Reżimowi Tuska i jemu samemu nie przeszkadzałoby zapewne, że pisowskich „zbrodniarzy” budzi się o godz. 5 rano, że myją się w sedesie i nie przysługują im spacery.
To wcale nie jest groteska, czyli nie chodzi o parodiowanie naczelnika Twardijewskiego, szefa „ciężkiego więzienia na Sikawie” z filmu „Vabank II, czyli riposta” Juliusza Machulskiego. Ten miał obsesję, żeby mu nikt nie uciekł z więzienia. Ale to nie to, mimo że na coś takiego może wyglądać. Donald Tusk dopiero może chcieć, żeby nikt z tych, których pozbawi wolności nie uciekł. Na razie chce wsadzać do więzienia kogo się da. Wręcz dyszy żądzą zamykania. I ma ponoć pretensje, że jeszcze nie siedzi co najmniej 30 pisowskich „zbrodniarzy”, a najlepiej kilkuset.
Tusk się wścieka, że z powodu ciężkiej choroby w więzieniu nie siedzi jeszcze Zbigniew Ziobro. Ale ma nadzieję, że uda mu się wsadzić Mateusza Morawieckiego. Nie niezależny sąd ma o tym zdecydować, tylko Tusk. Przekonany, że im więcej osób powsadza, tym łatwiej wdrukuje sporej części społeczeństwa, że poprzednia władza to przestępcy. Samo mówienie o tym mało znaczy, ale już ludzie za kratami działają na wyobraźnię. Wina, a tym bardziej udowodniona wina, nie ma tu żadnego znaczenia. Wsadzają znaczy się, że coś jest na rzeczy. Wsadzanie jest celem, nie udowadnianie czegokolwiek. Zresztą część elektoratu Tuska aż popuszcza czekając na wsadzanie, więc może on mówić o żądaniu ludu, mimo że sam chyba jeszcze bardziej popuszcza na myśl o wsadzaniu.
Tusk jest ponoć historykiem, więc powinien wiedzieć, z czym może się kojarzyć wsadzanie dla samej tej formy prześladowania. A w Polsce kojarzy się z utworzonym 12 lipca 1934 r. Miejscem Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Początkowo miało się tam tylko izolować „osoby zagrażające bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu”. A gdy już było, stało się najważniejszym ogniwem prześladowania politycznych przeciwników i zemsty na nich. Tym użyteczniejszym narzędziem, że do Berezy trafiało się na podstawie decyzji administracyjnej i bez prawa apelacji.
Wsadzanie było formą prześladowania antykomunistycznej opozycji w czasach Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego, ale musi się też kojarzyć z najczarniejszym okresem tego typu praktyk, czyli czasami funkcjonowania X pawilonu mokotowskiego więzienia. W X pawilonie trzymano żołnierzy Armii Krajowej, niepodległościowego podziemia, więźniów politycznych. X pawilon był wyłączony z administracji więziennej, podlegał wyłącznie Departamentowi Śledczemu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Tam zakatowano wielu patriotów i bohaterów, w tym rtm. Witolda Pileckiego i gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”.
Nikt w 2024 r. w Polsce nie powinien się kojarzyć ze ślepym zamykaniem dla żądzy zemsty, bo sam się naraża na nawiązanie do takich postaci, jak dyrektor Departamentu Śledczego MBP Józef Różański i do jego wielkiego dzieła, czyli właśnie X pawilonu. Jak już chce się wsadzać bez powodu i dowodu, to coś takiego jak współczesny X pawilon bardzo by się przydał. W tym historycznym było 26-27 cel na każdym piętrze (o wymiarach ok. 2 na 3,5 m). W II RP też było tam więzienie, ale cela o takich wymiarach jednoosobowa, a nie dla sześciu - ośmiu osób.
Reżimowi Tuska i jemu samemu nie przeszkadzałoby zapewne, że więźniów, czyli pisowskich „zbrodniarzy” budzi się o godz. 5 rano, że myją się w sedesie (siedzący obecnie w więzieniu ksiądz Michał Olszewski mógłby coś powiedzieć o współczesnych praktykach). Że o godz. 7 są przesłuchania i nigdy nie wiadomo, kto będzie na nie wezwany. Że przesłuchanie może trwać 24 godziny. Że więźniom nie przysługują spacery, nie mogą pójść do łaźni. Że działa specjalna sekcja zwana Pałacem Cudów, gdzie pokoje przesłuchań są specjalnie izolowane, żeby nie było słychać krzyków. A krzyki są pewne, gdy kopie się w krocze, gdy się wisi na centymetrowej grubości końcówce wbitego w ścianę i zagiętego żelaznego haka.
Jeszcze się tli jakiś opór prokuratorów, którzy w przyszłości nie chcą siedzieć za Tuska, ale zawsze się znajdzie jakiś gorliwiec, choćby spośród tych obecnych w mediach społecznościowych, którzy dyszą nie mniejszą żądzą zamykania i mszczenia się niż opętany tym premier. On uważa, że jeśli nie wsadza, to jest słaby. Aż dziw, że chce się jeszcze posiłkować jakimiś prokuratorami, a nie załatwia aresztów i wyroków telefonicznie. Przecież i tak konstytucja i ustawy to dla niego brudne szmaty, więc co się certolić. Tym bardziej że unijne instytucje to klepną, bo są tak samo demokratyczne jak reżim Tuska. A najlepiej zamknąć połowę społeczeństwa. W więzieniach się nie zmieszczą, ale od czego sieć gułagów. Zatem do dzieła!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/702283-tusk-dyszy-zadza-zamykania-i-ma-pretensje-ws-zbrodniarzy