Ministerstwo Zdrowia nie planuje wycofania się z obowiązku wpisywania danych o ciąży do rejestru zdarzeń medycznych. Resort wyjaśnił, że informacje te służą dostosowaniu terapii do stanu pacjentki na przykład wtedy, gdy jest ona nieprzytomna. „Władza się zmieniła. Ci, którzy widzieli piekło kobiet w rejestrze, dziś są w rządzie uznającym, że „rejestr ciąż” jest potrzebny. Właściwie nikomu już ten rejestr, rzekomo tak straszny, nie przeszkadza” - stwierdził w Wirtualnej Polsce Patryk Słowik.
Przepisy rozszerzające katalog danych wprowadzanych do rejestru zdarzeń medycznych m.in. o ciążę weszły w życie w 2022 r. Budziły obawy kobiet, że dane o utracie ciąży będą wykorzystywane w postępowaniach sądowych. Krytycy tego rozwiązania nazywali gromadzenie danych o ciąży w systemie teleinformatycznym „rejestrem ciąż”. Chodzi o zmiany w rozporządzeniu w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej (SIM).
Nie prowadzimy obecnie prac legislacyjnych zmierzających do zmiany przepisów rozporządzenia
— poinformowało PAP biuro komunikacji Ministerstwa Zdrowia.
Celem zbierania danych w SIM (System Informacji Medycznej – PAP) jest zapewnienie pracownikom medycznym dostępu do danych o zdrowiu konkretnego pacjenta wyłącznie w celu zapewnienia jak najwyższej jakości udzielanych świadczeń zdrowotnych. Przekazywanie przez usługodawcę do SIM informacji o ciąży pacjentki służy zatem dostosowaniu terapii do stanu ciężarnej pacjentki i zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego jej oraz płodowi
— podkreśliło MZ.
Resort zaznaczył, że gromadzenie takich danych w SIM i zapewnienie do nich dostępu pracownikom medycznym jest pomocne na przykład wtedy, gdy kobieta ciężarna jest nieprzytomna.
Koślawe tłumaczenia
Aleksandra Magryta z Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny (Federa) podkreśliła w rozmowie z PAP, że zobowiązanie lekarek i lekarzy do uzupełnienia w SIM danych o ciąży wywołały obawy u kobiet, że będą ścigane za przerwanie własnej ciąży.
O tych obawach często słyszałyśmy i wciąż słyszymy od kobiet, które się z nami kontaktują
— powiedziała PAP.
Jej zdaniem zbieranie informacji o ciąży jest formą kontroli mogącą wywoływać niepokój.
Nie znam jednak spraw, w których dane o ciąży w rejestrze zdarzeń medycznych stały się podstawą do wszczęcia postępowania wobec kobiety
— dodała Magryta.
Zauważyła przy tym, że przerwanie własnej ciąży przez kobietę nie jest karane.
Istnienie rejestru nie uprawnia do wzywania policji, a także nie daje możliwości wyciągania konsekwencji prawnych za przerwanie swojej ciąży. Jedyne co lekarz musi zrobić, to odznaczyć ciążę w systemie
— powiedziała.
„Rejestr ciąż” już nie straszny?
Ministerstwo Zdrowia przypomniało, że informacja o ciąży weszła do katalogu, który obejmować ma opracowywany przez Komisję Europejską dokument medyczny (Patient Summary) z danymi o zdrowiu pacjenta, który ma być wymieniany transgranicznie. Resort zaznaczył, że najistotniejsze informacje o zdrowiu pacjenta mają służyć pracownikom medycznym do prowadzenia diagnostyki i terapii pacjentów.
Ewentualny dostęp organów władzy publicznej do danych zgromadzonych w SIM ściśle regulują obowiązujące przepisy prawa
— zaznaczyło ministerstwo.
O tym, że rząd Zjednoczonej Prawicy planuje wprowadzić „rejestr ciąż” informował w listopadzie 2021 r. ówczesny senator KO Krzysztof Brejza.
Rozporządzenie podpisane przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego weszło w życie w czerwcu 2022 r. W październiku 2022 r. wpisywanie danych z rozszerzonego katalogu, w tym o ciąży, stało się obowiązkowe. Sprawą interesował się m.in. rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek. Zauważył on, że zakres przetwarzania danych osobowych powinien być szczegółowo doprecyzowany w ustawie, a nie w rozporządzeniu ministra.
Resort odpowiedział mu wówczas, że dane z SIM nie służą żadnym instytucjom do analizy stanu zdrowia konkretnego pacjenta czy grupy pacjentów, a ich zbieranie ma na celu wyłącznie wymianę informacji między pracownikami medycznymi podejmującymi leczenie konkretnego pacjenta. Wyjaśniał wówczas, że poszerza system raportowania zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej.
„Straszne kłamstwo”
Do kwestii pozostawienia przez rząd Donalda Tuska dotychczasowych rozwiązań w tej kwestii odniósł się w swoim tekście na Wirtualnej Polsce dziennikarz Patryk Słowik.
Ocenił on, że narracja polityków ówczesnej opozycji z PO na czele była „strasznym kłamstwem”.
Z tym „rejestrem ciąż”, rzekomo zagrażającym kobietom, to było straszne kłamstwo. Typowy spin polityczny, niestety chętnie podchwycony przez media niechętne PiS-owi. W efekcie dobre rozwiązanie oceniano jako fatalne. I tak, jak było 298336 powodów do krytykowania rządu PiS-u, tak w pewnym momencie dokonano najgłupszego wyboru i zaczęto krytykować za jedną z niewielu rzeczy, które zrobiono dobrze
— napisał Patryk Słowik.
Twierdzili [politycy ówczesnej opozycji - przyp.red.], że prokuratorzy będą wyciągać dane z rejestru i że o to chodzi w nowych przepisach. Dziś wiemy, że nie było ani jednego takiego przypadku, a przynajmniej do dziś nikt o żadnym takim zdarzeniu nie poinformował
— dodał.
Słowik zauważył, że po dojściu do władzy Donalda Tuska nikomu nie przeszkadza już mityczny „rejestr ciąż”, co w sumie przyniesie pozytywne skutki.
Władza się zmieniła. Ci, którzy widzieli piekło kobiet w rejestrze, dziś są w rządzie uznającym, że „rejestr ciąż” jest potrzebny. Właściwie nikomu już ten rejestr, rzekomo tak straszny, nie przeszkadza. Niemal nikt już nie pamięta, co było rok temu. Polityka wygrała i ze zdrowiem, i ze zdrowym rozsądkiem, i z przyzwoitością. Tyle dobrego, że po złości nie zlikwidowano „rejestru ciąż”
— skwitował.
CZYTAJ TEŻ:
maz/PAP/Wirtualna Polska/X
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/701592-mityczny-rejestr-ciaz-pozostaje-za-sprawa-rzadu-tuska