Wyborcy prawicy zastrajkowali. Taki jest wniosek z wyników exit poll, a zwłaszcza geograficznego rozkładu frekwencji.
Co z tego wynika dla prawicy i w ogóle całej polityki? Donald Tusk ma powody do oczywistej radości, bo ma wreszcie po 10 latach „mijankę”. Ale też dostał sygnał, że istnieją granice jego powodzenia. Koalicja Obywatelska wygrała dzięki niskiej frekwencji i to w proporcji korzystnej dla niej. Czyli najbardziej aktywni byli jej wyborcy z wielkich miast, a bierni okazali się wyborcy prawicy z mniejszych ośrodków, a szczególnie Polski południowo-wschodniej. Czyli obywatele słuchający apeli o tym, że to „najważniejsze dla demokracji wybory” zlekceważyli te wezwania. Dokładniejsze analizy w tej materii będą możliwe po podaniu oficjalnych wyników, a zwłaszcza liczb bezwzględnych. Ciekawe będzie porównanie z wyborami europejskimi 2019 r., gdy była rekordowa – ponad 45 proc. frekwencja. Ważne też będzie porównanie z wynikiem ostatnich wyborów parlamentarnych.
Według wstępnych, nieoficjalnych sygnałów na listach PiS najlepsze rezultaty mieli młodsi, nowi kandydaci. Czy to sygnał ze strony wyborców, że „lud PiS-owski” oczekuje znaczących zmian w popieranej przezeń partii? Chyba tak jest, bo może o tym też świadczyć dobry wynik Konfederacji. A przypomnijmy, że pięć lat temu KWW Konfederacja, Korwin, Braun, Liroy, Narodowcy (bo tak to wtedy się nazywało) zdobył nędzne 4,55 proc. głosów i tym samym ani jednego mandatu. Wygląda na to, że lider PiS Jarosław Kaczyński będzie musiał postąpić w myśl powiedzenia włoskiego pisarza, że czasem trzeba zmienić bardzo dużo, aby wszystko pozostało po staremu.
Konfederacja „utuczyła” się kosztem PiS i będzie miała znów własnych eurodeputowanych. Ale czy jest to spektakularny sukces? Te prawie 12 proc. dawane przez exit poll? Jednak nie, Konfederacja nadal jest bardziej pokoleniowym antysystemowym happeningiem niż nurtem politycznym, który może zmieniać rzeczywistość. Jej dobrze jest być partią antysystemową i nawet nie dąży do tworzenia własnego systemu, czyli tym samym abdykuje z działań pozytywnych na rzecz ciągłej krytyki i negacji.
O Trzeciej Drodze i Lewicy można już pisać, że są tylko przystawkami Donalda Tuska. To koniec marzeń Szymona Hołowni o podmiotowości, a na Lewicy nikt od dawna o tym nie myśli. Te małe ugrupowania, które Koalicja Obywatelska kanibalizuje w kolejnych wyborach, będą już tylko grupami posłów „dietetycznych”. Czyli takich, którzy za możliwość trwania i korzystania z konfitur z zasobów Ministerstwa Aktywów Państwowych bez szemrania będą wspierać obecny rząd.
Konkludując – pod najważniejszym względem nic się nie zmieniło. Polityka w Polsce rozgrywa się między Koalicją Obywatelską i Prawem i Sprawiedliwością. Tertium non datur. I nadal tak będzie. Powyborcze słowa Donalda Tuska o tym, że nie będzie żadnych kompromisów z opozycją pokazują jasno, iż nadal czeka nas życie w kraju dramatycznie podzielonym. Tusk może wygrać wybory z PiS, ale nie jest w stanie zniszczyć tego nurtu politycznego. Wniosek z tego jeden – konflikt rozdzierający Polskę będzie jeszcze bardziej brutalny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/694848-donald-tusk-rozjechal-wlasnych-koalicjantow