Pan Donald i pani Ursula bez mrugnięcia okiem potrafią kłamać czy – jak mówią młodzi gniewni – „świrować jarząbka”. Hołdują zasadzie: „złapią cię za rękę, mów, że to nie twoja ręka”.
Ursula von der Leyen nie chce przejść przez gardła szefów rządów Unii Europejskiej jako przyszła przewodnicząca Komisji Europejskiej, mimo że była nią od 1 grudnia 2019 r. Nie przeszła też podczas negocjacji 17 czerwca 2024 r. Ale ma trzech rzeczników i miłośników: Olafa Scholza, Emmanuela Macrona i Donalda Tuska. Przy czym Tusk i Scholz to to samo co ona pokolenie, zaś Macron jest o pokolenie młodszy. Ci rzecznicy i miłośnicy liczą na to, że Frau Ursula przejdzie podczas negocjacji 27-28 czerwca 2024 r.
Poparcie ze strony Scholza, mimo że z innej partii, jest zrozumiałe – Niemka to Niemka. Poparcie od Macrona może mieć podtekst, o którym nie wypada mówić. Zostaje Tusk i on mógłby być bliźniakiem von der Leyen, mimo że jest o rok starszy. Tuska z von der Leyen z domu Albrecht łączy jakiś milion cech charakteru. Wymieńmy najważniejsze: są tak samo wiarołomni, podstępni, zdystansowani od prawdy, bezczelni, przebiegli, egoistyczni i dbają o interes tego samego państwa - Niemiec.
Von der Leyen wielokrotnie oszukiwała premiera Mateusza Morawieckiego i polski rząd oraz prezydenta Andrzeja Dudę: podejmowała zobowiązania, o którym potem nie mogła sobie w żaden sposób przypomnieć. To i tak lepiej niż w wypadku Donalda Tuska, który do czegoś się zobowiązywał, a potem twierdził, że nic takiego nie było, choć pokazywano mu odpowiednie nagrania i dokumenty. Ale i on, i pani Ursula bez mrugnięcia okiem potrafią kłamać czy – jak mówią młodzi gniewni – „świrować jarząbka”. Hołdują zasadzie: „złapią cię za rękę, mów, że to nie twoja ręka”.
Oszukując premiera Morawieckiego, polski rząd i prezydenta Dudę von der Leyen bardzo się starała wywiązywać z układów z Tuskiem, czyli jako przewodnicząca Komisji Europejskiej szkodziła Polsce tak długo, aż jej przyjaciel i wielbiciel doszedł do władzy. A to celowe i planowe szkodzenie miało mu w odzyskaniu władzy pomóc. I nawet nie udawała przy tym bezstronnej. Już to wystarczy, żeby Tusk stał za nią murem. A poza tym kobieta wydająca mu polecenia czy rozkazy i mówiąca po niemiecku chyba wzbudza w nim podziw i respekt. Jak Tusk, to tylko kobieta i po niemiecku.
Pan Donald jest wprawdzie wybitnym krętaczem, ale pani Ursula miała chyba w tej mierze (i pewnie wciąż ma) większą fantazję. Pan Donald mógłby się więc od niej uczyć. Gdy w 2019 r. pani Ursula została szefową Komisji Europejskiej, tygodnik „Der Spiegel”, choć niemiecki, poświęcił sporo uwagi jej krętactwom jako minister obrony narodowej Niemiec (w latach 2013-2019). Jak tylko pani Ursula dostała posadę w Brukseli, zaraz usunęła wiadomości ze służbowego telefonu. Usunęła, bo wiedziała, że będą przedmiotem dochodzenia parlamentarnej komisji śledczej. Dochodzenia w sprawie zawarcia bez przetargów kontraktów z prywatnymi firmami doradczymi wartych setki milionów euro. Tylko w pierwszych sześciu miesiącach 2019 r. ministerstwo von der Leyen zleciło firmom doradczym zadania wycenione na 154 mln euro (pozostałe 14 ministerstw podpisało umowy na 178 mln euro). Skorzystała głównie firma McKinsey. Z prostego powodu: stamtąd pochodziła Katrin Suder, którą pani Ursula upodobała sobie jako niezbędną dla kierowanego przez siebie MON.
Pani von der Leyen miała taki zwyczaj (podobnie jak kanclerz Angela Merkel), że ważne sprawy załatwiała SMS-ami. I o ile Merkel zgodziła się, by urzędowo archiwizować wysyłane przez nią wiadomości służbowe, o tyle von der Leyen wybrała umiłowanie wolności. Z jej pierwszego służbowego telefonu wszelkie dane zostały wykasowane w czerwcu 2019 r., z drugiego zaś w listopadzie 2019 r., gdy już się pakowała do Brukseli. Pierwszy telefon wyczyścił informatyk MON, drugi - sama pani Ursula. I, o dziwo, ówczesna opozycja zaczęła się awanturować, że doszło do celowego zniszczenia danych przez minister i jej pracowników.
W kwietniu 2024 r. eurodeputowany Markus Pieper, kolega pani Ursuli z tej samej frakcji, czyli z EPP, objął fuchę pełnomocnika Komisji Europejskiej ds. małych i średnich przedsiębiorstw. Wprawdzie w rekrutacji (w styczniu 2024 r.) wypadł gorzej od dwóch kontrkandydatek, ale najważniejsze jest koleżeństwo. Dlatego bezsensowne było głosowanie w PE, żeby jednak nie był tym pełnomocnikiem. Tym bardziej że Komisja pani Ursuli uznała, iż czepiają się jej kolegi bez sensu, więc nie warto wyników głosowania respektować. Pani Ursula zignorowała też wezwanie (w marcu 2024 r.) o wyjaśnienia ze strony czterech komisarzy, w tym szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella, komisarza ds. rynku wewnętrznego Thierry’ego Bretona, komisarza ds. gospodarki Paolo Gentiloniego i komisarza ds. pracy i spraw socjalnych Nicolasa Schmita.
Krętactwa pani Ursuli w niemieckim MON to pryszcz przy śledztwie dotyczącym negocjacji i zakupu szczepionek przeciw Covid-19 przez Komisję Europejską. Tu panią Ursulą zajęła się Prokuratura Europejska, która przejęła śledztwo prokuratury belgijskiej. Chodzi o „ingerencję w funkcje publiczne, niszczenie SMS-ów, korupcję i konflikt interesów”. Doniesienie złożył lobbysta Frédéric Baldan z Liège. Baldan informował o wymianie wiadomości tekstowych między Ursulą von der Leyen a szefem Pfizera Albertem Bourlą w okresie poprzedzającym zawarcie największej umowy dotyczącej szczepionek w UE. Transakcja była warta około 20 mld euro (okazało się też, że zmarnowano szczepionki o wartości co najmniej 4 mld euro).
Komisja Europejska oczywiście odmówiła ujawnienia treści wiadomości tekstowych, a nawet potwierdzenia ich istnienia. Na pytanie „Politico” o brakujące wiadomości tekstowe, pani Ursula odpowiedziała: „Wszystko, co niezbędne na ten temat zostało powiedziane i wymienione”. Von der Leyen i Bourla są podejrzewani o bezpośrednie negocjowanie za pośrednictwem wiadomości tekstowych przedłużenia kontraktu o wartości 1,8 mld euro na dodatkowe dawki szczepionki do krajów UE. Polska złożyła odrębną skargę w sprawie szczepionek (w listopadzie 2023 r.), ale rząd Donalda Tuska ją wycofał. To zrozumiałe, że Tusk nie czepia się przyjaciółki. Zresztą postępowanie w Liège odroczono do grudnia 2024 r.
Ursula von der Leyen, choć wciąż niepewna ponownego wyboru, wydaje się idealna na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej, po drodze zamienione w urząd największego krętacza w UE. Nie dziwi dystans do pani Ursuli ustępującego przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, poczciwego byłego premiera Belgii. Tak jak nie dziwi entuzjazm Donalda Tuska dla pani Ursuli i oddanie jej osobie. Wszak trafił swój na swoją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/695834-tusk-z-calych-sil-wspiera-von-der-leyen-pierwszego-kretacza