrzymywać na Rugii, Bornholmie i Christianso w Danii, w Sandhamn w Szwecji i w polskim Kołobrzegu. Podejrzewani przez Niemców to instruktorzy nurkowania ze szkoły Scuba Family w Kijowie. Wołodymyr Z. mieszkał podobno w Pruszkowie pod Warszawą. Także Switłana U. miała osiąść z dziećmi w Polsce.
Niemieckie media obwieściły, że w Polsce nie zatrzymano Wołodymyra Z., bo polskie władze mu pomagały. Zarówno Switłana U., jak i Wołodymyr Z. zaprzeczyli, że mieli coś wspólnego z atakiem na rury Nord Stream. Kobieta zapowiedziała, że pozwie niemieckie media o odszkodowanie. W tym czasie pojawiły się spekulacje, że zamach zorganizowali Rosjanie, tyle że pod „obcą flagą”.
Scenariusz zaprezentowany 15 sierpnia 2024 r. w „Wall Street Journal” jest jeszcze bardziej fantastyczny niż ten w niemieckich mediach, Oto gdzieś w 2022 r. prezydent Zełenski popijał sobie z ważnymi wojskowymi i jakimiś biznesmenami i wtedy postanowiono o wysadzeniu rur. Uczestnikom akcji miała pomagać przykrywkowa spółka założona w Warszawie przez ukraiński wywiad jeszcze kilkanaście lat temu. Plan zamachu przeciekł do niektórych wywiadów państw NATO, który miały odstręczać od jego realizacji prezydenta Ukrainy. Machiny jednak nie dało się zatrzymać wskutek permanentnych kłopotów w łączności z grupą dywersantów.
Po przygotowaniu medialnego gruntu do akcji wkroczył były szef BND August Hanning. I sobie pospekulował, jak to „służby specjalne Polski przyłączyły się do Ukraińców”. A ponieważ „takie decyzje podejmuje się na najwyższym poziomie politycznym”, to Hanning nie ma wątpliwości, że „było porozumienie między prezydentem Zełenskim i prezydentem Dudą”. Na tej podstawie do akcji ruszyli „ukraińscy i polscy wojskowi”. A skoro tak, to mieliśmy „akt terroryzmu państwowego”. A potem było już hulaj dusza piekła nie ma, czyli stwierdzenie, że skoro „straty wynoszą 20-30 mld euro i wyrządzono ogromną szkodę, rząd Niemiec powinien jednoznacznie dać do zrozumienia, że zażąda pokrycia strat”. Przez władze Ukrainy i Polski. Piękne odwrócenie kota ogonem w kontekście domagania się przez Polskę (konkretnie rząd Mateusza Morawieckiego) reparacji od Niemiec.
Anatolij Antonow, ambasador Rosji w USA i były wiceminister obrony, też poczuł się wywołany do tablicy i stwierdził, że skoro „chodzi o potajemną legitymizację terroryzmu, nawet na terytorium sojuszników”, to „Ameryka daje carte blanche na takie przestępstwa w przyszłości”. Niemcy i Rosja jak dwie strony tej samej monety, co chyba nikogo nie zaskakuje.
August Hanning to wyjątkowo oślizgła postać, ale o tym później. Podobnie jak ten, który w 1998 r. zrobił go szefem BND, czyli kanclerz Gerhard Schröder. Podczas swoich rządów (1998-2005) Schröder prowadził prorosyjską i antyamerykańską politykę. Pozostał przyjacielem Władimira Putina także wtedy, gdy ujawniono ludobójstwo na Ukrainie. „Bardzo zaskakująca była postawa Schrödera po zakończeniu politycznej kariery; przede wszystkim jego niezłomna, można by powiedzieć uparta i niebezpieczna lojalność wobec władcy Rosji i wodza Władimira Putina” – napisała Mona Jaeger we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. SPD chciała zerwać ze Schröderem, jednak próba wykluczenia go z partii zakończyła się fiaskiem. „Żaden polityk tej rangi nie upadł tak nisko” – stwierdziła Jaeger.
Schröder odkrył „duchowego brata” w Putinie, gdyż obaj pochodzą z nizin społecznych. Obaj musieli „przegryzać się w górę bez skrupułów”. Swoje 70. urodziny, tuż po aneksji Krymu, Schröder obchodził razem z Putinem w Petersburgu. A na 60. urodziny Putin przyjechał do jubilata do Hanoweru z chórem Kozaków. W ostatnich tygodniach urzędowania w roli kanclerza Schröder podpisał z Rosją umowę o budowie Gazociągu Północnego po dnie Bałtyku, omijającego Polskę, Ukrainę i kraje bałtyckie.
Po tym, jak przestał być kanclerzem Schröder objął funkcję przewodniczącego rady dyrektorów rosyjsko-niemieckiego konsorcjum North European Gas Pipeline Company (NEGPC), budującego Gazociąg Północny. Później przez lata pracował jako menedżer i lobbysta rosyjskiego sektora energetycznego. Po agresji Rosji na Ukrainę i ujawnieniu rosyjskich zbrodni na ukraińskich cywilach nie potępił Putina. W latach 2017–2022 był szefem rady dyrektorów w rosyjskim koncernie Rosnieft.
August Hanning poszedł śladami swego szefa i mentora, choć nie zaszedł tak daleko jak on. 29 września 2023 r. byłym szefem BND zajął się niemiecki tygodnik „Der Spiegel”. Dziennikarze odkryli, że 6 lutego 2022 r. August Hanning napisał rozpaczliwy list do nowego kanclerza Olafa Scholza. Błagał o pomoc, gdyż Scholz miał się spotkać z premierem Łotwy. A to właśnie na Łotwie Hanning wpadł w kłopoty. Jako członek rady nadzorczej PNB Banka (wcześniej Norvik Banka), zarabiający marne 12 tys. euro miesięcznie, czyli „na waciki”.
Sprawy staną się jaśniejsze, jeśli dodać, że większościowym udziałowcem banku był Rosjanin Grigorij Gusielnikow, mający też brytyjskie obywatelstwo. W 2019 r. Europejski Bank Centralny stwierdził, że PNB Banka może zbankrutować, więc kontrolę nad nim przejął łotewski regulator. A syndyk masy upadłościowej wniósł o odszkodowanie od akcjonariuszy i zarządu oraz rady nadzorczej, w tym od Hanninga. Zajęto mu 2/3 emerytury. Bank Rosjanina Gusielnikowa, w którym przystań znalazł Hanning, był oskarżany o pranie pieniędzy, prawdopodobnie także funduszy jego kumpla, rosyjskiego oligarchy Piotra Kondraszowa, z którym później Gusielnikow się pokłócił. Bank oskarżano także o obchodzenie sankcji wobec Korei Północnej.
Jak ustalili dziennikarze „Spiegla”, „Hanning rzucał się z jednego zlecenia na drugie i nie miał żadnych oporów, żeby robić interesy z podejrzanymi osobami i firmami”. Ciemne interesy robił przez firmy System 360 AG i Pluteos AG. Na przykład brał udział w pozyskaniu w 2019 r. przez siły powietrzne Zjednoczonych Emiratów Arabskich samolotu Challenger 650, dwusilnikowego odrzutowca kanadyjskiej firmy Bombardier, który następnie został wyposażony w technologie szpiegowskie. Gdy Hanning pojawił się na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa był traktowany jak persona non grata. To wszystko nie przeszkadza, żeby August Hanning był użytecznym narzędziem rządu kanclerza Scholza i rzucał oskarżenia pod adresem Polski i polskiego prezydenta. Te oskarżenia (także medialne, w tym niemieckich mediów publicznych) w Warszawie powinny być traktowane jak atak na Polskę i domagają się adekwatnej, ostrej odpowiedzi polskiego rządu. Tylko do tego trzeba mieć odwagę i nie można być sługusem Niemiec.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/702783-niemieckie-oskarzenia-ws-wysadzenia-ns-to-atak-na-polske