Dwa razy obiecać, to jak raz dać – to powszechnie znane motto Platformy Obywatelskiej wypowiedziane przez Radosława Sikorskiego. Jest tak ważne, że musiało wybrzmieć nawet na obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego.
Budujemy razem i zbudujemy Polskę silną, która nie będzie bała się ani sąsiadów, ani wrogów, niebezpieczeństw, które czyhają od pewnego czasu
— obiecał w czasie obchodów 80-tej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego premier Donald Tusk. Z wielką pewnością siebie zapewnił, że pod jego kierownictwem powstanie prawdziwe mocarstwo.
Razem zbudujemy taką Polskę, w której nigdy nie będzie trzeba cierpieć takich ofiar, jakie miały miejsce tu, w Warszawie, na Woli, 80 lat temu. Zbudujemy dla was, dla waszych dzieci, wnuków, prawnuków bezpieczny dom
— słowa te przypominają swą mocą zapewnienia z kampanii wyborczej 2023 r. o stu konkretach na sto dni. Tusk wtedy zresztą zażądał, aby wyborcy go z tego rozliczali. Ale po co rozliczać kogoś o kim od dawna wiadomo, że dużo obiecuje, ale za to nic nie robi?
Gdyba wiara w obietnice Tuska miała moc materializującą to w Polsce od 2011 roku byłoby euro (całe szczęście, że nie ma), działałaby już elektrownia atomowa, a słynny kolejowy Ygrek, do którego Tusk wrócił przy okazji sporu o CPK, funkcjonowałby od dłuższego czasu. Bo i taka zapowiedź była w czasach jego pierwszej kadencji.
Niestety, kpiny nie mogą być jedyną reakcją. Tym razem Tusk odniósł się do sprawy bardziej egzystencjalnej niż nasz wspólny dobrobyt. Najnowsze obietnice dotyczą bezpieczeństwa Polski w obliczu najstraszniejszego kataklizmu, który może nas dotknąć. Czyli wojny i to pełnoskalowej, regularnej, pożogi, o której jeszcze niedawno w ogóle nie myśleliśmy, jako o czymś możliwym w XXI wieku. A jednak niestety możliwym.
Rzeczywiście stoimy wobec przyszłości niepewnej, wręcz niebezpiecznej. Nie jesteśmy skazani na nią, ale by jej uniknąć bardzo wiele zależy od nas samych. Od ciężkiej pracy przy budowaniu potencjału obronnego, wręcz wyrzeczeń i poświęceń. Od jedności narodowej i spójności całego społeczeństwa. No, ale w tych kwestiach Donald Tusk nie jest czempionem ani wysiłku, ani działań na rzecz pojednania.
Co do tego drugiego, to wiadomo, że jedyne obietnice, które spełnia to odwet na znienawidzonych przeciwnikach politycznych. Co do ciężkiej pracy, to on nie kojarzy się z nią chyba nikomu. Także na poziomie wymiernego konkretu nie widać, żeby budowana była ta silna i bezpieczna Polska. Każdy kto śledzi działalność Ministerstwa Obrony Narodowej i życie wojska, to wie, że jedyne pozytywne zmiany, które tam zachodzę to efekt decyzji podjętych jeszcze za czasów ministrowania Mariusza Błaszczaka. Nowa władza – co jednak bardzo zaskakuje – nic od siebie nie dodała. A mogłaby, bo nie wszystko jest kwestią wielkich wydatków. I mogłaby wtedy zabłysnąć. Ale chyba jej nawet tego się nie chciało.
Dzieją się za to w wojsku i służbach mundurowych złe rzeczy. Cięcie programów modernizacyjnych, opóźnianie podejmowania kluczowych decyzji, wreszcie nawet tak łatwa do odwrócenia rzecz jak ściganie żołnierzy za ofiarną służbę na granicy. Wniosek chyba z tego taki, że albo Tusk nie wierzy we własne słowa, że żyjemy w czasach przedwojennych. Albo – a to już dużo gorsze – że wie doskonale, iż zagrożenie wojenne jest realne. Ale jego już tu nie będzie, gdy – nie daj Boże – spełni się najstraszniejszy scenariusz. Dla nas wszystkich nie starczy jednak miejsca w Brukseli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/701149-donald-tusk-mistrz-niespelnionych-obietnic