Imigranci atakujący żołnierzy sami proszą się o śmierć. Obrońcy granic mają pełne prawo strzelać do nich, łącznie z zabijaniem najbardziej agresywnych napastników.
Ktoś kto w agresywny sposób narusza granicę państwa musi liczyć się z tym, że straci życie. Żołnierz, strażnik graniczny lub policjant ma prawo – zgodnie z odpowiednimi ustawami – strzelać do intruza. Ta prawda z trudem przebija się do niektórych osób.
Noszenie munduru i broni daje immunitet na zabijanie. Nawet w czasie pokoju. Oczywiście immunitet na zabijanie jest precyzyjnie określony przez prawo.
Immunitet na zabijanie obowiązuje także w czasie pokoju. Polscy żołnierze wykonują „zadania bojowe w czasie pokoju”. Robią to uzbrojeni wartownicy na terenie całego kraju, ale też żołnierze pełniący służbę na granicy polsko-białoruskiej. Każdy z nich zgodnie z odpowiednią procedurą może strzelać do ludzi nie reagujących na wezwania „osoby uprawnionej”, czyli uzbrojonego żołnierza lub funkcjonariusza. Reguluje to ustawa o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej. W artykule 45 znajdziemy dokładne i długie wyszczególnienie przesłanek zezwalających na użycie broni.
Ten punkt ustawy jest dobrze znany żołnierzom służącym na granicy. Zapoznanie z nim jest ważną częścią szkolenia. Na dodatek żołnierze często noszą przy sobie „ściągę”, czyli wypis z odpowiednimi paragrafami, tak aby nikt im nie zarzucił nieznajomości przepisów.
W ich świetle trójka żołnierzy z Dubicz Cerkiewnych, ta która została zatrzymana przez Żandarmerię, całkowicie zgodnie z prawem mogła strzelać do agresywnych napastników. Nie na postrach, ale bezpośrednio do nich! Wiadomo, że w czasie tamtego zdarzenia nasi żołnierze oddali 43 strzały ostrzegawcze w powietrze lub w ziemię. Brutalnie mówiąc – o 42 strzały za dużo! Prawie całą zużytą amunicję, oprócz pierwszego strzału, mogli skierować w stronę napastników.
Procedura jest jasna. Żołnierz służący na granicy (lub wartownik) widząc intruza ma obowiązek wezwać go do zatrzymania się. Mówiąc prościej krzyczy: „Stój, Wojsko Polskie!”. Jeśli wezwanie nie skutkuje żołnierz ma przeładować broń. Jest to czynność tak charakterystyczna i spektakularna, że na jej widok i dźwięk zatrzyma się każda osoba, której miłe jest jej własne życie. Według wojskowego żartu przeładowanie broni to „język zrozumiały na całym świecie”. Rzeczywiście, w przypadku zwykłych imigrantów ekonomicznych samo dotknięcie suwadła karabinu powodowało, że zatrzymywali się jak sparaliżowani. Większość z nich pochodzi z krajów, gdzie wojsko lub policja nie patyczkuje się z opornymi, więc zachowywali się też bardzo pokornie wobec naszych żołnierzy i funkcjonariuszy. Ostatnim działaniem jest oddanie strzału ostrzegawczego w bezpiecznym kierunku, czyli najczęściej w powietrze. Potem żołnierz ma prawo i obowiązek użyć amunicji penetrującej wobec napastnika.
W Dubiczach Cerkiewnych kilkudziesięcioosobowa grupa agresywnych napastników nie zatrzymała się na żaden z sygnałów. Nasi żołnierze mieli pełne prawo strzelać do nich i tym samym ich zabijać. Dlaczego tego nie zrobili? Bo wiedzieli, że będzie wiązało się to z ogromnymi kłopotami. Nie uniknęli ich, ale byłyby one poważniejsze, gdyby kula trafiła któregoś z agresorów. Takie niestety są realia służby w polskich formacjach mundurowych. Wbrew hucznym deklaracjom polityków państwo nie stoi za swoimi obrońcami, lecz brutalnie ich rozlicza.
Warto tu dodać, że wspomniana ustawa o środkach przymusu i broni palnej została uchwalona 24 maja 2013 roku, czyli za pierwszych rządów Donalda Tuska. I nie jest to zła ustawa. Szeregowi funkcjonariusze i żołnierze dobrze oceniają jej zapisy. Ale wiedzą doskonale, że czym innym są paragrafy na papierze, a czym innym ich interpretacja, która niestety najczęściej jest przeprowadzana na niekorzyść żołnierzy i funkcjonariuszy.
Gen. Roman Polsko komentując zatrzymanie żołnierzy stwierdził, że wywołało to efekt mrożący, czyli jeszcze bardziej zniechęciło wojsko, SG i policję do korzystania z broni. Tak niestety jest i nie zmienią tego werbalne deklaracje ze strony rządzących. Potrzebne są nie słowa, a czyny, czyli nagradzanie żołnierzy za poświęcenie i aktywność w czasie służby, a nie karanie ich za odwagę w realizowaniu zleconych im zadań. Nagrody także wtedy, gdy kula trafi napastnika. A nawet zwłaszcza wtedy, tak, aby każdy żołnierz wiedział, że Polska widzi w nim bohatera i obrońcę, a nie zabójcę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/694574-agresywni-nielegalni-imigranci-sami-prosza-sie-o-smierc