Umieszczając rewizora w MON Tusk zapewnił sobie odpowiedni stopień rozedrgania ministra Kosiniaka-Kamysza, żeby ten więcej zdrowia tracił na zajmowanie się „kretem” niż resortem.
Donald Tusk znalazł wyjątkowo upokarzający sposób na kontrolowanie lidera koalicyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego, Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wstawiając mu rewizora. Upokarzające jest przede wszystkim to, kto jest rewizorem Tuska w resorcie obrony narodowej. Niech nikogo nie zmyli to, że ten rewizor został 9 lipca 2024 r. przez „Politico” zaliczony do „12 osób, na które warto zwrócić uwagę podczas szczytu NATO” w Waszyngtonie (9-11 lipca 2024 r.). To tylko fragment ustawki.
Spodziewając się wierzgania w różnych sprawach Władysława Kosiniaka-Kamysza, Donald Tusk wstawił mu do MON (jako wiceministra) komisarza politycznego i kogoś w rodzaju specjalnego agenta. Spodziewał się wierzgania choćby dlatego, że prezes PSL nie chciał dać się tak wrabiać, jak w drugim rządzie Tuska, gdy firmował najbardziej niepopularne posunięcia – jak podwyższenie wieku emerytalnego.
Rewizor miał nie tylko kontrolować w MON Kosiniaka-Kamysza, ale też zaskakiwać go i upokarzać różnymi wypowiedziami. Tusk celowo wybrał tę osobę do roli specjalnego agenta ze względu na zauważalne sygnały wyposażenia w niezbyt lotny umysł i osobowość, żeby prezesa PSL dodatkowo upokorzyć i permanentnie irytować. Mając specjalny mandat od premiera rewizor miał wprawiać swego formalnego szefa w zakłopotanie różnymi wypowiedziami, stawiać przed faktami dokonanymi, zajmować stanowisko w kwestiach, w których jeszcze nie zapadły decyzje, tworzyć wrażenie, że to on jest faktycznym szefem resortu obrony, a nie Kosiniak-Kamysz.
Gdy, wbrew faktom, Donald Tusk ogłosił, iż Unia Europejska sfinansuje takie programy obronne jak Żelazna Kopuła czy Tarcza Wschód, rewizor stwierdził (10 lipca 2024 r.): „Wszyscy czujemy, że jest to projekt strategiczny, wyjątkowy. Projekt Tarcza Wschód staje się de facto projektem europejskim”. To puste słowa, bo nic takiego nie zostało postanowione, ale chodziło o uprzedzenie ministra obrony i wpuszczenie kłamstwa do publicznego obiegu. Tusk i jego rewizor słusznie założyli, że Kosiniak-Kamysz nie odważy się tego prostować czy kwestionować.
Wiceminister rewizor wpuszczał do publicznego obiegu (tym razem w Polskim Radiu) bajki o wpływie Donalda Tuska na zmianę polityki obronnej oraz bezpieczeństwa przez kanclerza Niemiec i prezydenta Francji. Mówił: „Po wizytach premiera Tuska we Francji i Niemczech i zagranicznych ministra Sikorskiego i ministra Kosiniaka-Kamysza Europa się budzi. Na drugi dzień mieliśmy telefony z francuskiej i niemieckiej armii w sprawie otwarcia nowych projektów, które nie mogły być zrealizowane wcześniej”. Kosiniak-Kamysz został przez rewizora wymieniony tylko dlatego, żeby trudniej mu było odciąć się od bajek przez niego kolportowanych. A wszystko inne było konfabulacją, bowiem nigdy przedstawiciele armii innych państw nie dzwonią do polityków za granicą (w tym wypadku w Polsce), bo za to można stanąć przed sądem lub ekspresowo wylecieć.
Żeby swego rewizora wzmocnić, a Kosiniaka-Kamysza zirytować oraz upokorzyć, Donald Tusk miał pomóc w załatwieniu w „Politico” specjalnej laurki - tekstu „12 osób, na które warto zwrócić uwagę podczas szczytu NATO”. Miał to być „przewodnik po najciekawszych postaciach planujących przyszłość sojuszu podczas szczytu NATO w Waszyngtonie”. I jednym z tych dwunastu był rewizor Tuska. Samego rewizora na szczycie NATO w Waszyngtonie nawet nie było. Podobno miał być, ale Kosiniak-Kamysz został przez swoje służby uprzedzony o ustawce w „Politico” i zablokował wyjazd rewizora.
Donald Tusk (a także Radosław Sikorski) mają w „Politico” usłużnych kamerdynerów, więc nie powinni mieć problemu z włączeniem rewizora do „dwunastki” i zamieszczenia laurki, być może nawet autorstwa samego rewizora. A w laurce było m.in., że „39-letni, niewątpliwie młody jak na sprawowanie funkcji wiceministra obrony Polski” jest „aktywny politycznie od 25. roku życia” i „zasiadał w komisji obrony oraz Komisji do spraw Unii Europejskiej”. Przez „krótki czas pełnił także funkcję w kancelarii premiera, będąc rzecznikiem rządu” Ale najważniejszy był ten fragment: „członek partii premiera Donalda Tuska – Platformy Obywatelskiej – w przeciwieństwie do ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza, który stoi na czele PSL i jest nowicjuszem w kwestiach obrony, uchodzi za eksperta w tej dziedzinie”. U kogo uchodzi?
W laurce o rewizorze była łyżeczka miodu na temat Kosiniaka-Kamysza – „minister obrony narodowej ma doświadczenie w rządzie i uchodzi za dobrego stratega”, ale generalnie to rewizor jest fachowcem: „polscy eksperci ds. bezpieczeństwa mają wątpliwości co do jego [Kosiniaka-Kamysza] kompetencji na tym stanowisku. To czyni z rewizora „zaufanego człowieka Tuska w MON”. Kosiniak-Kamysz podobno się wściekł, ale nie może rewizora wyrzucić, bo to zachwiałoby całą polityczną konstrukcją koalicji 13 grudnia. Tusk wie, że na to prezes PSL się nie zdecyduje, więc będzie napuszczał rewizora, żeby cały czas irytował swego formalnego szefa i stawiał przed kolejnymi faktami dokonanymi.
Tylko Kosiniak-Kamysz jako prezes koalicyjnego PSL ma u siebie w resorcie agenta specjalnego. Wobec Szymona Hołowni nie było to potrzebne, gdyż nie jest on w rządzie. A drugi wicepremier, Krzysztof Gawkowski z Lewicy, nie musi być kontrolowany, podpuszczany i upokarzany, gdyż sam zna miejsce w szeregu i jest wobec Donalda Tuska stuprocentowo lojalny, a nawet bardziej.
Umieszczając rewizora w MON Donald Tusk zapewnił sobie odpowiedni stopień rozedrgania ministra Kosiniaka-Kamysza, żeby ten więcej zdrowia tracił na zajmowanie się swoim zastępcą niż resortem. I w ten sposób Tuskowi łatwiej wpływać na decyzje podejmowane w MON. W istocie rewizor jest więc w MON swego rodzaju dywersantem, a nie drugim najwyższym urzędnikiem.
Mając kontrolę nad Kosiniakiem-Kamyszem poprzez niezbyt lotnego rewizora, Tusk de facto degraduje prezesa PSL i szefa MON, bo wysyła komunikat, że nawet tak marny rewizor jest w stanie go szachować. A to ma być tak odczytywane przez opinie publiczną, że Kosiniak-Kamysz ani nie jest taki groźny, jakby się mogło wydawać, ani na tyle bystry i skuteczny, żeby agenta specjalnego wyrzucić. Tusk mówi więc wyraźnie, kto tu rządzi i ustawia Kosiniaka-Kamysza w szeregu. I nie jest ważne, że przy okazji rewizor Polskę kompromituje.
Pewnie czytelnicy już wiedzą, kim jest rewizor Tuska, ale wskażmy go palcem. To rzecznik prasowy premier Ewy Kopacz – Cezary Tomczyk. A nawet osoby nie interesujące się zbyt głęboko polityką wiedzą, że rzecznikiem premier Kopacz mógł być tylko ktoś nie stanowiący dla niej konkurencji, gdy chodzi o przedstawianie polityki jej rządu. Mówiąc brutalnie, nie mógł to być nikt od Ewy Kopacz mądrzejszy. I choć znalezienie kogoś takiego nie było proste, jednak się znalazł i był to właśnie Cezary Tomczyk. Wiedząc to, łatwiej można zrozumieć, dlaczego uczynienie Tomczyka rewizorem i kontrolerem Kosiniaka-Kamysza, jest dla wicepremiera tak upokarzające.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/699103-tylko-kosiniak-kamysz-ma-w-mon-rewizora-od-premiera