„Obecna dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej nie zachowała należytej roztropności” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Wojciech Polak. W ten sposób wiceszef Kolegium IPN komentuje działania władz muzeum, które najpierw usunęły z wystawy stałej postacie rtm. Pileckiego, św. ojca Kolbe oraz błogosławionej rodziny Ulmów, a po kilku dniach je przywróciły. „Wygenerowany przez nich konflikt świadczy o kompletnym analfabetyzmie, jeśli chodzi o umiejętności kierowania ważnymi placówkami” - ocenia nasz rozmówca.
Portal wPolityce.pl: Jak nazwałby pan profesor to, co stało się w Muzeum II Wojny Światowej?
Prof. Wojciech Polak: To było uderzenie w nasze narodowe świętości, w naszych bohaterów, ludzi którzy powinni być przez nas czczeni. Te postacie w kontekście II wojny światowej powinny być znane nie tylko u nas, ale także na całym świecie. Mamy tu jednak jeszcze jeden bardzo ważny wymiar tej sprawy. Te postaci, to są osoby święte. Choć formalnie rtm. Pilecki nie jest beatyfikowany, to jednak jest człowiekiem, który pokazał najwyższy poziom poświęcenia dla bliźniego w rozumieniu chrześcijańskim. Dlatego zaatakowanie ich jest czymś niebywałym.
Po co wywołano tak ogromną awanturę? Trudno było się przecież spodziewać, że takie decyzje nie odbiją się szerokim echem.
Trudno to sobie wyobrazić, ale te postacie nie zostały odpowiednio wyeksponowane w momencie tworzenia muzeum. Gdy jednak ten błąd został potem naprawiony, to należało to przyjąć z uszanowaniem, jako decyzję niezwykle słuszną. Tymczasem mamy tu jaką zawiść: ci „pisowcy” wprowadzili swoje porządki, to my to teraz zmienimy. Powiem o jednej fundamentalnej rzeczy, na którą nie zwraca się w tej sprawie uwagi. Obecna dyrekcja muzeum nie zachowała tu należytej roztropności. Każdy normalny człowiek kierujący tego typu placówką, pełniący tak odpowiedzialną rolę - również w wymiarze politycznym - unika niepotrzebnych konfliktów. Tymczasem wygenerowany przez nich konflikt świadczy o kompletnym analfabetyzmie, jeśli chodzi o umiejętności kierowania ważnymi placówkami i dużymi zespołami ludzi. Od początku było przecież wiadomo, jak duże oburzenie wywoła to szarganie naszych świętości. Do czego ta awantura była tym panom potrzebna? Rozumiem, że premier Donald Tusk realizuje swoją politykę wciskania wszędzie swoich ludzi, ale ci jego współpracownicy powinni zachowywać trochę więcej rozsądku.
Może rozsądek nie był tu najważniejszy, może liczyło się zupełnie co innego?
Zwyczajnie należało tu zachować zdrowy rozsądek. Wiem, że ci panowie mają koncepcję o całościowym pokazaniu wojny, że wszystkie narody były w nią zaangażowane, a naród niemiecki też poniósł jakieś ofiary. Oczywiście że także były, ale na własne życzenie. Polacy budując takie muzeum, zwłaszcza w mieście gdzie rozpoczęła się II wojna światowa mają prawo do własnego spojrzenia. Niemcy oczywiście poniosły ofiary, ale to oni byli agresorem i wyrządzili najwięcej zła i to zło należałoby pokazać. Uważam, że na takiej wystawie i tak brakuje pokazania zbrodni pomorskiej. Fakty, że MIIWŚ znajduje się na terenie Gdańska należałoby wyraźnie oznaczyć. To przecież na Pomorzu Niemcy dokonali pierwszego ludobójstwa w Polsce. Uważamy dziś, że te kilkaset miejsc straceń i morderstw to jest jedna wielka zbrodnia pomorska, która pochłonęła minimum 50 tys. ofiar.
Tego typu wystawy nie mają prywatnego charakteru. To są ekspozycje finansowane z naszych kieszeni.
Byłem konsultantem Europejskiego Centrum Solidarności. Tu wystawa została urządzona dość dawno temu, śledzę ją jak jest zmieniana, uzupełniana - coś jest dodawane, coś jest przenoszone. Każda tego typu wystawa jest przecież czymś żywym. Trzeba bowiem dbać o to, aby wystawy historyczne były zgodne z prawdą historyczną, czytelne i aktualne. Prawa autorskie do takich wystaw - także w MIIWŚ - ma całe społeczeństwo, bo to za nasze ciężko zarobione i zapłacone w podatkach pieniądze zostały one urządzone. Nie bardzo rozumiem argumentów o prawach autorskich w odniesieniu do tych wystaw.
Jeden z argumentów władz MIIWŚ, który wzbudził zdziwienie i szybko stał głośny, mówił o „narracji antropologicznej”. Co to takiego?
Niestety widzimy takie dążenia władz MIIWŚ, aby przywracać teraz tę wystawę, która ma ukazywać Niemcy jako jedną z wielu ofiar wojny. Wiem, że to może być jakieś dążenie do tego, aby niemieckim turystom niemieckim nie było przykro, no ale trudno. To nie jest nasze zmartwienie, to nie nasz problem. To problem państwa niemieckiego, które w szkole i środkach masowego przekazu nie umie pokazać prawdy, przedstawia prawdę zafałszowaną, a często nawet szkalującą inne narody. Właśnie tak, jak w serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, gdzie pokazuje się niemieckich oficerów bratających się w czasie wojny z Żydami, a polskich żołnierzy AK, pokazuje się jako antysemitów. To jest skandal, zwykłe fałszerstwo. Jeżeli szkaluje się Polskę, a w niemieckich gazetach pojawiają się określenia typu „polskie obozy śmierci”, to my tym bardziej powinniśmy eksponować przykłady heroizmu i bohaterstwa. Prof. Paweł Machcewicz mówił, że pokazywanie rodziny Ulmów może zafałszować obraz, bo tych Polaków ratujących Żydów było niewielu. Jak to było niewielu. Oczywiście nie podamy dokładnej liczby tych Polaków, ale rodzi się pytanie dlaczego? Nikt się tym przecież w czasie wojny nie chwalił, a po wojnie mieliśmy straszną zawieruchę. Przecież w Polsce Niemcy karali za to śmiercią i zabijają całą rodzinę. Kto w takiej sytuacji chciał się przyznawać. W okupacji nikt się tym nie chwalił, a w powojennym zamieszaniu nikt już do tego nie wracał. Polacy, którzy pomagali Żydom sami za to ginęli, więc w jaki sposób ta prawda miała dotrzeć do ogółu.
W tle całej tej sprawy, oskarża się św. Kolbe o antysemityzm. Zapomina się, że Niepokalanów na początku wojny był schronieniem dla 1500 Żydów. Jeden z nich ukrywał się tu prawie rok, za co zakonnicy zapłacili wywózką do obozu koncentracyjnego.
To jest niesłychane. Były takie tłumaczenia, że na wystawie pokazano także innych księży, którzy byli ofiarami Niemców. Oczywiście, że wielu księży zamordowano i należy o nich mówić. Jednak ofiara o. Kolbego była wyjątkowa, on oddał życie za drugiego człowieka z własnej woli, miłości do drugiego człowieka. Ten wyjątkowy przykład powinien być nagłaśniany na świecie. Pamiętajmy, że antagonizmy polsko-żydowskie były przed wojną widoczne w prasie obu stron, dotyczyły często handlu i opanowania niektórych zawodów. Nie można zatem patrzeć na te sprawy bez uwzględnienia realiów tamtych czasów. Pamiętajmy, że różni święci mieli różne okresy swojego życia, a o ich świętości decydowały sytuacje przełomowe, gdzie np. trzeba było poświęcić życie. Mamy przecież wiele świadectw z obozu koncentracyjnego Auschwitz, że o. Kolbe opiekował się i pomagał tam Żydom. Mamy ich świadectwa, twierdzą wręcz, że to dzięki niemu w ogóle przeżyli ten obóz. Te ataki na św. o. Kolbe są szczególnie oburzające.
Dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/697205-prof-polak-kompletny-kierowniczy-analfabetyzm-wladz-miiws