Czy Donaldowi Tuskowi nie grozi choroba kuru? Tę straszliwą przypadłość wywołuje kanibalizm. A pożeranie własnych koalicyjnych przystawek na pewno nie obędzie się bez poważnych politycznych konsekwencji.
Nawet najbardziej życzliwi Donaldowi Tuskowi komentatorzy przyznają, że wyborcza „mijanka” udała się przede wszystkim dzięki kanibalizacji obu partii sojuszniczych.
Tak więc jest pytanie o konsekwencje pożerania sojuszników. Można sobie zażartować, że Donald Tusk naraża się na los kanibali z Nowej Gwinei. Tamtejsi mieszkańcy jeszcze nie tak dawno z upodobaniem praktykowali zjadanie innych ludzi. Bardzo to lubili, ale efektem było zapadanie na kuru – nieuleczalną chorobę, zawsze śmiertelną, atakującą tkankę nerwową, a szczególnie mózg.
Na razie Tusk nie przejmuje się takimi konsekwencjami. Jest upojony zwycięstwem, zapowiada, że dalej będzie prowadził politykę po myśli swych najbardziej hejterskich zwolenników spod znaku Silnych Razem. Nakazuje swoim przystawkami dołączenie do niej i grozi im konsekwencjami w przypadku opieszałości.
Pierwsze sygnały z wieczoru wyborczego Koalicji Obywatelskiej były takie, że trzeba „dyscyplinować” koalicjantów. I od razu to się zaczęło. Minister edukacji Barbara Nowacka drwiła ze słabych wyników Lewicy i Trzeciej Drogi:
No to się pan Szymon doczekał!
Wiadomo, że i Lewicy i Trzeciej Drodze odpłynęło po jednej trzeciej wyborców na rzecz KO. W przypadku Lewicy to nic nowego. Od dawna była łowiskiem, gdzie skutecznie kłusują kandydaci KO. Trzecia Droga zaznała tego po raz drugi (pierwszy raz w wyborach samorządowych), ale jej strata wydaje się być boleśniejsza, bo zauważalna część wyborców odpłynęła od niej do Konfederacji.
Co więc zrobią przystawki? Pierwszy wybór to trwanie „dietetyczne” i grzeczna konsumpcja okruchów z pańskiego, platformerskiego stołu. To coś z czym jest całkowicie pogodzona starsza generacja polityków Lewicy. Ale ci młodsi, którzy muszą myśleć o następnych dekadach swojego politycznego życia zaczynają pyskować.
Lewica potrzebuje pokazać, czym różni się od PO
— oznajmiła Magdalena Biejat i jej zdanie jest typowe dla ludzi z kręgów partii Razem. Mają oni znikome szanse na samodzielny sukces wyborczy, ale są całkiem sprawni w warstwie propagandowo-komunikacyjnej, więc Tusk nie powinien ich całkowicie lekceważyć.
Tak jak starsze pokolenie Lewicy, tak też „Hołowniowa” część Trzeciej Drogi raczej nie będzie problemem dla KO. Wygląda na to, że jej marzeniem jest pójść drogą Nowoczesnej Ryszarda Petru i stać się po prostu częścią KO. Ale jest PSL. Nagle okazało się, że obok bezwolnego i kapitulanckiego lidera tej partii, czyli Władysława Kosiniaka-Kamysza, buntują się jego podwładni. Wiceminister MON, polityk, którego mało kto podejrzewał o tak konfrontacyjne zachowanie, otwarcie skrytykował ważne zalecenie szefa rządu. Paweł Zalewski nazwał „absurdem” polecenie Tuska, aby przygotować zmiany w prawie dotyczącym użycia broni.
To absolutny absurd, żeby w ciągu weekendu wypracować jakąś nową koncepcję
— mówił Zalewski. Do tej pory chyba nikt z podwładnych, zwłaszcza wiceminister, nie oznajmił hegemonowi Tuskowi, że ma tak bardzo w nosie jego polecenia. Ostateczny wynik wyborczy – czyli mała różnica między KO a PiS – może zachęcać do takiego „fikania”. Pogłoski o śmierci PiS okazały się fałszywe, a doniesienia o tryumfie KO mocno przereklamowane.
W obu przypadkach kanibalizacja przystawek niesie zagrożenia. Wariant pierwszy - kupowanie posłów „dietetycznych” łączy się z demoralizacją, ryzykiem skandali, łącznie z korupcyjnymi. Bo jeśli to będzie dla nich tylko jedna kadencja, to wiadomo, że będą chcieli odkuć się na przyszłość. Zagrożenie drugie, czyli bunty, zwłaszcza w przypadku PSL, też jest realne. Widać je było, choć mocno to wyciszano, przy okazji formowania koalicji sejmikowych. Zresztą nadal nie wszystkie się uformowały, bo samorządowcy PSL nie mogą porozumieć się z partnerami z KO. A niektórzy z nich zresztą zerkali w stronę PiS, tak jak było to na Dolnym Śląsku.
Choroba kanibali, kuru, zwana jest też śmiejącą się śmiercią. W jej nieuchronnym finale chorzy wpadali w fazę kompulsywnego śmiechu. Radość z wieczoru wyborczego, śmiech i owacje podsycane fałszywymi sygnałami z wyników exit poll, mogą szybko przejść w stan całkowicie odmienny. Lewica i Trzecia Droga (w tym szczególnie PSL) wiedzą, że są zjadani kawałek po kawałku. Nie wszyscy chcą być częścią menu ludojada. Wystarczy, że jakaś część zacznie uciekać z widelca, aby sprawić Tuskowi duży problem. A ci bardziej tchórzliwi i wygodni, którzy zostaną na talerzu, nie będą wartością dodaną, lecz prędzej toksyną, która zatruje kanibala.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/694917-donald-tusk-i-smiejaca-sie-smierc