„Mamy pogorszenie warunków w jakich będą mogli operować bronią żołnierze i funkcjonariusze” - mówi portalowi prof. Romuald Szeremietiew komentując nowe przepisy o użyciu broni na granicy przez wojsko, Straż Graniczną i policję. Były szef MON nie szczędzi cierpkich słów. „Agresywnego napastnika trzeba będzie odpierać tak, by nie zrobić mu krzywdy. To jest niestety więcej niż głupota, a może i zbrodnia” - ocenia Szeremietiew.
Rząd przyjął projekt nowelizacji kilku ustaw autorstwa MON, które mają usprawnić działania wojska, policji i Straży Granicznej na granicy. Do Kodeksu karnego mają zostać wprowadzone przepisy, które w sposób szczególny chronią żołnierza w sytuacji użycia broni lub środków przymusu bezpośredniego przy jednoczesnym naruszeniu pewnych zasad. Ta szczególna ochrona przed odpowiedzialnością ma dotyczyć odparcia zamachu na życie, zdrowie lub wolność tego żołnierza lub innej osoby.
Znad granicy płyną jednak szokujące i niepokojące doniesienia. Portal wPolityce.pl otrzymał list od pragnącego zachować anonimowość żołnierza, który przeszedł „szkolenie prawne”. Wskazuje on, że przełożeni otwarcie zalecają żołnierzom, by nie używali broni nawet w sytuacjach skrajnych, niosących ze sobą oczywiste zagrożenie tak dla żołnierzy.
Tymczasem tuż przed posiedzeniem rządu - w czasie Stałego Komitetu RM - wiceminister MON Cezary Tomczyk z PO usunął z przygotowywanego projektu ustawy zapisy chroniące żołnierzy, którzy użyją broni także w sytuacji siłowego przekroczenia granicy, m.in. przy użyciu pojazdów czy z użyciem niebezpiecznych narzędzi.
To jest pogorszenie tej sytuacji, którą mieliśmy do tej pory. Żołnierz, który został skierowany do ochrony granicy korzystał z uprawnień, które miała Straż Graniczna. Mogli użyć środków przymusu bezpośredniego, włącznie z użyciem broni służbowej. Mógł to zrobić w momencie kiedy ktoś nielegalnie przekraczał granicę używając przy tym niebezpiecznych narzędzi. W takiej sytuacji żołnierze i funkcjonariusze mieli prawo strzelać. A teraz mamy pogorszenie warunków w jakich będą mogli operować bronią żołnierze i funkcjonariusze
— ocenia w rozmowie z portalem wPoityce.pl prof. Romuald Szeremietiew.
„Herzlich willkommen” - głupota
Żołnierze i funkcjonariusze będą zatem unikać, wręcz obawiać się użycia broni w sytuacji, kiedy polska granicą będzie forsowana siłą z użyciem pojazdów i niebezpiecznych narzędzi. W takiej bowiem sytuacji, zgodnie z nowymi regulacjami, nie będą w sposób szczególny chronieni przed odpowiedzialnością karną, jeśli coś pójdzie nie tak.
Można powiedzieć, że to jest pewna wersja zawołania Angeli Merkel „herzlich willkommen”, czyli agresywnego napastnika trzeba będzie odpierać tak, by nie zrobić mu krzywdy. To jest niestety więcej niż głupota, a może i zbrodnia
— podkreśla były minister obrony narodowej. Szeremietiew nie ma złudzeń co do tego, w jak sposób nowe regulacje zostaną odczytane przez broniących polskiej granicy mundurowych.
Jeżeli obrońcy granic wiedzą, że prokuratur prowadzi śledztwo, chce badać wszystkie zdarzenia, które miały miejsce od chwili rozpoczęcia obrony granic w 2021 r. i szuka winnych, to ich nastawienie jest w sprawie użycia borni jest oczywiste. Nie wolno agresywnych napastników uszkodzić. Jednocześnie pojawiają się jakieś organizacje pozarządowe i twierdzą, że mają dowody na to, że widzieli podbite oczy, wybite zęby u tych ludzi, a mieli to zrobić polscy mundurowi. Jak w takiej sytuacji mają być przyjęte te nowe przepisy przez wojsko?
— zadaje niemal retoryczne pytanie prof. Szeremietiew.
Kto tam rządzi?
Były szef MON zastanawia się nad panującym w resorcie dziwnym układem.
Kosiniak-Kamysz nie kieruje ministerstwem, jest pacynką pokazywaną na konferencjach prasowych i to przede wszystkim wtedy kiedy dzieje się coś złego. Ktoś wtedy musi pokazać twarz. Zauważmy, że kiedy nagłaśniane są jakieś działania pożyteczne z punktu widzenia obronności to Kosiniak-Kamysz występuje razem z Cezarym Tomczykiem. Kiedy jednak trzeba wziąć odpowiedzialność za coś, to widzimy tylko Kosiniaka-Kamysza
— mówi nam prof. Szeremietiew i nie ukrywa, że według niego najwięcej do powiedzenia ma w MON człowiek Donalda Tuska.
Bolszewicy kiedy budowali swoją armię, a nie mieli fachowców w sferze wojskowości, brali oficerów z armii carskiej. Żeby jednak być pewnym ich działań, to każdemu z tych dowódców z armii carskiej dokładali komisarza. Polityczny komisarz, który nie miał zielonego pojęcia o dowodzeniu rozstrzygał we wszystkich sprawach, które wydawały mu się ważne z punktu widzenia bolszewickiego. Wiceminister Tomczyk spełnia rolę komisarza Platformy Obywatelskiej przy ministrze obrony Kosiniak-Kamyszu
— podsumowuje były minister obrony narodowej.
koal
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/696274-szeremietiew-tomczyk-jest-jak-komisarz-z-po-przy-kosiniaku