Ujawnione przez Piotra Nisztora plany ścięcia wydatków na zbrojenia o 57 miliardów złotych na przestrzeni najbliższych trzech lat przerażają. W sytuacji, gdy Ukraina walczy o przetrwanie, a jest jasne, że kolejną ofiarą imperium zła będą Bałtowie i Polacy, to po prostu zbrodnia. Tylko własna, silna armia z potencjałem odstraszania daje nam szansę na przetrwanie, na ocalenie naszej niepodległości.
Być może w kontekście tych planów, oznaczających w istocie rezygnację z budowy sił zbrojnych zdolnych samodzielnie i skutecznie bronić Ojczyzny, należy czytać wypowiedzi Donalda Tuska w sprawie bezpieczeństwa, wygłoszone po spotkaniu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem.
Kluczowy fragment brzmi:
„Niezależnie od naszych interpretacji, czasami sporów, co do detali, co do technik, nie wyobrażam sobie, żeby Niemcy nie stały się wiodącym państwem w kwestii wspólnego europejskiego, w tym polskiego, bezpieczeństwa”.
Plan zakłada więc oddanie Berlinowi „odpowiedzialności” za nasze bezpieczeństwo. A ponieważ jest jasne, że „opiekun” musi mieć przecież pełne pole manewru, to weźmie także i zwierzchność, czyli władzę nad Polską w kluczowej sferze. Sami mu ją oddamy.
Pomijając fakt, że dla niepodległość jest wartością samą w sobie, i w żadnych warunkach nie wolno z niej rezygnować, trzeba stwierdzić, że z doświadczeń ostatnich lat Donald Tusk wyciągnął wnioski po prostu absurdalne. W sferze szeroko rozumianego bezpieczeństwa Niemcy nie są bowiem wsparciem dla Polski. Oni są zagrożeniem. To ich polityka wzmacniała rosyjski imperializm. Jest oczywiste, że nadal politykę współpracy z Moskwą zawiesili jedynie chwilowo, zresztą opieszale i w sumie niechętnie. Berlin w roli nadzorcy Polski nie będzie nas chronił; będzie handlował naszymi interesami, będzie je traktował jako zasób w swojej grze.
Donald Tusk zaprezentował także ideologiczne uzasadnienie swojego hołdu:
„Polska, jako jedna z największy ofiar II wojny światowej, Niemcy jako sprawcy tragedii II wojny światowej, dzisiaj jako narody wolne, demokratyczne, europejskie, powinny wspólnie skutecznie zadbać o to, aby Europa była bezpieczna, żeby tragedia wojny nigdy na naszych ziemiach się nie powtórzyła„.
I dalej:
„Ta lekcja, którą wspólnie powinniśmy wyciągnąć, lekcja zakorzeniona głęboko w historii jest taka: żadne narody tak bardzo jak polski i niemiecki nie powinny mieć poczucia odpowiedzialności za bezpieczeństwo i ochronę Europy przed agresją z zewnątrz„.
To także i nieprawda, i absurd. Po pierwsze, nie ma żadnej symetrii między Polską a Niemcami. Berlin nie widzi w nas partnera, i widział nie będzie. Widzi w nas jedno z państw satelickich, które ma siedzieć cicho i nie sprawiać kłopotów. Swoim wasalom wyznacza jednocześnie tak niewielką autonomię, że nawet najwierniejsi czują się upokorzeni.
Po drugie, niemiecka polityka, choć propagandowo sprytna, jest skrajnie egoistyczna, wręcz imperialna. To nie jest kraj mentalnie i duchowo zdolny do bronienia innych, do bycia prawdziwym przywódcą jakiejś wspólnoty. Dąży i będzie dążył do maksymalizacji własnych interesów.
W ostatnich latach Polska stanęła przed dziejową szansą budowy armii, która pozwoli nam samodzielnie odstraszyć agresora, a w razie nieszczęścia stawić mu czoła. Takie siły zbrojne wzmocniłyby Polskę również politycznie, czyniąc z niej dystrybutora bezpieczeństwa w regionie. Dla Berlina to oczywiście nie do przyjęcia. Dlatego Tusk musi ciąć wydatki na zbrojenia. W zamian proponuje „niemieckie gwarancje bezpieczeństwa”, czyli prostą drogę do utraty niepodległości, i to z dwóch kierunków: wschodniego i zachodniego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/697892-berlin-nie-chce-silnej-polskiej-armii-wiec-jej-nie-bedzie