W normalnym państwie ministrowie wypełniają swoje obowiązki, a nie podpisują „porozumienia” o ściganiu poprzedników, bo to jest Korea Północna albo historyczny zakład dla obłąkanych.
Gdy 9 sierpnia 2024 r. premier Donald Tusk wyszedł do dziennikarzy i rozedrgany opowiadał o „układzie zamkniętym” i „przekręconych” 100 mld zł, to albo potrzebował specjalistycznej pomocy, albo już mu się nie da pomóc. Tylko ktoś mocno stuknięty może twierdzić, że jakakolwiek demokratyczna władza w demokratycznej Polsce może „ukraść” czy nielegalnie wydać 100 mld zł. Są po prostu setki zabezpieczeń, żeby tak się nie stało. Poza tym „kradzież” jednej piątej budżetu jest nawet fizycznie niemożliwa.
Tylko kompletny ignorant i nieuk w sprawach rządzenia państwem, czyli także ktoś, kto nie wie, kiedy się ośmiesza, może opowiadać piramidalne bzdury o „przekręceniu” 100 mld zł. I tego ośmieszania się nie przykrywa nadęte powoływanie się na 149 zawiadomień do prokuratury i 62 osoby z zarzutami. I nie przykrywa tego obecność, w roli pelargonii na parapecie, ministrów finansów Andrzeja Domańskiego, spraw wewnętrznych i administracji Tomasza Siemoniaka oraz sprawiedliwości Adama Bodnara. A już podpisywanie przez nich przed kamerami „porozumienia w sprawie wykrywania nadużyć” (oczywiście poprzedniego rządu) zakrawa na groteskę rodem z „Indyka” Sławomira Mrożka. Indyk Tusk grzmiał:
„Po sześciu miesiącach działań, śledztw, audytów, w tej chwili mamy 62 osoby z poprzedniej elity władzy, które mają postawione zarzuty. Tego nie było nigdy w historii przed naszymi poprzednikami. (…) Kwota wydatkowanych środków publicznych, ta ‘podejrzana kwota’, którą uznała Krajowa Administracja Skarbowa, a nie tylko politycy i media, wynosi 100 miliardów złotych. (…) Postaramy się odzyskać 3,2 miliarda złotych. Będziemy skutecznie domagać się odzyskania tych środków”.
Ci, którzy pytają, dlaczego rząd Tuska nic nie robi w ważnych dla Polaków sprawach mogli się dowiedzieć, że to dlatego, iż „dyrektorzy izb administracji skarbowej od lutego br. prowadzą postępowania w 90 jednostkach i podmiotach, które podlegają 17 resortom w naszym rządzie. Codziennie pracuje nad tymi sprawami 200 kontrolerów”. Jeśli liczby mają robić wrażenie, to powinno nad tym pracować 20 tys. kontrolerów, a wtedy mogliby wykryć, że „podejrzana kwota” wynosi 100 bilionów złotych, a „udokumentowana kwota do zwrotu” – 3,2 bln zł.
Trzeba być absolutnym zerem kompetencji, żeby nie tylko opowiadać o 100 mld zł, ale „napalać się” jak szczerbaty na suchary, że te brednie są prawdą. Nikt w państwie, łącznie z premierem, nie ma mocy żonglowania 100 mld zł i wydawania ich na co chce, a tym bardziej nielegalnie. Każdy, kto twierdzi, że to możliwe, jest zwyczajnie idiotą. Od razu powinien to wyśmiać obecny przy Tusku minister finansów Domański, a jeśli tego nie zrobił, kompromituje się jako fachowiec albo pozwala robić z siebie durnia.
Donald Tusk może się do woli podniecać i upajać własnymi słowami, że „tego nie było w historii”. Nie było, gdyż to nie jest po prostu możliwe. I nikt szanujący się nie opowiada takich bredni, bo zostałby „zabity śmiechem”. Z wyjątkiem Donalda Tuska, który wpadał w ekstazę, gdy mówił o „poziomie degeneracji i poczuciu bezkarności”, które „przekraczało wszystkie granice. Jarosław Kaczyński i jego ekipa uznali, że to jest rzeczywiście ‘układ zamknięty’, że wygrają kolejne wybory i że nikt nie będzie miał dostępu do informacji, z których dziś budujemy powoli ten obraz nadużyć, których skala jest oceniana przez Krajową Administrację Skarbową na 100 mld zł”. Skądinąd ktoś z KAS też powinien się odezwać, bo jeśli milcząco akceptuje idiotyzmy wygadywane przez szefa rządu, sam sobie wystawia fatalną opinię.
Absolutną groteską i żenadą są słowa Donalda Tuska o tym, że „ministrowie zwrócili się do mnie z prośbą, abym wyraził zgodę na podpisanie porozumienia, które będzie dotyczyło skoordynowania działań wszystkich im podległych służby, działań zmierzających do odzyskiwania mienia Skarbu Państwa”. Takie głupoty mogą wygadywać Władimir Putin czy Kim Dzong Un, bo ich rządzenie opiera się na kretyńskich pokazówkach. W normalnym państwie ministrowie wypełniają swoje obowiązki, a nie podpisują jakieś „porozumienia”. To naprawdę jest Korea Północna albo historyczny zakład dla obłąkanych.
Kiedy Tusk mówi, że „nikt na razie nie łączył tego w całość. My dziś nie mamy już wątpliwości, że ten system był przygotowany i perfekcyjnie realizowany”, to nawet nie zdaje sobie sprawy, że wpisuje się w zespoły paranoidalny i urojeniowy. Cechą paranoi i urojeń jest łączenie wszystkiego w kompletnie „odjechaną” całość. Gdy były premier Mateusz Morawiecki skomentował „urojenia” Tuska, że „z obsesją idzie się do lekarza, a nie do władzy”, był jednak łaskawy, gdyż z tym już chyba nic się nie da zrobić, nawet odwiedzając wybitnych lekarzy.
Wygłupy premiera Tuska i trzech jego ministrów są zrozumiałe, jeśli zważyć, że były rozpoczęciem sezonu (którego to już?) „rozliczenia PiS”. Powracanie pewnych wątków to też typowa cecha zespołów paranoidalnych i urojeniowych. Dotknięci nimi nie mogą się uwolnić od różnych natręctw i są przekonani, że wszyscy mają tak samo, dlatego oni tym bardziej muszą. Przypadek jest więc beznadziejny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/702026-demokratyczna-wladza-ukradla-100-mld-zl-szczyt-absurdu