W przemówieniu Ryszarda Petru w sprawie przywrócenia niedziel handlowych w Polsce mieści się cała postawa rzecznika jednej grupy interesu. Polityk Trzeciej Drogi proponuje zmiany w ustawie, które zagonią ludzi do pracy w sklepach wielkopowierzchniowych, ale ozdobił te proste skutki swojej propozycji w arcyszlachetne pobudki. Otóż Ryszard Petru martwi się, że w niedzielę nie mogą w sklepach dorabiać studenci. Przejmuje się tymi małymi sklepikami, których ilość się zmniejszyła przez ostatnie lata(jakby pandemia i setki innych rynkowych zmian nie miały tu swojej roli). Pan poseł martwił się, że w wielu punktach ludzie jednak w niedzielę pracują - na stacjach benzynowych czy w sklepach z dewocjonaliami. Nasz kieszonkowy ekonomista zrobił nawet zakupy w dzień powszedni i w niedzielę (pomidory, chleb, masło, olej, czekolada, itp.) i wyszło mu, że w niedzielę płaci się więcej o 40%. Dodatkowo Petru wspomniał Ustrzyki Dolne i opowiadał jak to trzeba mieszkańcom jechać aż do Rzeszowa by z rodziną spędzić czas w galerii (tak powiedział!) a nie ma na to czasu w dni pracy.
Czego Petru nie powiedział? Nie mówił, że handlowe niedziele pomagają sklepom wielkopowierzchniowym organizować powierzchnie handlową i grafiki pracownicze, że buduje to dla wielkich marketów dodatkowe nawyki zakupowe u klientów, zmniejsza koszty magazynowania, zwiększa narzędzia presji na pracowników, buduje monopol hipermarketów, angażuje dla marketów całą infrastrukturę dostawczą i marketingową (na spontaniczne zakupy w galeriach), handlowe niedziele pomagają też marketom rozłożyć równomiernie klientów, którzy przy obecnym zakazie handlu kumulują się w sobotnie wieczory ale też w piątki - są bowiem badania, że spora część klientów korzysta z niedziel handlowych i w ten sposób, że stara się wyłączyć z zakupów także soboty, by mieć więcej czasu na swoje rekreacje. Zakaz handlu w niedziele uwalnia mentalnie część klientów od wizyt w miejscach gdzie ludzi bombarduje się reklamami, zachętami i neuromarketingiem. Można więc z tego śmiało wyciągnąć wnioski, że Ryszard Petru stał się w swojej walce o zniesienie zakazu handlu rzecznikiem interesów wielkich sklepów, czyli tych o głównie zagranicznym kapitale.
Wiele wskazuje na to, że przy sprzeciwie Lewicy nie uda się Polaków zagnać znowu do hipermarketów w niedziele, ale sama ta próba jest warta odnotowania i pochylenia się nad nią. Wręcz wzruszająca jest ta część tyrady Ryszarda Petru, w której martwił się o marnowanie żywności, która - niesprzedana - każdej niedzieli ma być wyrzucana w liczbie 25 ton (na całą Polskę). To oznacza, że na każdego Polaka tygodniowo przypada około pół grama zmarnowanej żywności - to już chyba w kichnięciach marnujemy jej więcej. Absurd goni absurd, czyli wrócił cały Ryszard Petru, ze wszystkimi swoimi sześcioma królami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/695363-petru-niczym-rzecznik-zagranicznych-hipermarketow